Ilu Polaków skazał na śmierć Mariusz Łapiński?
Każdego tygodnia przed najbardziej renomowanymi polskimi szpitalami ustawiają się w kolejkach dziesiątki tysięcy osób, którym terminy zabiegów lub badań - także tych umożliwiających rozpoznanie nowotworów - wyznaczono za kilka lub kilkanaście miesięcy. To nie tylko spadek po PRL i symbol biedy III RP. Długi okres oczekiwania na wizytę u specjalisty to często śmiertelna pułapka zastawiona na chorych przez byłego ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego.
Reforma na prima aprilis
Łapiński, likwidując system kas chorych i wprowadzając centralny Narodowy Fundusz Zdrowia, "zapomniał" przy okazji opracować zasady płacenia szpitalom za pacjentów "obcych", czyli tych, którzy przybyli na leczenie z innych województw. Pod rządami kas chorych pacjenci również mogli się leczyć poza swoim województwem, jeśli wymagał tego ich stan. Wówczas regionalna kasa chorych podpisywała zapewnienie, tzw. promesę, że zapłaci kasie, której podlega szpital wybrany przez pacjenta. Mimo że system kulał, działał - pieniądze między placówkami służby zdrowia przepływały. Dyrektorom lecznic pozwalało to na tworzenie choćby zalążków biznes-planów.
Wybrakowana i nieudolna reforma Łapińskiego najbardziej uderzyła w najlepsze placówki, w których pracują znani lekarze. To do nich pacjenci kierują się najchętniej - dokonując przecież racjonalnego wyboru. Problem polega na tym, że żaden szpital nie może od 1 kwietnia (wówczas weszła w życie ustawa o NFZ) liczyć na zapłatę za "ponadnormatywnych" pacjentów. Nie mając pieniędzy na ich leczenie, odsyła chorych w niekończące się kolejki.
W skardze do rzecznika praw obywatelskich na działalność NFZ Marzena Pełszyńska, dyrektor Szpitala Klinicznego Akademii Medycznej przy ul. Banacha w Warszawie, napisała, że "odsyłanie pacjentów do zbyt długich kolejek do zabiegów planowych wkrótce spowoduje, że trzeba będzie ich kierować na operacje ratujące życie". Nie ma w tym cienia przesady. Na przykład na badania otolaryngologiczne czeka się w stołecznej placówce 18 miesięcy, a pacjenci zapisani już do hospitalizacji na oddziale neurologii pół roku czekają na wolne łóżka. Ktoś, kto obawia się zawału, w szpitalu na ul. Banacha nie ma szans zbadać się szybko - w poradni kardiologicznej czeka się na to pięć, sześć miesięcy.
Przeżyć do wizyty u specjalisty
W Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Pawła II w Zamościu na zabiegi usuwania zaćmy pacjenci zapisywani są na kwiecień i maj 2004 r. Emeryci, których nie stać na prywatne opłacenie zabiegu, stale narażają swoje zdrowie i życie, bowiem postępujące upośledzenie wzroku grozi wypadkiem nawet w domu. Pieniędzy na bieżącą obsługę pacjentów wystarcza zamojskiej placówce zaledwie do połowy każdego miesiąca.
W Klinice Kardiochirurgii w podwarszawskim Aninie na "planowe" operacje czeka już prawie pięć tysięcy osób. Terminy zabiegów wyznaczono na trzy kolejne lata. 2,5 tys. pacjentów czeka na badanie diagnostyczne - koronarografię. - Nigdy nie mieliśmy tak gigantycznych kolejek. Wszyscy chcą się u nas leczyć - mówi Jarosław Pinkas, dyrektor ds. lecznictwa anińskiej kliniki. - Ten bałagan spowodował, że jako placówka naukowa nie możemy wypełniać funkcji badawczych, a jedynie lecznicze.
O planowych operacjach nie ma też mowy w Szpitalu Wojskowym w Poznaniu.
- Możemy tylko podejmować działania doraźne, ratujące życie. O planowych przyjęciach nie ma co wspominać - mówi Ryszard Stankiewicz, dyrektor placówki.
