2 mld zł rocznie zyskalibyśmy dzięki likwidacji zbędnego Ministerstwa Rolnictwa
Socjalizm zmaga się z problemami, które w żadnym innym ustroju nie mają prawa istnieć" - mawiał Stefan Kisielewski. W podobny sposób funkcjonuje polskie Ministerstwo Rolnictwa, uzasadniając potrzebę swego istnienia (oraz istnienia Agencji Rynku Rolnego, a także Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, które nadzoruje) rozwiązywaniem problemów przez siebie stwarzanych. W 2003 r. z bud-żetu państwa na wspieranie rolnictwa i rozwoju wsi wydamy przynajmniej 4,3 mld zł (o 600 mln zł więcej niż przed rokiem), czyli ponad dwa razy więcej, niż przeznaczamy na edukację. Co dzieje się z tymi pieniędzmi, nikt do końca nie wie. Z interwencyjnego skupu produktów rolnych prowadzonego przez ARR korzysta w Polsce... 3 proc. rolników! Nawet przy tak niewielkim polu do popisu agencja potrafi zdziałać cuda: jeszcze nie minęło sześć miesięcy 2003 roku, a już zdążyła wywołać kryzys na rynku wieprzowiny i zboża. Siostrzana ARiMR jest na najlepszej drodze, by nie dotrzymać terminu wdrożenia systemu kontroli wielkości i jakości produkcji żywności IACS, bez którego w 2004 r. polscy rolnicy nie dostaną dopłat bezpośrednich z Unii Europejskiej.
Nad całym tym "pożarem w burdelu", o którego sfilmowaniu marzył Alfred Hitchcock, ma czuwać minister rolnictwa, ale - jak okazało się w ubiegłym tygodniu - czuwać bardzo wybiórczo. Gdy tylko Adam Tański, który w fotelu ministra zastąpił w marcu 2003 r. szefa PSL Jarosława Kalinowskiego, zapowiedział ograniczone zwolnienia i cięcie kosztów w ARiMR, natychmiast "stracił polityczne wsparcie" rządu, koalicjantów oraz ich sojuszników w parlamencie. Po czterech miesiącach urzędowania musiał się więc podać do dymisji. Czy w tej sytuacji należy szukać bardziej uległego ministra? Proponujemy czym prędzej zlikwidować zbędne Ministerstwo Rolnictwa i podległe mu agencje, zanim za rok zmarnotrawią pieniądze nie tylko z naszego budżetu, ale i z Brukseli. Zarządzaniem unijnymi funduszami może się zająć wyłoniona w przetargu prywatna firma, a my wszyscy oszczędzimy 1-2 mld zł rocznie i pozbędziemy się kilkunastu tysięcy pasożytów!
Agencja destabilizacji rynku
- Te instytucje to bastiony chłopskich partii. Przy nich Ministerstwo Rolnictwa wygląda na przybudówkę - mówi o dwóch rolnych agencjach Aleksander Grad, poseł PO. Nawet średnie wynagrodzenie pracowników ARR oraz ARiMR jest dwa razy wyższe niż osób zatrudnionych w resorcie rolnictwa i sięga 6 tys. zł. Ci "fachowcy" są jednak zdecydowanie przepłacani.
Tylko w ostatnich czterech latach skup płodów rolnych przez ARR (agencja interweniuje, gdy ich cena jest dla rolników zbyt niska) oraz dopłaty do ich eksportu kosztowały nas 5 mld zł. W teorii celem tych działań jest "stabilizowanie" rynku rolnego. Tyle że z dobrodziejstw interwencyjnego skupu korzysta ledwie około 50 tys. polskich rolników (3 proc. wszystkich), a stabilizacja jest właśnie tym zadaniem, którego ARR konsekwentnie nie wykonuje. Interwencyjny skup wieprzowiny w 2001 r. po mocno zawyżonej cenie zachęcił rolników do zwiększania pogłowia świń, w rezultacie dziś mamy nadpodaż wieprzowiny (tzw. świńska górka). Jej ceny spadły o połowę. Skup zboża przeprowadzono zaś tak, że ceny chleba wzrosły w tym roku dwukrotnie! Inspektorzy ARR nie zauważyli natomiast, iż ze spichlerzy prywatnych firm przechowujących zboże na zlecenie agencji zniknęło około 35 tys. ton państwowego ziarna.
