Moskwa czyni Czeczenów terrorystami
Wojna czeczeńska, doskonały interes dla rosyjskich generałów - dzięki handlowi bronią - staje się powoli konfliktem nierozwiązywalnym. Zamachowcy samobójcy coraz częściej będą się wysadzać w powietrze na ulicach Moskwy. Czeczeńscy dowódcy nie kontrolują grup partyzanckich. Mimo że duża część organizacji czeczeńskich nie popiera takiego sposobu działania, tamtejsi politycy nie mają wpływu na emocje swych rodaków.
Bombardując z powietrza i miażdżąc czołgami wszystkie napotkane przeszkody, Rosjanie trzymają w garści zbuntowaną republikę. Partyzanci uciekli w góry lub ukryli się wśród wieśniaków. Gdyby rosyjskie władze - jak oficjalnie głoszą - rzeczywiście zajęły się walką z terrorystami oraz odbudową i rozwojem niepokornego kraju, może Czeczeni pogodziliby się z klęską i uznali rosyjskie zwierzchnictwo. Na razie jednak Kreml, stosując terror wobec czeczeńskich wieśniaków, czyni ich pragnącymi zemsty terrorystami. Walczą oni już nie o wolność, lecz o przetrwanie. Ich desperacja sięgnęła zenitu. Uważają, że mogą użyć każdej broni, bo ich sprawa jest święta.
Miękkie podbrzusze Rosji
Zakaukazie - rosyjskie podbrzusze - jest obok swego rodzaju poligonu interesów politycznych obszarem rywalizacji ekonomicznej. Zasoby ropy naftowej w rejonie Morza Kaspijskiego stanowią 5 proc. światowych rezerw tego surowca. Ta ropa może być języczkiem u wagi w globalnym systemie wydobycia nafty. Od lat trwa walka między światowymi koncernami - amerykańskimi i rosyjskimi - o kontrolę nad drogami transportu tego surowca. Rosja chce czerpać zyski z tranzytu, unikając inwestycji w wydobycie. Moskwa pogodziła się z deklaracjami niepodległościowymi państw Zakaukazia, lecz nigdy nie zgodzi się na utratę wpływów w regionie. Jest to dla niej obszar strategiczny, z którym łączą ją silne związki ekonomiczne i kulturowe. Z Azerbejdżanu na przykład co roku do pracy - głównie nielegalnej - w Rosji wyjeżdża milion osób.
Dla Czeczenii byłoby najlepiej, gdyby udało się jej odłączyć od Rosji. Jest to jednak niemożliwe - zależność ekonomiczna Groznego od Moskwy jest zupełna. Na odbudowę Czeczenii - co już wyliczono - potrzeba co najmniej 25 mld USD. Czeczenia jako samodzielna republika nigdy sobie nie poradzi - musi być powiązana z rosyjską gospodarką. Paradoksalnie, realne wpływy Rosji na Zakaukaziu są dziś większe niż w czasach sowieckich. Tylko Rosja może zapewnić pracę mieszkańcom Azerbejdżanu, Armenii i pozostałych byłych republik.
Zamrożona wojna
Unia Europejska także próbuje ugryźć kawałek kaukaskiego tortu. W parlamentach większości krajów unii zgłaszane są interpelacje w sprawie pokojowego rozwiązania konfliktu w Czeczenii, ale prezydent Rosji wszędzie jest przyjmowany z honorami. To przejaw hipokryzji UE. Przygotowany przez unię projekt rezolucji piętnującej nadużycia rosyjskiej armii i "poważne" łamanie praw człowieka w Czeczenii nie zyskał aprobaty większości 53 państw członków Komisji Praw Człowieka ONZ. Aż 21 krajów zgodziło się z rosyjską argumentacją, że przyjęcie rezolucji byłoby "sprzeczne z trwającym procesem politycznego rozwiązania konfliktu czeczeńskiego".
W przyszłości największym problemem będzie Górny Karabach. Jest to nie rozwiązany, zamrożony konflikt, w którym rolę żandarma chce odgrywać Rosja. To pozwoliłoby jej kontrolować nie tylko granicę azersko-irańską, ale i ziemie, przez które ma przebiegać rurociąg transportujący azerską ropę z Morza Kaspijskiego do Europy. Mimo że w Górnym Karabachu stacjonują obserwatorzy OBWE, rozmowy o przyszłości rejonu zawsze toczą się w Moskwie.
