Zwycięstwo w Wimbledonie to tenisowy Oscar
Żołnierze sił powietrznych i marynarki wojennej, strażacy oraz policjanci podczas turnieju wimbledońskiego biorą urlopy i zatrudniają się jako stewardzi. Tworzą oni Stowarzyszenie Honorowych Stewardów Wimbledonu. Mogliby nawet pracować za darmo, byleby być na Wimbledonie.
Za wszelką cenę chcą podczas turnieju pracować także dzieci podające piłki - zgłasza się kilkanaście tysięcy na 206 miejsc. Za ośmiogodzinny dzień pracy, a wcześniej kurs przygotowawczy przypominający pruską musztrę, młodzi ludzie otrzymują niewielkie kieszonkowe. Najważniejsze jest jednak to, że w swoim curriculum vitae mogą potem umieścić informację, że obsługiwali turniej wimbledoński.
Dżin królowej matki
Wimbledon to nie tylko najstarszy (rozgrywany od 1877 r.), ale też najbardziej prestiżowy turniej tenisowy na świecie. Dlatego w loży królewskiej na centralnym korcie pojawiają się księżna i książę Kentu, członkowie Izby Lordów, ambasadorowie. Królowa Elżbieta II ostatni raz gościła w loży w 1977 r., w roku swego srebrnego jubileuszu na tronie. Regularnie na Wimbledonie bywała zmarła przed rokiem królowa matka. Siadała w pierwszym rzędzie loży królewskiej ze szklaneczką ulubionego dżinu. Gdy jej miejsca dosięgały promienie słońca, przesiadała się coraz wyżej. W ten sposób malała jednak liczba dworzan oglądających mecze, ponieważ zgodnie z protokołem nikt nie powinien zajmować miejsca przed monarchinią. Na korcie centralnym często bywali Jack Nicholson, Cliff Richard, Eric Clapton, Roger Moore czy George Michael.
VIP-y pojawiają się w loży królewskiej już pierwszego dnia, zwanego Gentlemen's Day. Zwyczaj ten zapoczątkowano w 1934 r. Wówczas spotkali się Australijczyk J.H. Crawford oraz najlepszy wtedy polski tenisista Ignacy Tłoczyński (wygrał broniący tytułu Crawford).
Marka Wimbledonu
Najtrwalszą tradycją Wimbledonu jest sprzedawanie samej tradycji tego turnieju. I to nie tylko dlatego, że jest rozgrywany na trawie. Głównym ogrodnikiem Wimbledonu jest Eddie Seaward. O trawę na kortach troszczy się nie tylko przez dwa tygodnie zawodów, ale przez cały rok. Pomaga mu w tym dwanaście osób. Pielęgnują oni 19 kortów. Nie tylko sieją, wałują, podlewają i koszą trawę, ale też chronią ją przed lisami, myszami, wiewiórkami i gołębiami. Szczególnie odchody ptaków zagrażają wimbledońskiej trawie, dlatego Seaward używa sokoła do przepędzania gołębi.
Wimbledon to znana marka, zastrzeżona w 42 krajach. To także jedyny turniej, w którym przy rozstawieniu graczy nie uwzględnia się aktualnej klasyfikacji ATP (Stowarzyszenia Zawodowych Tenisistów). Na Wimbledonie niewidoczne są reklamy sponsorów, bo organizatorzy ich nie potrzebują. Wimbledon to również odrębny kodeks obyczajowy. Podczas gdy na Roland Garros w Paryżu czy Flashing Meadows w Nowym Jorku na trybunach słychać gwizdy, na Wimbledonie są wyłącznie oklaski. Po osiemdziesięciu latach w tym roku zrezygnowano tylko z tradycyjnego ukłonu tenisisty lub dygnięcia tenisistki w stronę loży królewskiej. - Jestem rozczarowana tą decyzją, bo najlepsza podczas turnieju wimbledońskiego jest tradycja - stwierdziła kilka dni temu Venus Williams. Martina Navratilova, wielokrotna triumfatorka turnieju, wspomina, że co roku spędzała wiele godzin przed lustrem, ćwicząc dygnięcia. Zwyczaj kłaniania się przed lożą królewską wprowadzono w 1922 r., gdy król Jerzy i królowa Mary oglądali mecze pierwszego dnia turnieju.
Piknik w Aorangi
Przedmiotem dumy widzów, którzy już o drugiej w nocy ustawiają się w wielokilometrowych kolejkach po bilety, jest nalepka z napisem "Stałem w kolejce na Wimbledon". Takie naklejki są codziennie rozdawane kilkunastu tysiącom widzów. Część biletów sprzedaje się w drodze publicznego losowania. Tylko pięćset wejściówek na kort centralny dostępnych jest każdego dnia w kasach. Bilety na ćwierćfinały, półfinały i finał są wyprzedane już kilka miesięcy wcześniej. Dochód z odsprzedaży kart jest przeznaczony na cele charytatywne. Podobnie jak dochód ze sprzedaży używanych piłek zbieranych na kortach.
