Od kiedy istnieje sport, pojawia się pytanie o granice ludzkich możliwości w poprawianiu wyników, a tymczasem są one stale poprawiane
Od kiedy istnieje III Rzeczpospolita, wciąż aktualne jest pytanie o granice demoralizacji i deprawacji polityków przez sprawowanie władzy, a kolejne ujawniane afery coraz bardziej te granice przesuwają. I próżno się zastanawiać, do czego oni jeszcze się mogą posunąć. Normalny człowiek tego nie wymyśli. Skoro więc rządy kolesiów z SLD wskazują na to, że tych granic nie sposób określić, trzeba po prostu je zignorować i zabrać się do problemu z właściwszej strony.
Rozwiązanie podpowiedziało mi samo życie, kiedy obserwowałem powszechne oburzenie z powodu afery starachowickiej, a konkretnie, że siedzący w więzieniu starosta ciągle sprawuje władzę, a także wraz ze swym kamratem z SLD nadal są radnymi. Ja tego oburzenia nie podzielam i nie rozumiem. Drodzy państwo! Przecież to jest genialne! Jeśli polityk siedzący w więzieniu może w trakcie siedzenia zajmować stołek i pełnić funkcję, to posadźmy wszystkich i problem z głowy. Nie ucierpi na tym ani autorytet polityka, ani więzienia. Mało tego! To wręcz jedyny sposób pogodzenia partyjniackich rządów, opartych na korupcji, złodziejstwie, kumoterstwie i nepotyzmie, z istnieniem państwa prawa. Owszem, rządzą przestępcy, ale są w więzieniu.
Niby jedni idą po władzę już z czynami przestępczymi na koncie, a inni zostają przestępcami dopiero po jakimś czasie zajmowania się polityką, ale tak naprawdę, czy to taka różnica, kiedy trafią do pudła? Czy nie prościej od razu, zamiast utrzymywać kosztowne gmachy - siedziby władz i partii - urządzić dla nich gustowny pierdelek? Podzielić go na oddziały - ministerstwa, kancelarie i urzędy, a na spacerniaku zrobić parlament. BOR w roli klawiszów miałby łatwiejszą robotę z ochranianiem takich władz i w ogóle wszystko byłoby znacznie tańsze, a szkodliwość społeczna mniejsza.
Ktoś tylko może zapytać, czy elektorat będzie chciał wybierać takie władze. Odpowiem pytaniem: A czy teraz wybiera inne?
Rozwiązanie podpowiedziało mi samo życie, kiedy obserwowałem powszechne oburzenie z powodu afery starachowickiej, a konkretnie, że siedzący w więzieniu starosta ciągle sprawuje władzę, a także wraz ze swym kamratem z SLD nadal są radnymi. Ja tego oburzenia nie podzielam i nie rozumiem. Drodzy państwo! Przecież to jest genialne! Jeśli polityk siedzący w więzieniu może w trakcie siedzenia zajmować stołek i pełnić funkcję, to posadźmy wszystkich i problem z głowy. Nie ucierpi na tym ani autorytet polityka, ani więzienia. Mało tego! To wręcz jedyny sposób pogodzenia partyjniackich rządów, opartych na korupcji, złodziejstwie, kumoterstwie i nepotyzmie, z istnieniem państwa prawa. Owszem, rządzą przestępcy, ale są w więzieniu.
Niby jedni idą po władzę już z czynami przestępczymi na koncie, a inni zostają przestępcami dopiero po jakimś czasie zajmowania się polityką, ale tak naprawdę, czy to taka różnica, kiedy trafią do pudła? Czy nie prościej od razu, zamiast utrzymywać kosztowne gmachy - siedziby władz i partii - urządzić dla nich gustowny pierdelek? Podzielić go na oddziały - ministerstwa, kancelarie i urzędy, a na spacerniaku zrobić parlament. BOR w roli klawiszów miałby łatwiejszą robotę z ochranianiem takich władz i w ogóle wszystko byłoby znacznie tańsze, a szkodliwość społeczna mniejsza.
Ktoś tylko może zapytać, czy elektorat będzie chciał wybierać takie władze. Odpowiem pytaniem: A czy teraz wybiera inne?
Więcej możesz przeczytać w 29/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.