Bombardując z powietrza i miażdżąc czołgami wszystkie napotkane przeszkody, Rosjanie trzymają w garści zbuntowaną republikę. Partyzanci uciekli w góry lub ukryli się wśród wieśniaków. Gdyby rosyjskie władze - jak oficjalnie głoszą - rzeczywiście zajęły się walką z terrorystami oraz odbudową i rozwojem niepokornego kraju, może Czeczeni pogodziliby się z klęską i uznali rosyjskie zwierzchnictwo. Na razie jednak Kreml, stosując terror wobec czeczeńskich wieśniaków, czyni ich pragnącymi zemsty terrorystami. Walczą oni już nie o wolność, lecz o przetrwanie. Ich desperacja sięgnęła zenitu. Uważają, że mogą użyć każdej broni, bo ich sprawa jest święta.
Miękkie podbrzusze Rosji
Zakaukazie - rosyjskie podbrzusze - jest obok swego rodzaju poligonu interesów politycznych obszarem rywalizacji ekonomicznej. Zasoby ropy naftowej w rejonie Morza Kaspijskiego stanowią 5 proc. światowych rezerw tego surowca. Ta ropa może być języczkiem u wagi w globalnym systemie wydobycia nafty. Od lat trwa walka między światowymi koncernami - amerykańskimi i rosyjskimi - o kontrolę nad drogami transportu tego surowca. Rosja chce czerpać zyski z tranzytu, unikając inwestycji w wydobycie. Moskwa pogodziła się z deklaracjami niepodległościowymi państw Zakaukazia, lecz nigdy nie zgodzi się na utratę wpływów w regionie. Jest to dla niej obszar strategiczny, z którym łączą ją silne związki ekonomiczne i kulturowe. Z Azerbejdżanu na przykład co roku do pracy - głównie nielegalnej - w Rosji wyjeżdża milion osób.
Dla Czeczenii byłoby najlepiej, gdyby udało się jej odłączyć od Rosji. Jest to jednak niemożliwe - zależność ekonomiczna Groznego od Moskwy jest zupełna. Na odbudowę Czeczenii - co już wyliczono - potrzeba co najmniej 25 mld USD. Czeczenia jako samodzielna republika nigdy sobie nie poradzi - musi być powiązana z rosyjską gospodarką. Paradoksalnie, realne wpływy Rosji na Zakaukaziu są dziś większe niż w czasach sowieckich. Tylko Rosja może zapewnić pracę mieszkańcom Azerbejdżanu, Armenii i pozostałych byłych republik.
Zamrożona wojna
Unia Europejska także próbuje ugryźć kawałek kaukaskiego tortu. W parlamentach większości krajów unii zgłaszane są interpelacje w sprawie pokojowego rozwiązania konfliktu w Czeczenii, ale prezydent Rosji wszędzie jest przyjmowany z honorami. To przejaw hipokryzji UE. Przygotowany przez unię projekt rezolucji piętnującej nadużycia rosyjskiej armii i "poważne" łamanie praw człowieka w Czeczenii nie zyskał aprobaty większości 53 państw członków Komisji Praw Człowieka ONZ. Aż 21 krajów zgodziło się z rosyjską argumentacją, że przyjęcie rezolucji byłoby "sprzeczne z trwającym procesem politycznego rozwiązania konfliktu czeczeńskiego".
W przyszłości największym problemem będzie Górny Karabach. Jest to nie rozwiązany, zamrożony konflikt, w którym rolę żandarma chce odgrywać Rosja. To pozwoliłoby jej kontrolować nie tylko granicę azersko-irańską, ale i ziemie, przez które ma przebiegać rurociąg transportujący azerską ropę z Morza Kaspijskiego do Europy. Mimo że w Górnym Karabachu stacjonują obserwatorzy OBWE, rozmowy o przyszłości rejonu zawsze toczą się w Moskwie.
Więcej możesz przeczytać w 29/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.