Okazuje się, że z rad można nieźle żyć. Swego czasu utrzymywał się z tego cały kraj, który przyjął nawet symboliczną nazwę Kraj Rad
Wakacje to niezwykle męcząca pora roku. Raj dla naciągaczy, złodziei i oszustów. Nic tak człowieka nie wykańcza jak odpoczynek. Niechciana ciąża złapana na plaży, ukąszenie końskiej muchy nad jeziorem, kradzież zegarka w knajpie. Media straszą nas scenariuszami tego, co się stanie, gdy tylko wyjdziemy z walizką z domu. Jak przetrwać ten okropny okres wypoczynku? Tu z pomocą przychodzą strudzonemu turyście rozliczne poradniki. W okresie letnim liczba poradników przekracza liczbę bąbelków w butelce wody gazowanej "Nałęczowianka" (swoją drogą ciekawe, jakie honorarium skasował poseł Nałęcz za użyczenie swego nazwiska).
Poradniki - jak sama nazwa wskazuje - to zbiór dobrych rad. Okazuje się, że z rad można nieźle żyć. Swego czasu utrzymywał się z tego cały kraj, który przyjął nawet symboliczną nazwę Kraj Rad. Rady Kraju Rad były raczej do bani, bo kraj się rozpadł, choć niestety trochę to trwało. Dobre rady zawsze są w cenie. Rad udzielają specjaliści, cwaniacy lub wariaci. Specjalista to zawodowiec od udzielania rad. Specjalista radzi i kasuje. Dawanie rad - odwrotnie niż dawanie ciała - nasila się z wiekiem. Im ktoś starszy, tym chętniej udziela rad. W wielu środowiskach powstają specjalne grona zwane radą starszych. Wielu starszych ma dla młodych tylko jedną radę - nie bądźcie tak głupi jak my.
Specjaliści udzielający porad wakacyjnych niczym nie różnią się od wariatów. Każdy z nich radzi co innego. Gdyby zastosować się do wszystkich rad z poradników turystycznych, można sobie skutecznie obrzydzić urlop. Jedni każą "łapać słońce", inni doradzają go unikać. Jedni przestrzegają przed jedzeniem ostryg, inni polecają je, gdyż wzmacniają jaja. Jedni radzą pić dużo wody, inni ostrzegają, że to grozi wyścigiem do ubikacji, i tak w kółko. Wszystko zależy ostatecznie od tego, kto daje pieniądze specjaliście. Jeśli opłacił go producent kremów do opalania, to bądźcie pewni, iż wyniki badań tego specjalisty wykażą, że każdy z nas powinien dla zdrowia przeleżeć sto godzin dziennie na słońcu. Jeśli specjalistę opłaca producent stringów, wieloletnie badania naukowe specjalisty wykażą, że łażenie w stringach przedłuża życie każdego użytkownika co najmniej o pięćdziesiąt lat (swoją drogą, gdyby to była prawda, to w stringach łaziłby po Sejmie nawet stary Giertych).
Wakacyjne wydania miesięczników i tygodników pełne są porad specjalistów. Jak zwykle roi się tu od totalnych bzdur. Jeden fachowiec zaleca chodzić na bosaka, inny radzi jednak w butach. Porady wakacyjne przypominają powoli przepowiednie meteorologiczne słynnego górala. Góral ów - pytany o pogodę - zawsze mówił, że jak bedzie słońce, to bedzie piknie, a jak lunie dysc, to bedzie lało. I zawsze co przepowiedział, to mu się zgadzało.
Podczas wyjazdów zagranicznych pewne informacje są niezbędne. Wiadomo, że w Indiach mogą cię zlinczować, gdy potrącisz samochodem krowę, w Singapurze nie wolno rzuć gumy na ulicy, a w Arabii Saudyjskiej nie wolno się całować. W USA nie wolno pić piwa z gołej butelki, a w Londynie - chodzić z otwartą torebką po lotnisku. W Tajlandii osoby niechlujnie ubrane mogą nie zostać wpuszczone do kraju. Obok tradycyjnych poradników typu "Jak zwiedzić Paryż w siedem dni" czy "Jak zwiedzić Moskwę w siedem minut" (to poradnik dla Japończyków, którzy bardzo się spieszą) pojawiają się nowe poradniki kierowane do młodych osób nastawionych na przygodę. Z wielu ciekawych pozycji warto wymienić tytuły "Jak zaliczyć dużą panienkę w małym namiocie?" czy "Jak nie oberwać w mordę na Mazurach?" (co w sezonie wakacyjnym jest prawie niemożliwe).
