Ponad trzydzieści tysięcy miejsc pracy czeka na polskich lekarzy na Zachodzie!
Przemysław Jakubowski, anestezjolog z Łodzi, w 1999 r. był jednym z przywódców strajku lekarzy. To właśnie on wymyślił, żeby anestezjolodzy wymuszali od dyrektorów szpitali i ministra zdrowia podwyżki pensji, masowo składając wypowiedzenia z pracy. W połowie 1999 r. Jakubowski wyjechał do Holandii. Obecnie mieszka i pracuje w Dirksland niedaleko Rotterdamu. W Polsce zarabiał 1,5 tys. zł miesięcznie, pracując w szpitalu i prowadząc wykłady w łódzkiej Akademii Medycznej. Obecnie zarabia 12 tys. euro miesięcznie (około 50 tys. zł) i namawia wszystkich niezadowolonych z płac lekarzy, by zatrudnili się poza Polską. Takich jak Przemysław Jakubowski jest już 16 tysięcy - tylu polskich medyków wyjechało po 1995 r. na Zachód. Wkrótce może być ich dwukrotnie więcej, bowiem szybko starzejące się zachodnie społeczeństwa potrzebują 100 tys. lekarzy.
W Europie Zachodniej już dziś czeka na lekarzy z Polski 30 tys. miejsc pracy. Z szacunków regionalnych izb lekarskich wynika, że tylko Niemcy zaoferowali pracę 15 tys. osób. Niedawno rząd Nadrenii-Północnej Westfalii przesłał do Śląskiej Izby Lekarskiej propozycję pracy dla 4 tys. lekarzy. Już w lipcu, po ukończeniu kursu językowego, do naszych zachodnich sąsiadów wyjedzie 23 medyków. Kolejnych 63 rozpoczyna kursy niemieckiego. Pracę polskim lekarzom, głównie ginekologom, proponują także Francuzi, którzy przysłali 1,5 tys. ofert. Hiszpanie potrzebują 2,5 tys. lekarzy, Norwegowie - 2 tys., Szwedzi - 1,5 tys., Duńczycy - tysiąc. - Holandia przyjmie praktycznie każdą liczbę pediatrów, anestezjologów, stomatologów, a ostatnio także chirurgów - mówi Przemysław Jakubowski. Rządy tych krajów i ich władze samorządowe chcą zatrudnić polskich lekarzy, zanim będą oni mogli swobodnie wybierać pracę w dowolnym kraju Unii Europejskiej. Do wejścia na europejski rynek usług medycznych przygotowują się też polskie placówki medyczne. Niemieccy dentyści znad wschodniej granicy wyprowadzają się do zachodnich regionów, bo ich pacjenci leczą zęby u tańszych polskich stomatologów.
Lekarze w sieci przywilejów
Państwa unii nie stawiają lekarzom z Polski dodatkowych wymagań, tak jak przedstawicielom innych zawodów - wystarczy znajomość języka. Oferują też cały system zachęt, na przykład pomoc w znalezieniu domu lub mieszkania (najczęściej przez pierwsze dwa lata opłacanego przez władze danego regionu), przy przeprowadzce czy załatwianiu szkoły dla dzieci. W większości krajów UE polscy medycy mogą otrzymać preferencyjne kredyty na zagospodarowanie. Oferta z Nadrenii-Północnej Westfalii jest skierowana głównie dla absolwentów studiów medycznych: władze landu gwarantują im możliwość uzyskania specjalizacji w Niemczech. - To zachęta dla absolwentów polskich uczelni medycznych, bo kilka lat przed innymi będą dysponować niemieckimi uprawnieniami otwierającymi drzwi do kariery w całej Europie, bez potrzeby nostryfikacji dyplomu - mówi Wanda Galwas-Prasałek, dyrektor Śląskiej Izby Lekarskiej. Polskim lekarzom oferowane są podobne zarobki jak miejscowym - od 11 tys. zł miesięcznie dla stażystów do około 50 tys. zł dla specjalistów.
