Marcin Cichoński
Co działo się w lipcu na ulicach Warszawy – pamiętamy. Na demonstracjach licznie stawili się artyści. W mediach społecznościowych zamieszczali swoje zdjęcia i statusy, spod Pałacu Prezydenckiego, Sądu Najwyższego czy Sejmu przeprowadzali nawet transmisje. Dzięki tym ostatnim, a także dzięki transmisjom telewizyjnym, obserwować mogliśmy występy muzyczne. Dorota Stalińska śpiewała „Mury”, Maciek Maleńczuk zmienił słowa piosenki „Fajnie”, zauważając, zresztą tuż obok siedziby Andrzeja Dudy: „fajnie, że prezydent miewa własne zdanie, a nie jest jak kelner na każde zawołanie”. Śpiewać mieli i inni – na przykład legenda alternatywy, zawsze zbuntowany Robert Brylewski. Nie zaśpiewał, bo wcześniej „odłączono prąd” Tymonowi Tymańskiemu. Komuś z organizatorów nie spodobało się, że wykonywał rubaszny utwór „Czerwone majtki (z napisem Roma)”. Później sam artysta skarżył się, że w imię walki o jedną wolność (w tym przypadku niezawisłość sądów) łamana jest wolność słowa: – Piosenka zawiera cytat z niesławnej anegdoty z biskupem Paetzem w roli głównej, deczko trawestując: „czerwone majtki z napisem Roma – czytaj od tyłu, czytaj na wspak, Amor!”. Swoją drogą, w filmie [chodzi o komedię „Polskie gówno”, do której Tymon stworzył scenariusz i muzykę i w której zagrał główną rolę – red.] jest scena, w której podczas wykonywania rzeczonej piosenki przez mój filmowy zespół w szkole marketingu ojca Rydzyka też ktoś nam wyłącza prąd w tym samym momencie (i również w ramach tchórzliwej autokastracji przekazu). He, he, przypadek? Może wcale nie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.