Letnia zimna wojna niemiecko-włoska
Kanclerz Niemiec Gerhard Schröder odwołał urlop we Włoszech, który miał spędzić u swego przyjaciela, malarza Bruno Bruniego, bo wiceminister gospodarki Stefano Stefani obraził naród niemiecki, nazywając turystów znad Łaby "aroganckimi, supernacjonalistycznymi blondynami". Minister spraw wewnętrznych RFN Otto Schily zażądał usunięcia Stefaniego ze stanowiska. Premier Silvio Berlusconi jakby od niechcenia zauważył, że jest mu kanclerza żal. Kanclerz się wygłupił, nie ukrywa tego opozycja, nikt jednak nie mówi, o co naprawdę chodzi. A chodzi o zdyskredytowanie włoskiej prawicy, o próbę obalenia rządu Berlusconiego i powrót tamtejszej lewicy do władzy. Europejska socjaldemokracja nie od dziś zwalcza prawicę wszelkimi dostępnymi metodami, wykorzystując każdy pretekst.
Zbrodnia zbliżenia z Ameryką
Konflikt niemiecko-włoski przerodził się w groteskę już w dniu inauguracji prezydencji włoskiej w Unii Europejskiej, gdy w zachodnich mediach ukazywały się seryjnie obraźliwe artykuły o premierze Włoch Silviu Berlusconim. Gazety odsądziły go od czci i wiary, a określenia w rodzaju "ojciec chrzestny" należały do najłagodniejszych. Odezwały się głosy wzywające do zawieszenia członkostwa Włoch w UE. Prasie niemieckiej wtórowały lewicowe media włoskie. Zwalczanie ekipy rządzącej jest rolą opozycji, ale opozycji wewnętrznej, a nie importowanej międzynarodówki. Podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim inaugurującego włoską prezydenturę doszło do incydentów wywołanych przez posłów z partii Zielonych i do ataku na Berlusconiego ze strony niemieckiego socjaldemokraty Martina Schulza. Berlusconi nie wytrzymał tego - we właściwym sobie stylu zaproponował Schulzowi rolę kapo w kręconym właśnie filmie.
Wedle europejskiej lewicy, Berlusconi popełnił przestępstwo wobec swych obywateli, niemieckiej socjaldemokracji i Europy. Jest właścicielem wszystkiego: telewizji, supermarketów i wytwórni filmowych. Stoi na czele prawicowej partii Forza Italia, co ma go stawiać na równi z Mussolinim. Na dodatek załatwił sobie, mając poparcie większości parlamentarnej, immunitet na czas pełnienia funkcji premiera, co uchroniło go od nieustannych procesów zmuszających szefa rządu do odpowiadania na zarzuty zamiast codziennej pracy. Nikt się nie zająknął przy tym, że prezydenta Francji Jacques'a Chiraca broni takiż immunitet z racji pełnionej funkcji i że grożą mu w przyszłości procesy z powodu podejrzenia o korupcję z czasów, gdy był merem Paryża. Dlaczego nikt o tym nie wspomina, choć Chirac jest z prawicy? Bo jest antyamerykański, a to dziś najwyższy stopień duchowej lewicowości i pasowanie na prawdziwego Europejczyka. Berlusconi zaś - oprócz innych grzechów - pozwolił sobie na afirmację stosunków transatlantyckich. Włochy, kolebka cywilizacji, do której nawet Chirac chciał się odwoływać, i miejsce, gdzie podpisywano traktaty rzymskie, stoczyły się nagle poza granice Europy.
Szampana dla socjalistów!
Słuszność jest po stronie silniejszych, a Niemcy i Francja są najsilniejsze w Europie. To one wyznaczają granice i uzurpują sobie prawo do rozsądzania, co jest dobre, a co złe dla innych państw, jakich polityków powinny wybierać, a jakich usuwać. A jeśli nie będą chciały, to oba mocarstwa zastosują sankcje i napiętnują, kogo trzeba.
Nie musi się nikomu podobać styl bycia Silvia Berlusconiego. Włochów on specjalnie nie razi, bo jest bardzo włoski - trochę na wesoło, trochę po sztubacku i bezczelnie. Berlusconi jako premier Włoch został demokratycznie wybrany zdecydowaną większością głosów i choć zarzuca mu się, iż próbuje zawładnąć Italią, ludność to akceptuje. Widocznie dość już miała rządów skorumpowanych i powiązanych z mafią socjalistów i komunistów.