Najbardziej kusi Szwecja. W szwedzkich szkołach tworzy się nawet specjalne klasy dla dzieci naszych medyków. Jeszcze w Polsce lekarze uczestniczą w darmowych kursach językowych. Robert Strzelczyk, pediatra, do niedawna dyrektor Leczniczo-Rehabilitacyjnego Ośrodka Medycyny Rodzinnej w Sobótce koło Wrocławia, będzie pracował w Forne Fors nad Zatoką Botnicką, około dwustu kilometrów od koła podbiegunowego. - Szwedzi zapewnili mi wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia, więc już tej jesieni przeprowadzę się do nich wraz z rodziną. Najważniejsze, że stworzyli świetne warunki nauki dla trójki moich dzieci - opowiada Robert Strzelczyk. Na początku - tak jak inni polscy lekarze w Szwecji - będzie zarabiał około 30 tys. koron, czyli prawie 12 tys. złotych netto. Po dwóch latach jego zarobki wzrosną do około 50 tys. koron (20 tys. zł).
Na początek polscy lekarze podpisują w Szwecji kontrakty terminowe, ale Szwedzi robią wszystko, żeby ich zatrzymać na stałe, tym bardziej że po upływie terminu kontraktu dobrze znają już język. Wtedy zazwyczaj Szwedzi oferują Polakom prawo stałego pobytu. Szwecja potrzebuje obecnie co najmniej kilku tysięcy lekarzy nie tylko dlatego, że jej społeczeństwo szybko się starzeje, ale także z powodu administracyjnego ograniczenia w latach 80. liczby osób przyjmowanych na studia medyczne. - Wielokrotnie zachęcano mnie do pozostania w Szwecji na stałe, ale nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji - mówi Artur Fedorowski, internista z Wrocławia, od 2001 r. mieszkający i pracujący w 130-tysięcznym Örebro (położonym między Sztokholmem a Göteborgiem). Od 2000 r. w Szwecji na kontraktach przebywa 160 polskich lekarzy. W październiku dołączą do nich (po półrocznym kursie językowym) kolejne 62 osoby. Są wśród nich głównie specjaliści chorób wewnętrznych, lekarze rodzinni, pediatrzy i chirurdzy.
Eksport lekarzy - import know-how
- Polscy medycy i personel pomocniczy są u nas bardzo cenieni: są świetnie wykształceni i albo już dobrze znają język niemiecki, albo błyskawicznie się go uczą. Chyba słowiański charakter sprawia, że są bardzo otwarci w kontaktach z chorymi i dlatego są przez nich lubiani - mówi prof. Hermann Simon, prezes firmy konsultingowej Simon, Kucher & Partners. - Szwedzi o wiele wyżej cenią naszych lekarzy niż na przykład Niemców - mówi Katarzyna Raczyńska, prezes firmy Medena, która przy współpracy ze szwedzkimi samorządami wyszukuje w Polsce lekarzy chętnych do wyjazdu do Skandynawii.
Dlaczego polscy medycy wyjeżdżają? Ponieważ wkrótce praca w dowolnym kraju unii będzie standardem. Poza tym wybierają lepsze warunki i lepszą płacę. - W Polsce trzeba brać kilka etatów, aby w miarę dobrze żyć. Sam system wypycha więc nas za granicę - tłumaczy dr Marek Piętka, neurochirurg z Kliniki Neurochirurgii w Bytomiu, starający się o pracę w Niemczech. - W polskiej służbie zdrowia mamy całkowitą nieprzewidywalność, co oznacza, że nie można zaplanować kariery. Nie narzekam na brak pieniędzy, ale muszę pracować na czterech etatach. W Polsce w ciągu trzech godzin przyjmuję 30 pacjentów, w Szwecji będę ich miał 10-15 przez dziewięć godzin - mówi Robert Strzelczyk.
