„To nie jest tak, że w Polsce nie rodzą się ludzie, którzy potrafią mówić z sensem, przekonywać do swoich racji, skupiać uwagę i inspirować. Po prostu system takich ludzi traktuje jako śmiertelne zagrożenie i natychmiast eliminuje. Każdy, kto wyrasta ponad przeciętność, musi zostać zneutralizowany” – pisze w tekście analizującym nadchodzący bój o prezydenturę JAN ŚPIEWAK (s. 24). Rzeczywiście, lista pretendentów do przyszłorocznej prezydentury nie rzuca na kolana. Pamiętają Państwo czasy, gdy o najwyższy urząd w kraju ubiegały się takie osobowości jak LECH WAŁĘSA, ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI, DONALD TUSK czy LECH KACZYŃSKI?
Można ich było lubić lub nie, ale byli to politycy, którzy na lata odcisnęli piętno na polskiej rzeczywistości. W porównaniu z nimi wybory prezydenckie 2020 r. będą jednak meczem drugiej ligi. Niestety, dotyczy to także obecnie urzędującego prezydenta, który wprawdzie cieszy się sporym poparciem społecznym, ale przez pięć lat pełnienia urzędu nie zdołał zbudować sobie pozycji w pełni samodzielnej głowy państwa. Czy to znaczy, że dzisiejsza polityka nie potrzebuje osobowości? Wręcz przeciwnie.
Polacy, nie doczekawszy się białego konia i jadącego na nim DONALDA TUSKA, rozpaczliwie czekają teraz na konia czarnego. To dlatego w sondażach na dobrych miejscach pojawiają się osoby dość zaskakujące. SZYMON HOŁOWNIA z marszu uzyskał 8 proc. poparcia, choć nigdy nie był politykiem i jest raczej uosobieniem marzeń Polek i Polaków o doskonałym zięciu (pobożny, bogaty, w dodatku z telewizji) niż materiałem na głowę państwa. Z kolei ADRIAN ZANDBERG po jednym dobrym wystąpieniu sejmowym wyprzedził w notowaniach prezydenckich ROBERTA BIEDRONIA, który od kilku lat przygotowywał się do boju o prezydenturę, ale – jak niesie wieść gminna – pod wpływem brukselskich apanaży stracił nagle zainteresowanie założoną niedawno przez siebie partią, żyrandolem przy Krakowskim Przedmieściu i w ogóle polskim grajdołkiem. Zandbergomania przeraziła chyba nawet samego zainteresowanego, skoro w rozmowie z „Wprost” mówi, że nie aspiruje do roli MESJASZA LEWICY (s. 34).
Prawdziwy bój o prezydenturę stoczą jednak nie ZANDBERG i HOŁOWNIA, lecz – wszystko na to wskazuje – ANDRZEJ DUDA i MAŁGORZATA KIDAWA-BŁOŃSKA. Ta ostatnia w sondażach zbliża się do urzędującego prezydenta. Wiedzą o tym sztabowcy głowy państwa, o czym piszą w swojej analizie JOANNA MIZIOŁEK i ELIZA OLCZYK (s. 20). Paradoksalnie, szanse kandydatki PO najskuteczniej dziś osłabia jej własna partia, urządzając farsę pod tytułem „prawybory”. Które tak naprawdę mają uratować przywództwo GRZEGORZA SCHETYNY. Jest to jakoś na swój sposób logiczne. Wszak patologiczny system eliminowania potencjalnych następców, wprowadzony wiele lat temu przez duet TUSK -KACZYŃSKI, trwa. I nic nie wskazuje na to, by zbliżające się wybory prezydenckie miały przybliżyć jego upadek.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.