Na wizytę u specjalisty w lubelskim Szpitalu Klinicznym nr 4 pacjenci ustawiają się w kolejce już nad ranem, ale tylko po to, aby się zapisać na wizytę u neurologa, endokrynologa, alergologa czy kardiologa, którzy tzw. pierwsze wolne terminy mają dopiero za cztery, pięć miesięcy.
Kolejki pojawiają się również w mniejszych, cieszących się dobrą sławą placówkach. W Szpitalu Miejskim w Gnieźnie pacjenci kierowani na operacje przepukliny czy wycięcia woreczka żółciowego odsyłani są na październik. W Dębicy, żeby dostać się do ortodonty, trzeba odstać w kolejce rok, a nawet dłużej. To znów efekt ubóstwa połączonego z totalnym bałaganem.
Radioterapia? Za pół roku
Szczególnie dramatyczna jest sytuacja osób cierpiących na raka bądź zagrożonych chorobami nowotworowymi. W lubelskim Szpitalu Klinicznym nr 4 chorzy na nowotwory czekają dwa miesiące na naświetlania. Gigantyczne kolejki oczekujących na badania są także w warszawskim Centrum Onkologii, największej w Polsce placówce leczącej nowotwory. Równie źle jest w Dolnośląskim Centrum Onkologii we Wrocławiu, gdzie pacjenci pół roku muszą czekać na ratującą życie radioterapię. - Mamy 80 proc. więcej pacjentów niż w zeszłym roku - rozkłada ręce Marian Stępniak, dyrektor centrum.
W Szpitalu Miejskim w Gnieźnie pacjenci na badania potwierdzające lub wykluczające nowotwór czekają pół roku. Nikt nie zagwarantuje, że wszyscy pacjenci dożyją tak odległego terminu.
Byłego ministra pod sąd!
Niektórzy lekarze sugerują, że Łapiński powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za "sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia pacjentów". - Gigantyczne problemy zaczęły się od razu po rozpoczęciu działalności przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Ta sytuacja, zagrażająca pacjentom, pozwala na sformułowania skargi konstytucyjnej i postawienie twórców NFZ przed Trybunał Stanu - mówi dr Reszelski. - Pomysłami Łapińskiego powinien się zająć Trybunał Stanu. Nie wiem, dla kogo on przygotował tę reformę, ale na pewno nie dla pacjentów, których naraził na ogromne niebezpieczeństwo - dodaje Jarosław Pinkas. Na ilu wydał wyrok śmierci?
Reforma na prima aprilis
Łapiński, likwidując system kas chorych i wprowadzając centralny Narodowy Fundusz Zdrowia, "zapomniał" przy okazji opracować zasady płacenia szpitalom za pacjentów "obcych", czyli tych, którzy przybyli na leczenie z innych województw. Pod rządami kas chorych pacjenci również mogli się leczyć poza swoim województwem, jeśli wymagał tego ich stan. Wówczas regionalna kasa chorych podpisywała zapewnienie, tzw. promesę, że zapłaci kasie, której podlega szpital wybrany przez pacjenta. Mimo że system kulał, działał - pieniądze między placówkami służby zdrowia przepływały. Dyrektorom lecznic pozwalało to na tworzenie choćby zalążków biznes-planów.
Wybrakowana i nieudolna reforma Łapińskiego najbardziej uderzyła w najlepsze placówki, w których pracują znani lekarze. To do nich pacjenci kierują się najchętniej - dokonując przecież racjonalnego wyboru. Problem polega na tym, że żaden szpital nie może od 1 kwietnia (wówczas weszła w życie ustawa o NFZ) liczyć na zapłatę za "ponadnormatywnych" pacjentów. Nie mając pieniędzy na ich leczenie, odsyła chorych w niekończące się kolejki.
W skardze do rzecznika praw obywatelskich na działalność NFZ Marzena Pełszyńska, dyrektor Szpitala Klinicznego Akademii Medycznej przy ul. Banacha w Warszawie, napisała, że "odsyłanie pacjentów do zbyt długich kolejek do zabiegów planowych wkrótce spowoduje, że trzeba będzie ich kierować na operacje ratujące życie". Nie ma w tym cienia przesady. Na przykład na badania otolaryngologiczne czeka się w stołecznej placówce 18 miesięcy, a pacjenci zapisani już do hospitalizacji na oddziale neurologii pół roku czekają na wolne łóżka. Ktoś, kto obawia się zawału, w szpitalu na ul. Banacha nie ma szans zbadać się szybko - w poradni kardiologicznej czeka się na to pięć, sześć miesięcy.