Gdy do Śląskiej Izby Lekarskiej nadeszła oferta pracy dla 4 tys. polskich lekarzy, szefowie innych izb zaczęli alarmować, że polskiemu rynkowi medycznemu zagraża "wyciek" najlepszych specjalistów. Ostrzegano, że może wyjechać czwarta część (30 tys.) medyków pracujących w naszym kraju (120 tys.). Pojawiły się też argumenty, że nie po to polski podatnik łożył na wykształcenie lekarzy, żeby leczyli pacjentów w innych państwach. Te argumenty są nietrafne, bo po pierwsze, chęć wyjazdu na Zachód wyraża mniej niż 3 tys. medyków (dziesięciokrotnie mniej, niż wynosi oferta). Po drugie, im więcej polskich lekarzy wyjedzie, tym lepiej, bo co najmniej 80 proc. (co wynika z ankiety Ogólnopolskiej Izby Lekarskiej) wróci, przywożąc z sobą znajomość nowoczesnych procedur, metod leczenia, systemów opieki zdrowotnej oraz ubezpieczeń. Biały eksport jest więc szansą, a nie zagrożeniem. Potwierdzają to doświadczenia państw zachodnich, które już od kilkudziesięciu lat wymieniają między sobą lekarzy, co prowadzi do większej konkurencji, czyli podniesienia jakości usług. - Jeśli nawet miałbym zostać na stałe w Szwecji, to będę chciał pośredniczyć w kontaktach między szwedzką placówką, gdzie dostałem pracę, a Leczniczo-Rehabilitacyjnym Ośrodkiem Medycyny Rodzinnej w Sobótce, czyli moim byłym miejscem pracy - deklaruje Robert Strzelczyk.
Szpital Polska
Szansą dla polskiego rynku medycznego jest nie tylko eksport lekarzy, ale także ściąganie do Polski pacjentów z Zachodu, takich jak Helga Hesler z Rathenow w Brandenburgii, która cierpi na reumatyzm. Wybrała leczenie w Polsce - w sanatorium w Świeradowie Zdroju. Podobnie postąpiła Angielka Margaret Garland, która przyjechała do Wrocławia na operację plastyczną. Zachęcił ją program telewizji BBC, w którym stwierdzono, że takie operacje są w Polsce w pełni bezpieczne i tanie (o połowę tańsze niż w Wielkiej Brytanii). Każdego roku przybywa do Polski 10-12 tys. takich pacjentów jak Hesler i Garland. Już 60 proc. gości Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich stanowią Niemcy, Szwedzi i Duńczycy. O ile na początku lat 90. w Szczecinie istniał tylko jeden gabinet oferujący zabiegi upiększające, o tyle obecnie działa tam już pięć dużych klinik. - Zdecydowaną większość naszych pacjentek stanowią Niemki: najczęściej wykonujemy zabiegi odsysania tłuszczu, powiększania piersi oraz face lifting. Pacjentki z Niemiec nie tylko płacą za zabiegi o jedną trzecią mniej niż u siebie, ale jeszcze zapewniamy im bezpłatny dowóz z Berlina - opowiada dr Andrzej Dmytrzak, właściciel jednej z klinik. Co czwarty pacjent leczący zęby w nadgranicznym Gubinie, Zgorzelcu czy Słubicach jest Niemcem.
Dobra opinia o usługach medycznych dla cudzoziemców w Polsce napędza kolejnych klientów. Szpital MSWiA w Warszawie zaczynał od leczenia pracowników ambasady amerykańskiej. Obecnie jego dyrekcja rozpoczęła akcję marketingową nastawioną na przyciągnięcie pacjentów z USA, Kanady i spośród Polonii amerykańskiej. Z podobną ofertą dla pacjentów zagranicznych wyszedł szpital im. Jana Pawła II w Krakowie oraz szpital onkologiczny w Bydgoszczy. Ten ostatni ma urządzenie do pozytronowej emisyjnej tomografii komputerowej, które posiada zaledwie kilka placówek w Europie.
- Już teraz powinniśmy być przygotowani na otwarcie Polski na Europę, bo w ten sposób możemy zaistnieć na wspólnym europejskim rynku usług zdrowotnych - mówi dr Adam Kozierkiewicz z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Na zlecenie kilku szpitali Adam Kozierkiewicz opracował raport o możliwościach leczenia w Polsce pacjentów z Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy przyjeżdżaliby do Polski na leczenie i zabiegi, a nasi lekarze całymi zespołami przeprowadzaliby zabiegi na wyspach. W Polsce wykonywano by proste - z medycznego punktu widzenia - zabiegi, na przykład wszczepianie endoprotez stawu biodrowego, leczenie zaćmy czy jaskry. - Po wejściu do Unii Europejskiej chcemy pójść drogą Bawarii, która od lat ściąga na leczenie zagranicznych pacjentów - mówi Adam Kozierkiewicz.