Zagadką pozostaje to, według jakiego klucza ARR wydaje publiczne pieniądze. W czasie żniw dwie z trzech ton zboża sprzedanych w województwach pomorskim, warmińsko-mazurskim oraz dolnośląskim kupuje właśnie agencja. W innych województwach skala interwencji jest dwukrotnie mniejsza. Marnotrawstwo sprawia, że nie dopina się budżet ARR. W 2002 r. jej zadłużenie wyniosło 1,3 mld zł.
Dajcie mi głowę Adama Tańskiego
- Minister rolnictwa musiał odejść, bo chciał zlikwidować część delegatur ARiMR - twierdzi Aleksander Grad. Wersja oficjalna jest taka, że posłowie SLD, PSL i PLD Romana Jagielińskiego przegłosowali w Komisji Rolnictwa dezyderat do premiera z żądaniem odwołania Tańskiego za to, że... nic nie robi, by przyspieszyć tworzenie systemu IACS.
To, że koalicyjni i ludowi posłowie zażądali głowy ministra akurat wtedy, kiedy zapowiadał zajęcie się anarchią w ARR i ARiMR, nie dziwi, bo obie agencje to dziś doskonałe przechowalnie partyjnych kadr. ARiMR istnieje od dziewięciu lat, a pensje pobiera w niej prawie 3800 osób. Mniej oddziałów terenowych to mniej posad do podziału. Naprawdę duże obowiązki spadną na ARiMR dopiero po wejściu do unii, kiedy zajmie się ona rozdzielaniem dopłat bezpośrednich dla rolników. Cierpliwość Tańskiego wyczerpała się, gdy stało się jas-ne, że agencja może nie zdążyć z wdrożeniem systemu IACS do 1 maja 2004 r. W czerwcu brukselscy urzędnicy określili stan polskich przygotowań w tej dziedzinie jako "katastrofalny". Tymczasem dzień po rezygnacji Tańskiego do dymisji podał się też Jerzy Miller, prezes ARiMR (po rozpadzie koalicji SLD-UP-PSL zastąpił na tym stanowisku ludowca Aleksandra Bentkowskiego), o którym były minister rolnictwa zdążył jeszcze powiedzieć kilka godzin wcześniej w radiowej Trójce, że "jeśli zostanie na stanowisku i będzie miał możliwość działania, to zdążymy na pewno"... Jeśli teraz "nie zdążymy", to nasi rolnicy nie dostaną tuż po akcesji dopłat, o które kolejne rządy toczyły batalie z UE!
"Zarażony personel powinien otrzymać dobre świadectwa pracy i trafić do tych wrogich instytucji, na które patrzymy ze szczególną niechęcią. Pozostałe po nim wyposażenie i kartoteki zniszczyć. Budynki podpalić" - taką receptę na walkę z wirusem biurokracji przedstawił C. Northcote Parkinson. Klapa z IACS, rozregulowany rynek zbóż i wieprzowiny, a wreszcie dymisje Tańskiego i Millera - czy to nie wystarczające powody, by... i tu należałoby ponownie zacytować Parkinsona.
Nad całym tym "pożarem w burdelu", o którego sfilmowaniu marzył Alfred Hitchcock, ma czuwać minister rolnictwa, ale - jak okazało się w ubiegłym tygodniu - czuwać bardzo wybiórczo. Gdy tylko Adam Tański, który w fotelu ministra zastąpił w marcu 2003 r. szefa PSL Jarosława Kalinowskiego, zapowiedział ograniczone zwolnienia i cięcie kosztów w ARiMR, natychmiast "stracił polityczne wsparcie" rządu, koalicjantów oraz ich sojuszników w parlamencie. Po czterech miesiącach urzędowania musiał się więc podać do dymisji. Czy w tej sytuacji należy szukać bardziej uległego ministra? Proponujemy czym prędzej zlikwidować zbędne Ministerstwo Rolnictwa i podległe mu agencje, zanim za rok zmarnotrawią pieniądze nie tylko z naszego budżetu, ale i z Brukseli. Zarządzaniem unijnymi funduszami może się zająć wyłoniona w przetargu prywatna firma, a my wszyscy oszczędzimy 1-2 mld zł rocznie i pozbędziemy się kilkunastu tysięcy pasożytów!
Agencja destabilizacji rynku
- Te instytucje to bastiony chłopskich partii. Przy nich Ministerstwo Rolnictwa wygląda na przybudówkę - mówi o dwóch rolnych agencjach Aleksander Grad, poseł PO. Nawet średnie wynagrodzenie pracowników ARR oraz ARiMR jest dwa razy wyższe niż osób zatrudnionych w resorcie rolnictwa i sięga 6 tys. zł. Ci "fachowcy" są jednak zdecydowanie przepłacani.