Warto przypomnieć karę, jaką nałożyły niektóre kraje UE, z Niemcami i Francją na czele, na Austrię, zamrażając z nią stosunki dyplomatyczne. Była to kara za to, że populistyczna partia Jörga Haidera FPÖ utworzyła koalicję rządzącą z chadecją. Bojkot nie doprowadził do przewrotu, naród austriacki się nie przestraszył, populiści zaś współrządzą Austrią do dziś. A sprawa holenderskiego polityka Pima Fortuyna, przywódcy skrajnie prawicowej partii Lista Pima Fortuyna? Krótko przed wyborami do parlamentu Holandii, kiedy zanosiło się na wyborczy sukces Listy, media zachodnie - zwłaszcza francuskie - rozpętały wokół Holendra straszliwą histerię. Wkrótce potem lewacki szaleniec zastrzelił bezbronnego Fortuyna w przekonaniu, że uwolnił Holandię i Europę od katastrofy. Jeszcze wcześniej, za rządów socjalisty Mitterranda, Francja zdetonowała bombę atomową na atolu Mururoa. Miarą lewicowości był wówczas zapał do jednostronnego rozbrajania się. Oburzona socjalistyczna Europa przestała więc pić szampana i jeść ostrygi, wzywając Europejczyków do przejścia na spaghetti, popijane włoskim prosecco. Teraz czas chyba na odwrócenie szlachetnych zaleceń. Koniec z prosecco i kluskami, wracamy do słusznego politycznie szampana. To znaczy wszyscy, których na to stać. Ideowi socjaliści.
Społeczeństwa mądrzejsze niż politycy
W cieniu wstrząsającego wydarzenia, jakim dla Europy są zmiany planów urlopowych szefa rządu kraju dręczonego recesją i bezrobociem (spowodowane zgryźliwą uwagą wiceministra w innym rządzie), dobiega końca anemiczna dyskusja na temat europejskiej konstytucji. Sporo w tej konstytucji ustalono, poza jednym - precyzyjnym rozdziałem kompetencji między Brukselą a państwami narodowymi. Czyżby po to, by brukselska biurokracja mogła sobie w przyszłości uzurpować prawo do dyktowania, co mają mówić i myśleć Włosi o Niemcach, jakie poglądy wolno wyrażać Holendrom i czyim sojusznikiem mogą być Polacy? Lewica popełnia ten sam błąd w ocenie świata, jaki wytykał jej George Orwell: sądzi, że to, co jest dziś, będzie wieczne. Tymczasem od kilku lat w krajach unii do władzy dochodzi prawica. Obyczaj ideologiczny - kaganiec przygotowywany dla niej - może się obrócić przeciwko lewicy.
Podobno 13 proc. Niemców jednak się obraziło i zamierza nie jechać nad Adriatyk. Świetnie, zawołali Austriacy, przyjeżdżajcie do nas, u nas też jest pięknie. Pomyśleć, że kilka lat temu namawiano Niemców, by nie jeździli do Austrii na narty. I co? I nic. Społeczeństwa wydają się jednak mądrzejsze niż ich politycy. W każdym razie bardziej praktyczne.
Wkrótce Polska będzie formalnym członkiem UE. Niewykluczone, że nasza socjaldemokracja straci władzę na rzecz prawicy. Już widzę, jak jakiś minister czy deputowany domaga się odwołania polskiego premiera, bo nie odpowiadają mu jego poglądy polityczne. Jest to scenariusz ponury, ale prawdopodobny. Europejska lewica będzie mówić, że robi to dla dobra Polski i - oczywiście - dla dobra Starego Kontynentu. Chyba już zbyt starego.
Zbrodnia zbliżenia z Ameryką
Konflikt niemiecko-włoski przerodził się w groteskę już w dniu inauguracji prezydencji włoskiej w Unii Europejskiej, gdy w zachodnich mediach ukazywały się seryjnie obraźliwe artykuły o premierze Włoch Silviu Berlusconim. Gazety odsądziły go od czci i wiary, a określenia w rodzaju "ojciec chrzestny" należały do najłagodniejszych. Odezwały się głosy wzywające do zawieszenia członkostwa Włoch w UE. Prasie niemieckiej wtórowały lewicowe media włoskie. Zwalczanie ekipy rządzącej jest rolą opozycji, ale opozycji wewnętrznej, a nie importowanej międzynarodówki. Podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim inaugurującego włoską prezydenturę doszło do incydentów wywołanych przez posłów z partii Zielonych i do ataku na Berlusconiego ze strony niemieckiego socjaldemokraty Martina Schulza. Berlusconi nie wytrzymał tego - we właściwym sobie stylu zaproponował Schulzowi rolę kapo w kręconym właśnie filmie.
Wedle europejskiej lewicy, Berlusconi popełnił przestępstwo wobec swych obywateli, niemieckiej socjaldemokracji i Europy. Jest właścicielem wszystkiego: telewizji, supermarketów i wytwórni filmowych. Stoi na czele prawicowej partii Forza Italia, co ma go stawiać na równi z Mussolinim. Na dodatek załatwił sobie, mając poparcie większości parlamentarnej, immunitet na czas pełnienia funkcji premiera, co uchroniło go od nieustannych procesów zmuszających szefa rządu do odpowiadania na zarzuty zamiast codziennej pracy. Nikt się nie zająknął przy tym, że prezydenta Francji Jacques'a Chiraca broni takiż immunitet z racji pełnionej funkcji i że grożą mu w przyszłości procesy z powodu podejrzenia o korupcję z czasów, gdy był merem Paryża. Dlaczego nikt o tym nie wspomina, choć Chirac jest z prawicy? Bo jest antyamerykański, a to dziś najwyższy stopień duchowej lewicowości i pasowanie na prawdziwego Europejczyka. Berlusconi zaś - oprócz innych grzechów - pozwolił sobie na afirmację stosunków transatlantyckich. Włochy, kolebka cywilizacji, do której nawet Chirac chciał się odwoływać, i miejsce, gdzie podpisywano traktaty rzymskie, stoczyły się nagle poza granice Europy.