Jeśli nasi medycy będą dobrze oceniani (tak jak teraz w Szwecji, Norwegii, Niemczech i Holandii), Polska może się stać ośrodkiem kształcenia lekarzy dla Europy. Już teraz tylko w Krakowie i Poznaniu, gdzie studiuje najwięcej cudzoziemców, kształci się prawie tysiąc przyszłych lekarzy z zachodniej Europy, a dodatkowe 240 osób jest na studiach podyplomowych. W Polsce mogłoby studiować medycynę około 5 tys. cudzoziemców.
Być może otwarcie naszego rynku medycznego na świat jest jedyną szansą na zmiany - oddolne, na które znikomy wpływ będą mieli urzędnicy Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia. Pozwólmy tylko działać prawom rynku.
W Europie Zachodniej już dziś czeka na lekarzy z Polski 30 tys. miejsc pracy. Z szacunków regionalnych izb lekarskich wynika, że tylko Niemcy zaoferowali pracę 15 tys. osób. Niedawno rząd Nadrenii-Północnej Westfalii przesłał do Śląskiej Izby Lekarskiej propozycję pracy dla 4 tys. lekarzy. Już w lipcu, po ukończeniu kursu językowego, do naszych zachodnich sąsiadów wyjedzie 23 medyków. Kolejnych 63 rozpoczyna kursy niemieckiego. Pracę polskim lekarzom, głównie ginekologom, proponują także Francuzi, którzy przysłali 1,5 tys. ofert. Hiszpanie potrzebują 2,5 tys. lekarzy, Norwegowie - 2 tys., Szwedzi - 1,5 tys., Duńczycy - tysiąc. - Holandia przyjmie praktycznie każdą liczbę pediatrów, anestezjologów, stomatologów, a ostatnio także chirurgów - mówi Przemysław Jakubowski. Rządy tych krajów i ich władze samorządowe chcą zatrudnić polskich lekarzy, zanim będą oni mogli swobodnie wybierać pracę w dowolnym kraju Unii Europejskiej. Do wejścia na europejski rynek usług medycznych przygotowują się też polskie placówki medyczne. Niemieccy dentyści znad wschodniej granicy wyprowadzają się do zachodnich regionów, bo ich pacjenci leczą zęby u tańszych polskich stomatologów.
Lekarze w sieci przywilejów
Państwa unii nie stawiają lekarzom z Polski dodatkowych wymagań, tak jak przedstawicielom innych zawodów - wystarczy znajomość języka. Oferują też cały system zachęt, na przykład pomoc w znalezieniu domu lub mieszkania (najczęściej przez pierwsze dwa lata opłacanego przez władze danego regionu), przy przeprowadzce czy załatwianiu szkoły dla dzieci. W większości krajów UE polscy medycy mogą otrzymać preferencyjne kredyty na zagospodarowanie. Oferta z Nadrenii-Północnej Westfalii jest skierowana głównie dla absolwentów studiów medycznych: władze landu gwarantują im możliwość uzyskania specjalizacji w Niemczech. - To zachęta dla absolwentów polskich uczelni medycznych, bo kilka lat przed innymi będą dysponować niemieckimi uprawnieniami otwierającymi drzwi do kariery w całej Europie, bez potrzeby nostryfikacji dyplomu - mówi Wanda Galwas-Prasałek, dyrektor Śląskiej Izby Lekarskiej. Polskim lekarzom oferowane są podobne zarobki jak miejscowym - od 11 tys. zł miesięcznie dla stażystów do około 50 tys. zł dla specjalistów.
Najbardziej kusi Szwecja. W szwedzkich szkołach tworzy się nawet specjalne klasy dla dzieci naszych medyków. Jeszcze w Polsce lekarze uczestniczą w darmowych kursach językowych. Robert Strzelczyk, pediatra, do niedawna dyrektor Leczniczo-Rehabilitacyjnego Ośrodka Medycyny Rodzinnej w Sobótce koło Wrocławia, będzie pracował w Forne Fors nad Zatoką Botnicką, około dwustu kilometrów od koła podbiegunowego. - Szwedzi zapewnili mi wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia, więc już tej jesieni przeprowadzę się do nich wraz z rodziną. Najważniejsze, że stworzyli świetne warunki nauki dla trójki moich dzieci - opowiada Robert Strzelczyk. Na początku - tak jak inni polscy lekarze w Szwecji - będzie zarabiał około 30 tys. koron, czyli prawie 12 tys. złotych netto. Po dwóch latach jego zarobki wzrosną do około 50 tys. koron (20 tys. zł).