Tylko w ostatnich czterech latach skup płodów rolnych przez ARR (agencja interweniuje, gdy ich cena jest dla rolników zbyt niska) oraz dopłaty do ich eksportu kosztowały nas 5 mld zł. W teorii celem tych działań jest "stabilizowanie" rynku rolnego. Tyle że z dobrodziejstw interwencyjnego skupu korzysta ledwie około 50 tys. polskich rolników (3 proc. wszystkich), a stabilizacja jest właśnie tym zadaniem, którego ARR konsekwentnie nie wykonuje. Interwencyjny skup wieprzowiny w 2001 r. po mocno zawyżonej cenie zachęcił rolników do zwiększania pogłowia świń, w rezultacie dziś mamy nadpodaż wieprzowiny (tzw. świńska górka). Jej ceny spadły o połowę. Skup zboża przeprowadzono zaś tak, że ceny chleba wzrosły w tym roku dwukrotnie! Inspektorzy ARR nie zauważyli natomiast, iż ze spichlerzy prywatnych firm przechowujących zboże na zlecenie agencji zniknęło około 35 tys. ton państwowego ziarna.
Zagadką pozostaje to, według jakiego klucza ARR wydaje publiczne pieniądze. W czasie żniw dwie z trzech ton zboża sprzedanych w województwach pomorskim, warmińsko-mazurskim oraz dolnośląskim kupuje właśnie agencja. W innych województwach skala interwencji jest dwukrotnie mniejsza. Marnotrawstwo sprawia, że nie dopina się budżet ARR. W 2002 r. jej zadłużenie wyniosło 1,3 mld zł.
Dajcie mi głowę Adama Tańskiego
- Minister rolnictwa musiał odejść, bo chciał zlikwidować część delegatur ARiMR - twierdzi Aleksander Grad. Wersja oficjalna jest taka, że posłowie SLD, PSL i PLD Romana Jagielińskiego przegłosowali w Komisji Rolnictwa dezyderat do premiera z żądaniem odwołania Tańskiego za to, że... nic nie robi, by przyspieszyć tworzenie systemu IACS.
To, że koalicyjni i ludowi posłowie zażądali głowy ministra akurat wtedy, kiedy zapowiadał zajęcie się anarchią w ARR i ARiMR, nie dziwi, bo obie agencje to dziś doskonałe przechowalnie partyjnych kadr. ARiMR istnieje od dziewięciu lat, a pensje pobiera w niej prawie 3800 osób. Mniej oddziałów terenowych to mniej posad do podziału. Naprawdę duże obowiązki spadną na ARiMR dopiero po wejściu do unii, kiedy zajmie się ona rozdzielaniem dopłat bezpośrednich dla rolników. Cierpliwość Tańskiego wyczerpała się, gdy stało się jas-ne, że agencja może nie zdążyć z wdrożeniem systemu IACS do 1 maja 2004 r. W czerwcu brukselscy urzędnicy określili stan polskich przygotowań w tej dziedzinie jako "katastrofalny". Tymczasem dzień po rezygnacji Tańskiego do dymisji podał się też Jerzy Miller, prezes ARiMR (po rozpadzie koalicji SLD-UP-PSL zastąpił na tym stanowisku ludowca Aleksandra Bentkowskiego), o którym były minister rolnictwa zdążył jeszcze powiedzieć kilka godzin wcześniej w radiowej Trójce, że "jeśli zostanie na stanowisku i będzie miał możliwość działania, to zdążymy na pewno"... Jeśli teraz "nie zdążymy", to nasi rolnicy nie dostaną tuż po akcesji dopłat, o które kolejne rządy toczyły batalie z UE!
"Zarażony personel powinien otrzymać dobre świadectwa pracy i trafić do tych wrogich instytucji, na które patrzymy ze szczególną niechęcią. Pozostałe po nim wyposażenie i kartoteki zniszczyć. Budynki podpalić" - taką receptę na walkę z wirusem biurokracji przedstawił C. Northcote Parkinson. Klapa z IACS, rozregulowany rynek zbóż i wieprzowiny, a wreszcie dymisje Tańskiego i Millera - czy to nie wystarczające powody, by... i tu należałoby ponownie zacytować Parkinsona.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.