Ponad trzy tysiące nagrań. Musieliście dokonać bardzo ostrej selekcji. Czym się kierowaliście, podejmując decyzję? Na pewno sięgnęliście po piosenki pomniki, doskonale rozpoznawalne...
...ale nie wszystkie! Podjąłem decyzję, że zamknę płytę „Piosenką o mojej Warszawie” Alberta Harrisa, która była pierwszym wielkim powojennym hitem w repertuarze Mieczysława Fogga. Ten utwór sprawił, że Fogg był znany także wśród tych, którzy nie pamiętali go sprzed wojny. Do śmierci był o ten utwór proszony na koncertach. To jest taki niepisany hymn Warszawy. Dla mnie ta piosenka jest rodzajem klamry, rodzajem symbolu przejścia z czasów starych do czasów, które miały niedługo nadejść. Odbiorca płyty czy koncertu tę dalszą historię dopowie sobie sam. Nie korzystaliśmy z dorobku Fogga powojennego. Chciałem pokazać świat, w którym my z Marcinem [Maseckim – red.] poruszamy się dosyć swobodnie, mamy do tego wielką pasję: świat przedwojennej Polski.
W przypadku Fogga nie mogło się obyć bez epizodu wojennego. Co jest ważne, Fogg to jest dużo więcej niż same piosenki i pewnie dlatego stał się on obiektem projektu Muzeum Powstania Warszawskiego. Wracając do piosenek – kończyliśmy na „Piosence o mojej Warszawie” i do tego momentu śledzimy życiorys artystyczny Fogga. Oczywiście zawsze odbywa się to na zasadzie wielu kompromisów. Chcieliśmy nawiązać do wspaniałego Chóru Dana – wystarczy oczywiście zrobić kilka kliknięć na telefonie lub komputerze, by tego chóru posłuchać jeszcze dziś, zremasterowanego. Potem jest kariera solowa Fogga, jego kooperacje. Chcieliśmy pokazać też świat, który wtedy funkcjonował, dlatego na płycie pojawiają się aktorki śpiewające. Nasz zespół nawiązuje do tradycji takich niedużych zespołów salonowych z lat 20.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.