Wygląda na to, że miarka się przebrała. Przynajmniej w Wenezueli, gdzie opozycyjny lider Juan Guaidó ogłosił się tymczasowym prezydentem kraju. Urzędującemu dotąd prezydentowi Nicolasowi Maduro zaoferowano amnestię. Maduro stoi na czele lewicowej junty, która w ciągu 20-letnich rządów sprowadziła zasobny w ropę naftową kraj na skraj nędzy. – Bez względu na poglądy polityczne ludzie nie chcą już tak dłużej żyć: bez wody bieżącej przez pół roku, bez prądu, bez lekarstw czy pieniędzy, żeby kupić jedzenie – mówił w jednym z wywiadów Guaidó. Przed ogłoszeniem się prezydentem przewodniczył on wenezuelskiemu parlamentowi. Ponieważ większość miała w nim opozycja, Maduro zmarginalizował jego znaczenie, powołując alternatywne zgromadzenie ustawodawcze i przekazując mu wszelkie kompetencje legislacyjne. To mówi o jakości wenezuelskiej demokracji równie dużo, jak zestaw strategicznych sojuszników Maduro, do których zaliczają się m.in. Rosja, Chiny i Turcja. Kraje te murem stoją za obecnymi władzami, oskarżając USA o bezpardonową interwencję w wewnętrzne sprawy kraju. Faktem jest, że Waszyngton bardzo szybko udzielił poparcia rywalowi Maduro.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.