Kiedy kilka tygodni temu na polsko-rosyjskim przejściu granicznym w Bezledach rosyjscy inspektorzy zawrócili pierwszy transport z polskim mięsem, podinspektor Ryszard Chudy z Izby Celnej w Olsztynie już wiedział, że czeka go długi dzień w pracy. W telewizji słyszał najnowsze doniesienia o wykryciu afrykańskiego pomoru świń na Litwie. Spekulowano wtedy, że Rosja może przez to zablokować cały eksport unijnego mięsa na Wschód. – Do utrudnień każdy jest przyzwyczajony, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio musieliśmy wycofywać wszystkie transporty – mówi Chudy. W pewnym momencie na przejściu w Bezledach i położonych 50 km dalej Grzechotkach utknęło kilkanaście tirów. Każdy wiózł około 20 ton wieprzowiny. Ciężarówki jedna po drugiej zjeżdżały na przygraniczny parking, kierowcy podłączali chłodnie do prądu i koczowali nawet po kilka dni w nadziei, że decyzja o wstrzymaniu eksportu zostanie cofnięta. W tym samym czasie do azjatyckich portów płynęło kilkaset kontenerów wypełnionych polskim mięsem. W kraju zawrzało. Polscy producenci modlili się, żeby ASF, czyli afrykański pomór świń, nie objawił się nagle również u nas. Wtedy mięso płynące do Chin, Korei czy Japonii zostałoby zawrócone w porcie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.