Mimo iż rynek poradników ugina się pod natłokiem tytułów, nie wszystkie aspekty wypoczynku turystycznego zostały objęte poradami. Nikt do tej pory nie napisał poradnika dla bezrobotnej kucharki ze Śląska o tym, jak spędzić miły, nie stresujący urlop z pijanym mężem i piątką bachorów w cenie do stu zeta na wszystkich. Brakuje też pozycji mówiącej o tym, jak uprawiać surfing na hałdach koksu w Rudzie Śląskiej albo co zrobić, gdy ktoś ukradł nam rajtuzy na plaży.
Poradniki - jak sama nazwa wskazuje - to zbiór dobrych rad. Okazuje się, że z rad można nieźle żyć. Swego czasu utrzymywał się z tego cały kraj, który przyjął nawet symboliczną nazwę Kraj Rad. Rady Kraju Rad były raczej do bani, bo kraj się rozpadł, choć niestety trochę to trwało. Dobre rady zawsze są w cenie. Rad udzielają specjaliści, cwaniacy lub wariaci. Specjalista to zawodowiec od udzielania rad. Specjalista radzi i kasuje. Dawanie rad - odwrotnie niż dawanie ciała - nasila się z wiekiem. Im ktoś starszy, tym chętniej udziela rad. W wielu środowiskach powstają specjalne grona zwane radą starszych. Wielu starszych ma dla młodych tylko jedną radę - nie bądźcie tak głupi jak my.
Specjaliści udzielający porad wakacyjnych niczym nie różnią się od wariatów. Każdy z nich radzi co innego. Gdyby zastosować się do wszystkich rad z poradników turystycznych, można sobie skutecznie obrzydzić urlop. Jedni każą "łapać słońce", inni doradzają go unikać. Jedni przestrzegają przed jedzeniem ostryg, inni polecają je, gdyż wzmacniają jaja. Jedni radzą pić dużo wody, inni ostrzegają, że to grozi wyścigiem do ubikacji, i tak w kółko. Wszystko zależy ostatecznie od tego, kto daje pieniądze specjaliście. Jeśli opłacił go producent kremów do opalania, to bądźcie pewni, iż wyniki badań tego specjalisty wykażą, że każdy z nas powinien dla zdrowia przeleżeć sto godzin dziennie na słońcu. Jeśli specjalistę opłaca producent stringów, wieloletnie badania naukowe specjalisty wykażą, że łażenie w stringach przedłuża życie każdego użytkownika co najmniej o pięćdziesiąt lat (swoją drogą, gdyby to była prawda, to w stringach łaziłby po Sejmie nawet stary Giertych).
Wakacyjne wydania miesięczników i tygodników pełne są porad specjalistów. Jak zwykle roi się tu od totalnych bzdur. Jeden fachowiec zaleca chodzić na bosaka, inny radzi jednak w butach. Porady wakacyjne przypominają powoli przepowiednie meteorologiczne słynnego górala. Góral ów - pytany o pogodę - zawsze mówił, że jak bedzie słońce, to bedzie piknie, a jak lunie dysc, to bedzie lało. I zawsze co przepowiedział, to mu się zgadzało.
Podczas wyjazdów zagranicznych pewne informacje są niezbędne. Wiadomo, że w Indiach mogą cię zlinczować, gdy potrącisz samochodem krowę, w Singapurze nie wolno rzuć gumy na ulicy, a w Arabii Saudyjskiej nie wolno się całować. W USA nie wolno pić piwa z gołej butelki, a w Londynie - chodzić z otwartą torebką po lotnisku. W Tajlandii osoby niechlujnie ubrane mogą nie zostać wpuszczone do kraju. Obok tradycyjnych poradników typu "Jak zwiedzić Paryż w siedem dni" czy "Jak zwiedzić Moskwę w siedem minut" (to poradnik dla Japończyków, którzy bardzo się spieszą) pojawiają się nowe poradniki kierowane do młodych osób nastawionych na przygodę. Z wielu ciekawych pozycji warto wymienić tytuły "Jak zaliczyć dużą panienkę w małym namiocie?" czy "Jak nie oberwać w mordę na Mazurach?" (co w sezonie wakacyjnym jest prawie niemożliwe).
Mimo iż rynek poradników ugina się pod natłokiem tytułów, nie wszystkie aspekty wypoczynku turystycznego zostały objęte poradami. Nikt do tej pory nie napisał poradnika dla bezrobotnej kucharki ze Śląska o tym, jak spędzić miły, nie stresujący urlop z pijanym mężem i piątką bachorów w cenie do stu zeta na wszystkich. Brakuje też pozycji mówiącej o tym, jak uprawiać surfing na hałdach koksu w Rudzie Śląskiej albo co zrobić, gdy ktoś ukradł nam rajtuzy na plaży.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.