Niedawno Tomasz Jastrun pisał o brzydocie architektury w Izraelu. Istotnie, jerozolimskie główne ulice handlowe przypominają dwupiętrowe domki, jakie jeszcze kilkanaście lat temu stały w Międzyrzecu Podlaskim. Teraz już je rozebrano. Pytałem o to kiedyś przyjaciela, izraelskiego profesora, który mi wytłumaczył, że Żydzi, którzy jechali do Izraela, po prostu nie mieli skąd brać formy. Mam coraz częściej wrażenie, że jesteśmy w identycznej sytuacji: straciliśmy źródła formy, o czym przed laty pisali Gombrowicz czy Witkacy, ale co dzisiaj stało się już ostatecznie i zapewne nieodwracalnie.
Zasadniczo wzorem dla Polaków jest forma maklersko-chłopska, czyli nie wiadomo co. Przez setki lat istniała grupa społeczna narzucająca swoją formę, czyli szlachta. Jeszcze niedawno ziemiaństwo było uważane za wzorcotwórcze, a potem jego rolę pełniła marniejąca odnoga, czyli inteligencja. Jednak po 1989 r. już nikomu ziemiaństwo nie imponuje, skoro nie ma pieniędzy, chyba że urządzi się niby-ziemiański dworek, gdzie można zjeść i przespać się za bajońskie sumy. A z kolei inteligencja przestała po prostu istnieć, jak w wielu innych demokracjach.
Jedyna grupa wzorcotwórcza to zatem grupa chłopsko-maklerska, chociaż wzory przez nią przekazywane są nieliczne i dotyczą jedynie wyglądu zewnętrznego – chamstwo wewnętrzne nie ulega przez te wzory najmniejszemu ograniczeniu. Jakże mogłoby być inaczej, skoro nikt nie próbuje nawet zaproponować idei grup wzorcotwórczych (elit po prostu), które by miały inne źródła autorytetu niż w zasobach finansowych. Zarówno celebryci, jak i biznesmeni nie biorą na siebie poważnego społecznego obowiązku wychowania klas niższych. A taki obowiązek był – z lepszymi lub gorszymi skutkami – podejmowany przez szlachtę przez kilka stuleci. Wielu myślicieli oburza się na społeczeństwo konsumpcyjne i głupotę kultury masowej, ale co proponują w zamian? Jaką formę mają do zaoferowania?
Żadnej, skoro Berlusconi może być premierem i nikomu nawet do głowy nie przyjdzie myśl, że może takiej osobie nie należałoby podawać ręki. Zaś premier Rosji wyczynia, co lubi, i wszyscy się tym zachwycają. Powszechna dominacja wzorów oddolnych, a nie odgórnych nikogo nie dziwi. W konsekwencji mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy to miesza się dawne poczucie formy z nowym poczuciem wyższości niższych, ale zasobnych. Wystarczy pójść na wiejskie przyjęcie komunijne czy wesele. Obyczaje pomieszane jak w tyglu, starsi cierpią od głośnej muzyki, młodsi w ogóle z sobą nie rozmawiają, bo nie wypada używać wulgarnych słów, a innych nie znają. Stoły spływają w upał ciastami z galaretą na wierzchu, a zamiast normalnej wódki podaje się brandy, co powoduje kompletne zamieszanie. Brandy z ciastem i kiełbasa ze słodkim winem – oto polska forma.
Ponieważ nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za formę, bo przecież Ministerstwa Formy nie ma, więc nawet w programach szkolnych forma zniknęła, a młodzież czyta tylko fragmenty wielkich utworów. Szekspira – wcale, a „Kordiana" trzy razy po dwie strony, więc przekaz historyczny jest po prostu nieobecny. Zresztą kiedy czasem znienacka pytam studenta o to, kiedy żył Pascal, to słyszę odpowiedź – w XIX w. Moja pani od historii w liceum mówiła: „Musisz to wiedzieć, bo inaczej jak się znajdziesz w towarzystwie?". Ale dzisiaj takiej potrzeby nie ma, bo i towarzystwa nie ma.
Połączenie liberalnego pluralizmu (popieram!) z nauczaniem kościelnym, które ma formę, ale gorzej z treścią, doprowadziło do tego, że nasze poszukiwania utraconej formy są skazane na porażkę. I tak jest od polityki na poziomie centralnym po życie codzienne. Podkreślmy – to nie jest wina demokracji, tylko tych, którzy ani przysłowia, ani frazeologizmu nie potrafią prawidłowo sformułować (z wyjątkiem posła Cymańskiego). Którym zatem wszystko się chrzani, a przez nich chrzani się nam wszystkim. Strasznie to smutne. Ale to już taki pochrzaniony kraj.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.