Bez spolonizowania Polski, czyli przekonania do Polski samych Polaków, na pewno nie uda się nam jej zeuropeizować ani tym bardziej zglobalizować.
Bez spolonizowania Polski, czyli przekonania do Polski samych Polaków, na pewno nie uda się nam jej zeuropeizować ani tym bardziej zglobalizować. Inaczej mówiąc, dopóki Polacy będą z Polski uciekać w poszukiwaniu pracy czy wypoczynku, dopóty niewielu cudzoziemców zechce po chleb i wytchnienie przyjeżdżać do Polski. A bez tego trudno marzyć o odniesieniu sukcesu.
Najkrótsza droga do spolonizowania, czyli zglobalizowania Polski, wiedzie przez odchudzanie. Tak jak dieta Kwaśniewskiego (doktora Jana Kwaśniewskiego) znakomicie służy Lechowi Wałęsie (vide: "Befsztyk na receptę"), tak dobra dieta odchudzająca nasze państwo, na przykład irlandzka, fińska lub słowacka, wspaniale posłużyłaby Polsce, czyli nam wszystkim - dowodzi Bank Światowy, którego receptę dla naszego kraju przytacza w artykule "Odchudzić misia!" Dorota Poznańska. Polska odchudzona, a więc tańsza w utrzymaniu dla pracujących w niej i wypoczywających ludzi, stałaby się podobnie kusząca jak Irlandia, do której ostatnimi laty drzwiami i oknami walą zarówno miłośnicy dobrej pracy, jak i udanych wakacji.
Niestety, na razie Polska ciągle tyje - i to w zatrważającym tempie - pożerając każdego roku coraz więcej pieniędzy podatników. O ile jeszcze w 2000 r. dzień wolności podatkowej (dzień, w którym przeciętny Kowalski przestaje pracować dla państwa, a zaczyna dla siebie) przypadał 16 czerwca, o tyle w tym roku dopiero 28 czerwca! Otyła i przez to coraz mniej atrakcyjna Polska fatalnie wypada na tle innych państw - kiedy nasi obywatele muszą pracować na państwo aż przez 185 dni, to mieszkańcy krajów UE tylko przez 164 dni, a USA - przez 142 dni!
Na szczęście, wbrew naszym politykom, którzy uporczywie depolonizują Polskę (czyli zniechęcają do niej rodaków), polonizują ją pozostali Polacy, odtwarzając przedwojenną modę na nasz kraj. Z każdym rokiem przybywa Polaków pragnących kupować polskie produkty (żywność, meble, odzież), przybywa tych, którzy chcą korzystać z usług świadczonych przez rodaków - jadać w restauracjach z polską kuchnią i wypoczywać w polskich kurortach. I tak jak rok 2002 okazał się przełomowy dla polskiego przemysłu, bowiem po raz pierwszy od 1939 r. ponad połowa Polaków zadeklarowała wówczas, że woli kupować dobre polskie produkty niż zagraniczne, tak rok 2003 okazuje się przełomowy dla polskiej turystyki - po kilkunastu latach odrabiania PRL-owskiego zapóźnienia w podbijaniu świata większość Polaków znów zatęskniła za podbijaniem Polski! (vide: "Jedziemy do Polski").
Polska wciąż jest krajem, z którego więcej ludzi emigruje, niż doń imigruje, ale to ujemne saldo z roku na rok maleje. Ucieczka z Polski najpewniej wkrótce zamieni się w ucieczkę do Polski, a moment ten można byłoby znacznie przyspieszyć, gdyby politycy zechcieli zacząć nasz kraj polonizować. Program spolonizowania Polski, czyli uczynienia jej dużo atrakcyjniejszą dla Polaków, a zatem także dla cudzoziemców, jest - zdaniem Roberta Gwiazdowskiego, autora artykułu "Dzień (bez)wolności podatkowej" - niezwykle prosty: "Nawet podatek liniowy to za mało. Jakie więc powinno być lekarstwo na polską gangrenę? Zlikwidujmy CIT, PIT i składki ubezpieczeniowe. Zamiast CIT (19 proc. dochodu) wprowadźmy podatek przychodowy (1,5-2 proc. przychodu). Zamiast PIT (dziś od 19 proc. do 40 proc. dochodu) i składek ubezpieczeniowych (dziś 45 proc. podstawy) - podatek od wynagrodzeń w wysokości 25 proc. wypłaconego wynagrodzenia. Dodatkowo - podatek od kapitałów własnych przedsiębiorstw w wysokości około 1,5 proc. Zmniejszmy stawkę podstawową VAT z 22 proc. do 20 proc. albo i bardziej, ale za to niech dotyczy ona wszystkich towarów i usług. Mali przedsiębiorcy powinni zostać objęci prostym podatkiem ryczałtowym, którego wysokość i podstawa wymaga jeszcze dodatkowych kalkulacji. Z takim systemem podatkowym jest tak jak z demokracją Churchilla: jest to bardzo zły system, bo każdy podatek jest zły z punktu widzenia podatnika, ale nie ma lepszego".