Na początek polscy lekarze podpisują w Szwecji kontrakty terminowe, ale Szwedzi robią wszystko, żeby ich zatrzymać na stałe, tym bardziej że po upływie terminu kontraktu dobrze znają już język. Wtedy zazwyczaj Szwedzi oferują Polakom prawo stałego pobytu. Szwecja potrzebuje obecnie co najmniej kilku tysięcy lekarzy nie tylko dlatego, że jej społeczeństwo szybko się starzeje, ale także z powodu administracyjnego ograniczenia w latach 80. liczby osób przyjmowanych na studia medyczne. - Wielokrotnie zachęcano mnie do pozostania w Szwecji na stałe, ale nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji - mówi Artur Fedorowski, internista z Wrocławia, od 2001 r. mieszkający i pracujący w 130-tysięcznym Örebro (położonym między Sztokholmem a Göteborgiem). Od 2000 r. w Szwecji na kontraktach przebywa 160 polskich lekarzy. W październiku dołączą do nich (po półrocznym kursie językowym) kolejne 62 osoby. Są wśród nich głównie specjaliści chorób wewnętrznych, lekarze rodzinni, pediatrzy i chirurdzy.
Eksport lekarzy - import know-how
- Polscy medycy i personel pomocniczy są u nas bardzo cenieni: są świetnie wykształceni i albo już dobrze znają język niemiecki, albo błyskawicznie się go uczą. Chyba słowiański charakter sprawia, że są bardzo otwarci w kontaktach z chorymi i dlatego są przez nich lubiani - mówi prof. Hermann Simon, prezes firmy konsultingowej Simon, Kucher & Partners. - Szwedzi o wiele wyżej cenią naszych lekarzy niż na przykład Niemców - mówi Katarzyna Raczyńska, prezes firmy Medena, która przy współpracy ze szwedzkimi samorządami wyszukuje w Polsce lekarzy chętnych do wyjazdu do Skandynawii.
Dlaczego polscy medycy wyjeżdżają? Ponieważ wkrótce praca w dowolnym kraju unii będzie standardem. Poza tym wybierają lepsze warunki i lepszą płacę. - W Polsce trzeba brać kilka etatów, aby w miarę dobrze żyć. Sam system wypycha więc nas za granicę - tłumaczy dr Marek Piętka, neurochirurg z Kliniki Neurochirurgii w Bytomiu, starający się o pracę w Niemczech. - W polskiej służbie zdrowia mamy całkowitą nieprzewidywalność, co oznacza, że nie można zaplanować kariery. Nie narzekam na brak pieniędzy, ale muszę pracować na czterech etatach. W Polsce w ciągu trzech godzin przyjmuję 30 pacjentów, w Szwecji będę ich miał 10-15 przez dziewięć godzin - mówi Robert Strzelczyk.
Gdy do Śląskiej Izby Lekarskiej nadeszła oferta pracy dla 4 tys. polskich lekarzy, szefowie innych izb zaczęli alarmować, że polskiemu rynkowi medycznemu zagraża "wyciek" najlepszych specjalistów. Ostrzegano, że może wyjechać czwarta część (30 tys.) medyków pracujących w naszym kraju (120 tys.). Pojawiły się też argumenty, że nie po to polski podatnik łożył na wykształcenie lekarzy, żeby leczyli pacjentów w innych państwach. Te argumenty są nietrafne, bo po pierwsze, chęć wyjazdu na Zachód wyraża mniej niż 3 tys. medyków (dziesięciokrotnie mniej, niż wynosi oferta). Po drugie, im więcej polskich lekarzy wyjedzie, tym lepiej, bo co najmniej 80 proc. (co wynika z ankiety Ogólnopolskiej Izby Lekarskiej) wróci, przywożąc z sobą znajomość nowoczesnych procedur, metod leczenia, systemów opieki zdrowotnej oraz ubezpieczeń. Biały eksport jest więc szansą, a nie zagrożeniem. Potwierdzają to doświadczenia państw zachodnich, które już od kilkudziesięciu lat wymieniają między sobą lekarzy, co prowadzi do większej konkurencji, czyli podniesienia jakości usług. - Jeśli nawet miałbym zostać na stałe w Szwecji, to będę chciał pośredniczyć w kontaktach między szwedzką placówką, gdzie dostałem pracę, a Leczniczo-Rehabilitacyjnym Ośrodkiem Medycyny Rodzinnej w Sobótce, czyli moim byłym miejscem pracy - deklaruje Robert Strzelczyk.