Widzowie bez biletów okupują okoliczny park Aorangi, gdzie urządzają pikniki. Zamiast truskawek z bitą śmietaną (których goście turnieju zjadają ponad 27 ton - w tym roku trzeba zapłacić prawie dwa funty za 10 owoców) jedzą głównie hot dogi, ryby z frytkami, pizzę, kanapki i lody. Piją zaś głównie piwo. Widzowie na korcie centralnym wolą plaster łososia, szampana i Pimms (znany od 150 lat likier o smaku dżinu). To oni wypożyczają też specjalne podkładki na siedzenie, które po raz pierwszy pojawiły się w 1924 r.
Dyskretny urok pieniędzy
Na Wimbledonie o pieniądzach mówi się mało, chociaż zarabia się tam dużo. W tym roku pula nagród wynosi 9,4 mln funtów (zwyciężczyni gry pojedynczej otrzyma 535 tys. funtów, a najlepszy singlista - 575 tys. funtów). Prawa do transmisji telewizyjnych i radiowych, sprzedaż biletów i pamiątek, czynsz od właścicieli sklepów, barów, poczty, banku - wszystko to dało przed rokiem dochód w wysokości 25,6 mln funtów. Zysk wynosi każdego roku 14-15 mln funtów. Transmisja z Wimbledonu to największe przedsięwzięcie BBC w roku. Stacja zapłaciła organizatorom 50 mln funtów za trzyletnią umowę.
Polski Wimbledon
Polakom nie wiodło się najlepiej na Wimbledonie. Przed II wojną światową największy sukces odniosła Jadwiga Jędrzejowska, finalistka turnieju kobiet w 1937 r. (w latach 1936-1937 wygrała plebiscyt na najlepszego polskiego sportowca). Po II wojnie światowej największy sukces spośród Polaków odniósł Wojciech Fibak, który w 1980 r. doszedł do ćwierćfinału. W 1979 r. wspólnie z Timem Wilkinsonem wygrał grę deblową. Ostatni polski triumf na Wimbledonie to zwycięstwo Aleksandry Olszy w turnieju juniorek w 1995 r. (zarówno w singlu, jak i w deblu).
John McEnroe, trzykrotny zwycięzca Wimbledonu, spytany, dlaczego ten turniej jest najważniejszy na świecie, odparł: - Bo ludzie na całym świecie tak uważają, a tyle osób nie może się mylić.
Za wszelką cenę chcą podczas turnieju pracować także dzieci podające piłki - zgłasza się kilkanaście tysięcy na 206 miejsc. Za ośmiogodzinny dzień pracy, a wcześniej kurs przygotowawczy przypominający pruską musztrę, młodzi ludzie otrzymują niewielkie kieszonkowe. Najważniejsze jest jednak to, że w swoim curriculum vitae mogą potem umieścić informację, że obsługiwali turniej wimbledoński.
Dżin królowej matki
Wimbledon to nie tylko najstarszy (rozgrywany od 1877 r.), ale też najbardziej prestiżowy turniej tenisowy na świecie. Dlatego w loży królewskiej na centralnym korcie pojawiają się księżna i książę Kentu, członkowie Izby Lordów, ambasadorowie. Królowa Elżbieta II ostatni raz gościła w loży w 1977 r., w roku swego srebrnego jubileuszu na tronie. Regularnie na Wimbledonie bywała zmarła przed rokiem królowa matka. Siadała w pierwszym rzędzie loży królewskiej ze szklaneczką ulubionego dżinu. Gdy jej miejsca dosięgały promienie słońca, przesiadała się coraz wyżej. W ten sposób malała jednak liczba dworzan oglądających mecze, ponieważ zgodnie z protokołem nikt nie powinien zajmować miejsca przed monarchinią. Na korcie centralnym często bywali Jack Nicholson, Cliff Richard, Eric Clapton, Roger Moore czy George Michael.
VIP-y pojawiają się w loży królewskiej już pierwszego dnia, zwanego Gentlemen's Day. Zwyczaj ten zapoczątkowano w 1934 r. Wówczas spotkali się Australijczyk J.H. Crawford oraz najlepszy wtedy polski tenisista Ignacy Tłoczyński (wygrał broniący tytułu Crawford).
