W ramach platfusowych prawyborów Radosław Sikorski wylał kubeł pomyj na Lecha Kaczyńskiego. Zazwyczaj takie pomyje skutkowały i wylewacza powszechnie chwalono oraz klepano po pleckach. Sikorski przeoczył jednak fakt, że jest ministrem spraw zagranicznych RP i publiczne plucie na polskiego prezydenta jest, jakby to powiedzieć, niezgodne z racją stanu. Inna sprawa, że racja stanu daje nieporównanie mniej rozkoszy niż łechtanie własnego ego.
Pomyje Sikorskiego byłyby tym mniej smaczne, że to niegdysiejszy – a nawet całkiem niedawny – PiS-owiec, który większość swej politycznej kariery spędził wśród Janów Parysów, Janów Olszewskich oraz najprzeróżniejszych Kaczyńskich. Jeśli są oni aż tak straszni, to Sikorski powinien to chyba zauważyć wcześniej. Przeciętny człowiek dostrzega potworność Jarosława Kaczyńskiego po 15-20 sekundach znajomości. No, ale Sikorski nie jest przeciętny. Jest nawet bardzo nieprzeciętny, skoro zajęło mu to 20 lat.
Los renegatów jest jednak ciężki. Mimo usilnych starań, by się uwiarygodnić, są tacy, co pamiętają Sikorskiemu niedawną przeszłość. Janusz Palikot nazwał go kandydatem PiS i wywołał tym wielką awanturę w PO. Mieli go za karę wyrzucić, ale oczywiście nie wyrzucili. W międzyczasie Palikot przeżył moralny wstrząs. Możezostałby nawet buddystą, ale wtedy musiałby zmienić fryzurę. No i w następnym życiu mógłby zostać Lechem Kaczyńskim.
Broniąc swego przyjaciela Palikota, Bronek Komorowski sprytnie przemycił kilka szpil pod adresem swego rywala w prawyborach. „Ktoś był w PiS, kogoś tam nie było" – zauważył celnie. No tak, ale też ktoś był w Unii Demokratycznej, kogoś tam nie było. A to też obciach.
Palikotowi się upiekło? Pozornie. Zarząd PO go wprawdzie oszczędził, ale spotkało go coś znacznie gorszego. Naszego redakcyjnego kolegę skrytykowała bowiem sama posłanka Joanna Mucha. Stwierdziła, że polityka to gra trochę indywidualna, trochę zespołowa, a Palikot nie potrafi wyśrodkować i za dużo gra pod siebie. Mądre, piękne, głębokie słowa, których nie powstydziłby się sam Dariusz Szpakowski. Ale wobec Palikota chyba jednak niesprawiedliwe. Bo jak na przykład poseł PO przyniesie gdzieś świński ryj, to i muchy coś z tego mają.
Skądinąd i sama Mucha ma pod górkę. Koleżanki z partii zarzucają jej to samo, co ona Palikotowi – że się nadmiernie lansuje. Między Muchą a Palikotem istnieje jednak zasadnicza różnica. Palikot poprzez lansowanie się wylansował, a Mucha – nie bardzo.
Eugeniusz Kłopotek w Sejmie na posiedzeniu komisji mało nie pobił jakiegoś nieszczęsnego człowieka. Ta sytuacja dobrze charakteryzuje PSL. Nie żeby ta partia była jakoś szczególnie brutalna i skłonna do rękoczynów. Chodzi raczej o to, że we wszystkim jest „mało nie". Kłopotekmało nie pobił, ale nie pobił. PSL mało nie wyszło z koalicji, ale nie wyszło. Ludowcy mało nie wypadli z Sejmu, ale nie wypadli. Pawlak mało nie zablokował euro, ale nie zablokował. Pisząc o PSL, mało nie zasypiamy, ale nie zasypiamy.
Dobre wieści! Ostatnio martwiliśmy się o Marcina Święcickiego, który od ponad pół roku czeka na przyjęcie do PO. Dobre duszki z tej partii doniosły nam, że warszawska PO już Święcickiego klepnęła. Teraz musi go jeszcze klepnąć zarząd regionu. Starannie wyklepany Święcicki będzie zupełnie jak nowy. Może przy okazji kolor mu zmienić?
Poseł Czuma – ten, który kieruje komisją naciskową, a raczej ją dezorganizuje – przeprosił Krzysztofa Matyjaszczyka z Lewicy za wypowiedź, w której zarzucił mu chorobę psychiczną. Przeprosiny zasugerowała sejmowa komisja etyki. Matyjaszczyk woli jednak, żeby Czuma przeprosił go na antenie TVN 24, czyli tam, gdzie go psychiatrycznie diagnozował. Skądinąd ciekawe, jak były minister sprawiedliwości zdiagnozowałby własny przypadek. Zdaje się, że jest wyjątkowo skomplikowany.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.