Przeżyć do wizyty u specjalisty
W Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Pawła II w Zamościu na zabiegi usuwania zaćmy pacjenci zapisywani są na kwiecień i maj 2004 r. Emeryci, których nie stać na prywatne opłacenie zabiegu, stale narażają swoje zdrowie i życie, bowiem postępujące upośledzenie wzroku grozi wypadkiem nawet w domu. Pieniędzy na bieżącą obsługę pacjentów wystarcza zamojskiej placówce zaledwie do połowy każdego miesiąca.
W Klinice Kardiochirurgii w podwarszawskim Aninie na "planowe" operacje czeka już prawie pięć tysięcy osób. Terminy zabiegów wyznaczono na trzy kolejne lata. 2,5 tys. pacjentów czeka na badanie diagnostyczne - koronarografię. - Nigdy nie mieliśmy tak gigantycznych kolejek. Wszyscy chcą się u nas leczyć - mówi Jarosław Pinkas, dyrektor ds. lecznictwa anińskiej kliniki. - Ten bałagan spowodował, że jako placówka naukowa nie możemy wypełniać funkcji badawczych, a jedynie lecznicze.
O planowych operacjach nie ma też mowy w Szpitalu Wojskowym w Poznaniu.
- Możemy tylko podejmować działania doraźne, ratujące życie. O planowych przyjęciach nie ma co wspominać - mówi Ryszard Stankiewicz, dyrektor placówki.
Na wizytę u specjalisty w lubelskim Szpitalu Klinicznym nr 4 pacjenci ustawiają się w kolejce już nad ranem, ale tylko po to, aby się zapisać na wizytę u neurologa, endokrynologa, alergologa czy kardiologa, którzy tzw. pierwsze wolne terminy mają dopiero za cztery, pięć miesięcy.
Kolejki pojawiają się również w mniejszych, cieszących się dobrą sławą placówkach. W Szpitalu Miejskim w Gnieźnie pacjenci kierowani na operacje przepukliny czy wycięcia woreczka żółciowego odsyłani są na październik. W Dębicy, żeby dostać się do ortodonty, trzeba odstać w kolejce rok, a nawet dłużej. To znów efekt ubóstwa połączonego z totalnym bałaganem.
Radioterapia? Za pół roku
Szczególnie dramatyczna jest sytuacja osób cierpiących na raka bądź zagrożonych chorobami nowotworowymi. W lubelskim Szpitalu Klinicznym nr 4 chorzy na nowotwory czekają dwa miesiące na naświetlania. Gigantyczne kolejki oczekujących na badania są także w warszawskim Centrum Onkologii, największej w Polsce placówce leczącej nowotwory. Równie źle jest w Dolnośląskim Centrum Onkologii we Wrocławiu, gdzie pacjenci pół roku muszą czekać na ratującą życie radioterapię. - Mamy 80 proc. więcej pacjentów niż w zeszłym roku - rozkłada ręce Marian Stępniak, dyrektor centrum.
W Szpitalu Miejskim w Gnieźnie pacjenci na badania potwierdzające lub wykluczające nowotwór czekają pół roku. Nikt nie zagwarantuje, że wszyscy pacjenci dożyją tak odległego terminu.
Byłego ministra pod sąd!
Niektórzy lekarze sugerują, że Łapiński powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za "sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia pacjentów". - Gigantyczne problemy zaczęły się od razu po rozpoczęciu działalności przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Ta sytuacja, zagrażająca pacjentom, pozwala na sformułowania skargi konstytucyjnej i postawienie twórców NFZ przed Trybunał Stanu - mówi dr Reszelski. - Pomysłami Łapińskiego powinien się zająć Trybunał Stanu. Nie wiem, dla kogo on przygotował tę reformę, ale na pewno nie dla pacjentów, których naraził na ogromne niebezpieczeństwo - dodaje Jarosław Pinkas. Na ilu wydał wyrok śmierci?
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.