Marka Wimbledonu
Najtrwalszą tradycją Wimbledonu jest sprzedawanie samej tradycji tego turnieju. I to nie tylko dlatego, że jest rozgrywany na trawie. Głównym ogrodnikiem Wimbledonu jest Eddie Seaward. O trawę na kortach troszczy się nie tylko przez dwa tygodnie zawodów, ale przez cały rok. Pomaga mu w tym dwanaście osób. Pielęgnują oni 19 kortów. Nie tylko sieją, wałują, podlewają i koszą trawę, ale też chronią ją przed lisami, myszami, wiewiórkami i gołębiami. Szczególnie odchody ptaków zagrażają wimbledońskiej trawie, dlatego Seaward używa sokoła do przepędzania gołębi.
Wimbledon to znana marka, zastrzeżona w 42 krajach. To także jedyny turniej, w którym przy rozstawieniu graczy nie uwzględnia się aktualnej klasyfikacji ATP (Stowarzyszenia Zawodowych Tenisistów). Na Wimbledonie niewidoczne są reklamy sponsorów, bo organizatorzy ich nie potrzebują. Wimbledon to również odrębny kodeks obyczajowy. Podczas gdy na Roland Garros w Paryżu czy Flashing Meadows w Nowym Jorku na trybunach słychać gwizdy, na Wimbledonie są wyłącznie oklaski. Po osiemdziesięciu latach w tym roku zrezygnowano tylko z tradycyjnego ukłonu tenisisty lub dygnięcia tenisistki w stronę loży królewskiej. - Jestem rozczarowana tą decyzją, bo najlepsza podczas turnieju wimbledońskiego jest tradycja - stwierdziła kilka dni temu Venus Williams. Martina Navratilova, wielokrotna triumfatorka turnieju, wspomina, że co roku spędzała wiele godzin przed lustrem, ćwicząc dygnięcia. Zwyczaj kłaniania się przed lożą królewską wprowadzono w 1922 r., gdy król Jerzy i królowa Mary oglądali mecze pierwszego dnia turnieju.
Piknik w Aorangi
Przedmiotem dumy widzów, którzy już o drugiej w nocy ustawiają się w wielokilometrowych kolejkach po bilety, jest nalepka z napisem "Stałem w kolejce na Wimbledon". Takie naklejki są codziennie rozdawane kilkunastu tysiącom widzów. Część biletów sprzedaje się w drodze publicznego losowania. Tylko pięćset wejściówek na kort centralny dostępnych jest każdego dnia w kasach. Bilety na ćwierćfinały, półfinały i finał są wyprzedane już kilka miesięcy wcześniej. Dochód z odsprzedaży kart jest przeznaczony na cele charytatywne. Podobnie jak dochód ze sprzedaży używanych piłek zbieranych na kortach.
Widzowie bez biletów okupują okoliczny park Aorangi, gdzie urządzają pikniki. Zamiast truskawek z bitą śmietaną (których goście turnieju zjadają ponad 27 ton - w tym roku trzeba zapłacić prawie dwa funty za 10 owoców) jedzą głównie hot dogi, ryby z frytkami, pizzę, kanapki i lody. Piją zaś głównie piwo. Widzowie na korcie centralnym wolą plaster łososia, szampana i Pimms (znany od 150 lat likier o smaku dżinu). To oni wypożyczają też specjalne podkładki na siedzenie, które po raz pierwszy pojawiły się w 1924 r.
Dyskretny urok pieniędzy
Na Wimbledonie o pieniądzach mówi się mało, chociaż zarabia się tam dużo. W tym roku pula nagród wynosi 9,4 mln funtów (zwyciężczyni gry pojedynczej otrzyma 535 tys. funtów, a najlepszy singlista - 575 tys. funtów). Prawa do transmisji telewizyjnych i radiowych, sprzedaż biletów i pamiątek, czynsz od właścicieli sklepów, barów, poczty, banku - wszystko to dało przed rokiem dochód w wysokości 25,6 mln funtów. Zysk wynosi każdego roku 14-15 mln funtów. Transmisja z Wimbledonu to największe przedsięwzięcie BBC w roku. Stacja zapłaciła organizatorom 50 mln funtów za trzyletnią umowę.
Polski Wimbledon
Polakom nie wiodło się najlepiej na Wimbledonie. Przed II wojną światową największy sukces odniosła Jadwiga Jędrzejowska, finalistka turnieju kobiet w 1937 r. (w latach 1936-1937 wygrała plebiscyt na najlepszego polskiego sportowca). Po II wojnie światowej największy sukces spośród Polaków odniósł Wojciech Fibak, który w 1980 r. doszedł do ćwierćfinału. W 1979 r. wspólnie z Timem Wilkinsonem wygrał grę deblową. Ostatni polski triumf na Wimbledonie to zwycięstwo Aleksandry Olszy w turnieju juniorek w 1995 r. (zarówno w singlu, jak i w deblu).
John McEnroe, trzykrotny zwycięzca Wimbledonu, spytany, dlaczego ten turniej jest najważniejszy na świecie, odparł: - Bo ludzie na całym świecie tak uważają, a tyle osób nie może się mylić.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.