Szpital Polska
Szansą dla polskiego rynku medycznego jest nie tylko eksport lekarzy, ale także ściąganie do Polski pacjentów z Zachodu, takich jak Helga Hesler z Rathenow w Brandenburgii, która cierpi na reumatyzm. Wybrała leczenie w Polsce - w sanatorium w Świeradowie Zdroju. Podobnie postąpiła Angielka Margaret Garland, która przyjechała do Wrocławia na operację plastyczną. Zachęcił ją program telewizji BBC, w którym stwierdzono, że takie operacje są w Polsce w pełni bezpieczne i tanie (o połowę tańsze niż w Wielkiej Brytanii). Każdego roku przybywa do Polski 10-12 tys. takich pacjentów jak Hesler i Garland. Już 60 proc. gości Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich stanowią Niemcy, Szwedzi i Duńczycy. O ile na początku lat 90. w Szczecinie istniał tylko jeden gabinet oferujący zabiegi upiększające, o tyle obecnie działa tam już pięć dużych klinik. - Zdecydowaną większość naszych pacjentek stanowią Niemki: najczęściej wykonujemy zabiegi odsysania tłuszczu, powiększania piersi oraz face lifting. Pacjentki z Niemiec nie tylko płacą za zabiegi o jedną trzecią mniej niż u siebie, ale jeszcze zapewniamy im bezpłatny dowóz z Berlina - opowiada dr Andrzej Dmytrzak, właściciel jednej z klinik. Co czwarty pacjent leczący zęby w nadgranicznym Gubinie, Zgorzelcu czy Słubicach jest Niemcem.
Dobra opinia o usługach medycznych dla cudzoziemców w Polsce napędza kolejnych klientów. Szpital MSWiA w Warszawie zaczynał od leczenia pracowników ambasady amerykańskiej. Obecnie jego dyrekcja rozpoczęła akcję marketingową nastawioną na przyciągnięcie pacjentów z USA, Kanady i spośród Polonii amerykańskiej. Z podobną ofertą dla pacjentów zagranicznych wyszedł szpital im. Jana Pawła II w Krakowie oraz szpital onkologiczny w Bydgoszczy. Ten ostatni ma urządzenie do pozytronowej emisyjnej tomografii komputerowej, które posiada zaledwie kilka placówek w Europie.
- Już teraz powinniśmy być przygotowani na otwarcie Polski na Europę, bo w ten sposób możemy zaistnieć na wspólnym europejskim rynku usług zdrowotnych - mówi dr Adam Kozierkiewicz z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Na zlecenie kilku szpitali Adam Kozierkiewicz opracował raport o możliwościach leczenia w Polsce pacjentów z Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy przyjeżdżaliby do Polski na leczenie i zabiegi, a nasi lekarze całymi zespołami przeprowadzaliby zabiegi na wyspach. W Polsce wykonywano by proste - z medycznego punktu widzenia - zabiegi, na przykład wszczepianie endoprotez stawu biodrowego, leczenie zaćmy czy jaskry. - Po wejściu do Unii Europejskiej chcemy pójść drogą Bawarii, która od lat ściąga na leczenie zagranicznych pacjentów - mówi Adam Kozierkiewicz.
Jeśli nasi medycy będą dobrze oceniani (tak jak teraz w Szwecji, Norwegii, Niemczech i Holandii), Polska może się stać ośrodkiem kształcenia lekarzy dla Europy. Już teraz tylko w Krakowie i Poznaniu, gdzie studiuje najwięcej cudzoziemców, kształci się prawie tysiąc przyszłych lekarzy z zachodniej Europy, a dodatkowe 240 osób jest na studiach podyplomowych. W Polsce mogłoby studiować medycynę około 5 tys. cudzoziemców.
Być może otwarcie naszego rynku medycznego na świat jest jedyną szansą na zmiany - oddolne, na które znikomy wpływ będą mieli urzędnicy Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia. Pozwólmy tylko działać prawom rynku.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.