Po śmierci Piotra Skrzyneckiego artyści z Piwnicy pod Baranami chcieli zakończyć swą działalność, uznając, że to już nie będzie ta piwnica co dawniej.
Na szczęście, nie doszło do tego z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to doskonały, profesjonalny zespół kabaretowy najwyższej próby, po drugie, tamta piwnica nie istniała już od dawna. Jedni jej koniec łączyli ze śmiercią Wieśka Dymnego, drudzy z odejściem Ewy Demarczyk czy Krzysia Litwina, jeszcze inni z przedwczesnym zgonem Andrzeja Bursy. Jedno jest pewne: im bardziej krakowski zespół doskonalił swój styl, im bardziej stawał się profesjonalny, tym mniej przypominał tamtą piwnicę, która czarowała widzów na przełomie lat 50. i 60.
Na czym polegał jej fenomen? Otóż było to przedsięwzięcie na wskroś amatorskie. Każdy spektakl był niepowtarzalnym wybuchem radości tworzenia: improwizowanego żartu, często niecenzuralnego dowcipu, nastroju. Dziś, w dobie specjalizacji, kiedy profesjonalizm w cenie, amatorstwo nabrało znaczenia pejoratywnego. Zrobić coś po amatorsku, wyścig dla amatorów, amatorszczyzna... A przecież "amator" to - w dosłownym tłumaczeniu z łaciny - miłośnik! I takimi właśnie miłośnikami, jakkolwiek by to staromodnie zabrzmiało, byli twórcy krakowskiego kabaretu. W latach 60. zazdrośni warszawiacy mówili, że i w stolicy będzie Piwnica pod Baranami. Pod gmachem KC PZPR!
Ale żarty na bok. W Warszawie jest miejsce, które swą atmosferą przypomina prehistoryczne czasy piwnicy. W Staromiejskim Domu Kultury raz w miesiącu odbywa się Zebranie Założycielskie, które od 1994 r. prowadzi Tadeusz (Zegarmistrz Światła) Woźniak. Spotykają się tu właśnie miłośnicy muzyki, poezji, kabaretu, a nawet nauki. Ostatnio Krzysztof Miklaszewski, wieloletni asystent Tadeusza Kantora, wystąpił z zabawną teorią dotyczącą hejnału z wieży mariackiej. Do tej pory uważano, że nagłe urwanie melodii spowodowane było strzałą jednego z Tatarów oblegających gród Kraka. Miklaszewski twierdzi, że poczynione przez najtęższych łuczników próby wykazały nieprawdziwość tej opinii. Według niego, Tatarzyn musiał zajść naszego trębacza od tyłu i wrazić mu (jeśli już pozostajemy przy terminologii łuczniczej) strzałę Amora (po tatarsku to się jakoś inaczej nazywało). Gdyby nauka potwierdziła słuszność tej teorii, uważam, że należałoby zmienić nazwę hejnału mariackiego - nadawanego w południe przez Polskie Radio - na gejnał mariacki.
Na czym polegał jej fenomen? Otóż było to przedsięwzięcie na wskroś amatorskie. Każdy spektakl był niepowtarzalnym wybuchem radości tworzenia: improwizowanego żartu, często niecenzuralnego dowcipu, nastroju. Dziś, w dobie specjalizacji, kiedy profesjonalizm w cenie, amatorstwo nabrało znaczenia pejoratywnego. Zrobić coś po amatorsku, wyścig dla amatorów, amatorszczyzna... A przecież "amator" to - w dosłownym tłumaczeniu z łaciny - miłośnik! I takimi właśnie miłośnikami, jakkolwiek by to staromodnie zabrzmiało, byli twórcy krakowskiego kabaretu. W latach 60. zazdrośni warszawiacy mówili, że i w stolicy będzie Piwnica pod Baranami. Pod gmachem KC PZPR!
Ale żarty na bok. W Warszawie jest miejsce, które swą atmosferą przypomina prehistoryczne czasy piwnicy. W Staromiejskim Domu Kultury raz w miesiącu odbywa się Zebranie Założycielskie, które od 1994 r. prowadzi Tadeusz (Zegarmistrz Światła) Woźniak. Spotykają się tu właśnie miłośnicy muzyki, poezji, kabaretu, a nawet nauki. Ostatnio Krzysztof Miklaszewski, wieloletni asystent Tadeusza Kantora, wystąpił z zabawną teorią dotyczącą hejnału z wieży mariackiej. Do tej pory uważano, że nagłe urwanie melodii spowodowane było strzałą jednego z Tatarów oblegających gród Kraka. Miklaszewski twierdzi, że poczynione przez najtęższych łuczników próby wykazały nieprawdziwość tej opinii. Według niego, Tatarzyn musiał zajść naszego trębacza od tyłu i wrazić mu (jeśli już pozostajemy przy terminologii łuczniczej) strzałę Amora (po tatarsku to się jakoś inaczej nazywało). Gdyby nauka potwierdziła słuszność tej teorii, uważam, że należałoby zmienić nazwę hejnału mariackiego - nadawanego w południe przez Polskie Radio - na gejnał mariacki.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.