Szampana dla socjalistów!
Słuszność jest po stronie silniejszych, a Niemcy i Francja są najsilniejsze w Europie. To one wyznaczają granice i uzurpują sobie prawo do rozsądzania, co jest dobre, a co złe dla innych państw, jakich polityków powinny wybierać, a jakich usuwać. A jeśli nie będą chciały, to oba mocarstwa zastosują sankcje i napiętnują, kogo trzeba.
Nie musi się nikomu podobać styl bycia Silvia Berlusconiego. Włochów on specjalnie nie razi, bo jest bardzo włoski - trochę na wesoło, trochę po sztubacku i bezczelnie. Berlusconi jako premier Włoch został demokratycznie wybrany zdecydowaną większością głosów i choć zarzuca mu się, iż próbuje zawładnąć Italią, ludność to akceptuje. Widocznie dość już miała rządów skorumpowanych i powiązanych z mafią socjalistów i komunistów.
Warto przypomnieć karę, jaką nałożyły niektóre kraje UE, z Niemcami i Francją na czele, na Austrię, zamrażając z nią stosunki dyplomatyczne. Była to kara za to, że populistyczna partia Jörga Haidera FPÖ utworzyła koalicję rządzącą z chadecją. Bojkot nie doprowadził do przewrotu, naród austriacki się nie przestraszył, populiści zaś współrządzą Austrią do dziś. A sprawa holenderskiego polityka Pima Fortuyna, przywódcy skrajnie prawicowej partii Lista Pima Fortuyna? Krótko przed wyborami do parlamentu Holandii, kiedy zanosiło się na wyborczy sukces Listy, media zachodnie - zwłaszcza francuskie - rozpętały wokół Holendra straszliwą histerię. Wkrótce potem lewacki szaleniec zastrzelił bezbronnego Fortuyna w przekonaniu, że uwolnił Holandię i Europę od katastrofy. Jeszcze wcześniej, za rządów socjalisty Mitterranda, Francja zdetonowała bombę atomową na atolu Mururoa. Miarą lewicowości był wówczas zapał do jednostronnego rozbrajania się. Oburzona socjalistyczna Europa przestała więc pić szampana i jeść ostrygi, wzywając Europejczyków do przejścia na spaghetti, popijane włoskim prosecco. Teraz czas chyba na odwrócenie szlachetnych zaleceń. Koniec z prosecco i kluskami, wracamy do słusznego politycznie szampana. To znaczy wszyscy, których na to stać. Ideowi socjaliści.
Społeczeństwa mądrzejsze niż politycy
W cieniu wstrząsającego wydarzenia, jakim dla Europy są zmiany planów urlopowych szefa rządu kraju dręczonego recesją i bezrobociem (spowodowane zgryźliwą uwagą wiceministra w innym rządzie), dobiega końca anemiczna dyskusja na temat europejskiej konstytucji. Sporo w tej konstytucji ustalono, poza jednym - precyzyjnym rozdziałem kompetencji między Brukselą a państwami narodowymi. Czyżby po to, by brukselska biurokracja mogła sobie w przyszłości uzurpować prawo do dyktowania, co mają mówić i myśleć Włosi o Niemcach, jakie poglądy wolno wyrażać Holendrom i czyim sojusznikiem mogą być Polacy? Lewica popełnia ten sam błąd w ocenie świata, jaki wytykał jej George Orwell: sądzi, że to, co jest dziś, będzie wieczne. Tymczasem od kilku lat w krajach unii do władzy dochodzi prawica. Obyczaj ideologiczny - kaganiec przygotowywany dla niej - może się obrócić przeciwko lewicy.
Podobno 13 proc. Niemców jednak się obraziło i zamierza nie jechać nad Adriatyk. Świetnie, zawołali Austriacy, przyjeżdżajcie do nas, u nas też jest pięknie. Pomyśleć, że kilka lat temu namawiano Niemców, by nie jeździli do Austrii na narty. I co? I nic. Społeczeństwa wydają się jednak mądrzejsze niż ich politycy. W każdym razie bardziej praktyczne.
Wkrótce Polska będzie formalnym członkiem UE. Niewykluczone, że nasza socjaldemokracja straci władzę na rzecz prawicy. Już widzę, jak jakiś minister czy deputowany domaga się odwołania polskiego premiera, bo nie odpowiadają mu jego poglądy polityczne. Jest to scenariusz ponury, ale prawdopodobny. Europejska lewica będzie mówić, że robi to dla dobra Polski i - oczywiście - dla dobra Starego Kontynentu. Chyba już zbyt starego.
Więcej możesz przeczytać w 29/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.