Z takim systemem podatkowym odchudzona Polska naprawdę miałaby szansę stać się krajem, do którego chętnie się ucieka - na urlop i weekendowy wypad, do pracy, zainwestować pieniądze. Krajem, do którego chętnie się ucieka na krótko i na dłużej, marząc o tym, by kiedyś w nim zamieszkać na zawsze. To byłaby dopiero Polska dla Polaków! I dla wszystkich innych!
Najkrótsza droga do spolonizowania, czyli zglobalizowania Polski, wiedzie przez odchudzanie. Tak jak dieta Kwaśniewskiego (doktora Jana Kwaśniewskiego) znakomicie służy Lechowi Wałęsie (vide: "Befsztyk na receptę"), tak dobra dieta odchudzająca nasze państwo, na przykład irlandzka, fińska lub słowacka, wspaniale posłużyłaby Polsce, czyli nam wszystkim - dowodzi Bank Światowy, którego receptę dla naszego kraju przytacza w artykule "Odchudzić misia!" Dorota Poznańska. Polska odchudzona, a więc tańsza w utrzymaniu dla pracujących w niej i wypoczywających ludzi, stałaby się podobnie kusząca jak Irlandia, do której ostatnimi laty drzwiami i oknami walą zarówno miłośnicy dobrej pracy, jak i udanych wakacji.
Niestety, na razie Polska ciągle tyje - i to w zatrważającym tempie - pożerając każdego roku coraz więcej pieniędzy podatników. O ile jeszcze w 2000 r. dzień wolności podatkowej (dzień, w którym przeciętny Kowalski przestaje pracować dla państwa, a zaczyna dla siebie) przypadał 16 czerwca, o tyle w tym roku dopiero 28 czerwca! Otyła i przez to coraz mniej atrakcyjna Polska fatalnie wypada na tle innych państw - kiedy nasi obywatele muszą pracować na państwo aż przez 185 dni, to mieszkańcy krajów UE tylko przez 164 dni, a USA - przez 142 dni!
Na szczęście, wbrew naszym politykom, którzy uporczywie depolonizują Polskę (czyli zniechęcają do niej rodaków), polonizują ją pozostali Polacy, odtwarzając przedwojenną modę na nasz kraj. Z każdym rokiem przybywa Polaków pragnących kupować polskie produkty (żywność, meble, odzież), przybywa tych, którzy chcą korzystać z usług świadczonych przez rodaków - jadać w restauracjach z polską kuchnią i wypoczywać w polskich kurortach. I tak jak rok 2002 okazał się przełomowy dla polskiego przemysłu, bowiem po raz pierwszy od 1939 r. ponad połowa Polaków zadeklarowała wówczas, że woli kupować dobre polskie produkty niż zagraniczne, tak rok 2003 okazuje się przełomowy dla polskiej turystyki - po kilkunastu latach odrabiania PRL-owskiego zapóźnienia w podbijaniu świata większość Polaków znów zatęskniła za podbijaniem Polski! (vide: "Jedziemy do Polski").
Polska wciąż jest krajem, z którego więcej ludzi emigruje, niż doń imigruje, ale to ujemne saldo z roku na rok maleje. Ucieczka z Polski najpewniej wkrótce zamieni się w ucieczkę do Polski, a moment ten można byłoby znacznie przyspieszyć, gdyby politycy zechcieli zacząć nasz kraj polonizować. Program spolonizowania Polski, czyli uczynienia jej dużo atrakcyjniejszą dla Polaków, a zatem także dla cudzoziemców, jest - zdaniem Roberta Gwiazdowskiego, autora artykułu "Dzień (bez)wolności podatkowej" - niezwykle prosty: "Nawet podatek liniowy to za mało. Jakie więc powinno być lekarstwo na polską gangrenę? Zlikwidujmy CIT, PIT i składki ubezpieczeniowe. Zamiast CIT (19 proc. dochodu) wprowadźmy podatek przychodowy (1,5-2 proc. przychodu). Zamiast PIT (dziś od 19 proc. do 40 proc. dochodu) i składek ubezpieczeniowych (dziś 45 proc. podstawy) - podatek od wynagrodzeń w wysokości 25 proc. wypłaconego wynagrodzenia. Dodatkowo - podatek od kapitałów własnych przedsiębiorstw w wysokości około 1,5 proc. Zmniejszmy stawkę podstawową VAT z 22 proc. do 20 proc. albo i bardziej, ale za to niech dotyczy ona wszystkich towarów i usług. Mali przedsiębiorcy powinni zostać objęci prostym podatkiem ryczałtowym, którego wysokość i podstawa wymaga jeszcze dodatkowych kalkulacji. Z takim systemem podatkowym jest tak jak z demokracją Churchilla: jest to bardzo zły system, bo każdy podatek jest zły z punktu widzenia podatnika, ale nie ma lepszego".
Z takim systemem podatkowym odchudzona Polska naprawdę miałaby szansę stać się krajem, do którego chętnie się ucieka - na urlop i weekendowy wypad, do pracy, zainwestować pieniądze. Krajem, do którego chętnie się ucieka na krótko i na dłużej, marząc o tym, by kiedyś w nim zamieszkać na zawsze. To byłaby dopiero Polska dla Polaków! I dla wszystkich innych!
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.