Lewica europejska, czyli prawica inaczej
Centrolewica kontratakuje. W Londynie zgromadziło się w miniony weekend kilkunastu wywodzących się z socjaldemokracji szefów państw i rządów oraz prawie 400 lewicowych naukowców. Ci pierwsi zapewniali, że następne wybory na pewno wygrają, ale tak naprawdę z niepokojem spoglądali w kierunku sali, gdzie obradowali profesorowie. To oni mają bowiem dostarczyć ideologicznej amunicji, dzięki której zwarte oddziały socjaldemokratów będą chciały uczynić wiek XXI wiekiem pokoju, dobrobytu i... socjalizmu.
Na początku był Clinton
Bill Clinton, który był w Londynie honorowym gościem, może uchodzić za ojca chrzestnego nowej lewicy. Rozpoczęło się od wyraźnego zwrotu w gospodarce. Choć przeciwnicy Clintona argumentują, że rozwój gospodarczy USA za jego czasów możliwy był dzięki dobremu gruntowi przygotowanemu przez Reagana, to nie są w stanie zaprzeczyć, że dwie kadencje Clintona to okres prosperity dla Ameryki, a sam Clinton chwalił się publicznie nie tylko sukcesami w walce z biedą, ale i tym, że za jego rządów powstało w USA więcej milionowych i miliardowych fortun niż kiedykolwiek. Lewica przeprosiła się z gospodarką.
Trzecia droga, czyli "ani w lewo, ani w prawo", w Wielkiej Brytanii zaczęła się od usunięcia przez Tony'ego Blaira punktu czwartego ze statutu Partii Pracy. Zawierał on zapis o przewadze formy własności państwowej nad prywatną. Z takim bagażem ideologicznym laburzyści nie mogli nawiązać walki wyborczej z Margaret Thatcher przez trzy kadencje i przegrali nawet z bezbarwnym Johnem Majorem. Usuwając ten punkt, Blair zlikwidował Białoruś nad Tamizą i ruszył do walki.
Nowe lewe logo
Wspólnie z Gerhardem Schröderem lider laburzystów opublikował w połowie lat 90. "Manifest nowej lewicy - trzecia droga". Pomysły w nim zawarte były skierowane do ludzi, którym nie podobała się prawica, ale pojmowali absurdalność tradycyjnego socjalizmu. - Odgrzewany państwowy socjalizm nie ma nic do zaoferowania ludziom w świecie coraz bardziej współzależnym i coraz bardziej indywidualistycznym - tak wyjaśnia "Wprost" ideę zwrotu na prawo jeden z najbliższych współpracowników Blaira i faktyczny autor pomysłu trzeciej drogi Peter Mandelson.
Próba udowodnienia, że pomysł stanowi nową jakość, ani prawicową, ani lewicową, napotyka jednak zdecydowany opór. - Trzecia droga to po prostu nowe logo lewicy, która zaakceptowała coś oczywistego dla zdroworozsądkowo myślących ludzi: potrzebę wolnego rynku - mówi konserwatywny myśliciel Roger Scruton. Najważniejsze postacie ruchu temu zaprzeczają, ale paradoksalnie, jeśli zagłębić się w teksty publikowane przez Policy Network (think-tank kierowany przez Mandelsona), można w nich znaleźć język politycznego marketingu w czystej postaci. Autorów tam publikujących idee interesują tylko o tyle, o ile są przydatne w uprawianiu polityki.
Ostatnia deska ratunku
Politycznie idee trzeciej lub nawet czwartej drogi, jak chciałby tego kolejny ideolog, Anthony Giddens, dyrektor London School of Economics, wydają się ostatnią deską ratunku dla pozostających u władzy socjaldemokratów. Państwo socjalne bankrutuje i widać to w krajach o największym wskaźniku "socjalu", czyli Niemczech i Francji. W tych krajach najlepiej widać, że leczenie tej choroby jest bolesne. Można się spodziewać, że rządzący "polityczni lekarze" w wyniku przeprowadzenia terapii stracą w najbliższych wyborach władzę.
Politycy trzeciej drogi mają pomysł na częściowy demontaż państwa dobrobytu w taki sposób, by służby publiczne były finansowane zarówno z podatków, jak i bezpośrednio przez osoby z nich korzystające. W Wielkiej Brytanii testem na powodzenie tej polityki są fundacje szpitalne i dopłaty do nauczania na uniwersytetach. Alan Milburn, jedna z wybitnych postaci na froncie walki o reformę służby zdrowia w Wielkiej Brytanii, określił to lapidarnie: - Z tym jest jak z piłką nożną. To nie jest sprawa życia i śmierci - to jest o wiele ważniejsze.
Dyskusja, która się toczy w lewicowej rodzinie, jest wbrew pozorom fundamentalna także dla polityków nielewicowych. Jeżeli europejscy socjaldemokraci ponownie uwiodą wyborców obietnicami poprawy funkcjonowania państwa dobrobytu, przekonując, że działają na rzecz społeczeństwa "ani lewicowego, ani prawicowego", Europę może czekać zapaść.
Na początku był Clinton
Bill Clinton, który był w Londynie honorowym gościem, może uchodzić za ojca chrzestnego nowej lewicy. Rozpoczęło się od wyraźnego zwrotu w gospodarce. Choć przeciwnicy Clintona argumentują, że rozwój gospodarczy USA za jego czasów możliwy był dzięki dobremu gruntowi przygotowanemu przez Reagana, to nie są w stanie zaprzeczyć, że dwie kadencje Clintona to okres prosperity dla Ameryki, a sam Clinton chwalił się publicznie nie tylko sukcesami w walce z biedą, ale i tym, że za jego rządów powstało w USA więcej milionowych i miliardowych fortun niż kiedykolwiek. Lewica przeprosiła się z gospodarką.
Trzecia droga, czyli "ani w lewo, ani w prawo", w Wielkiej Brytanii zaczęła się od usunięcia przez Tony'ego Blaira punktu czwartego ze statutu Partii Pracy. Zawierał on zapis o przewadze formy własności państwowej nad prywatną. Z takim bagażem ideologicznym laburzyści nie mogli nawiązać walki wyborczej z Margaret Thatcher przez trzy kadencje i przegrali nawet z bezbarwnym Johnem Majorem. Usuwając ten punkt, Blair zlikwidował Białoruś nad Tamizą i ruszył do walki.
Nowe lewe logo
Wspólnie z Gerhardem Schröderem lider laburzystów opublikował w połowie lat 90. "Manifest nowej lewicy - trzecia droga". Pomysły w nim zawarte były skierowane do ludzi, którym nie podobała się prawica, ale pojmowali absurdalność tradycyjnego socjalizmu. - Odgrzewany państwowy socjalizm nie ma nic do zaoferowania ludziom w świecie coraz bardziej współzależnym i coraz bardziej indywidualistycznym - tak wyjaśnia "Wprost" ideę zwrotu na prawo jeden z najbliższych współpracowników Blaira i faktyczny autor pomysłu trzeciej drogi Peter Mandelson.
Próba udowodnienia, że pomysł stanowi nową jakość, ani prawicową, ani lewicową, napotyka jednak zdecydowany opór. - Trzecia droga to po prostu nowe logo lewicy, która zaakceptowała coś oczywistego dla zdroworozsądkowo myślących ludzi: potrzebę wolnego rynku - mówi konserwatywny myśliciel Roger Scruton. Najważniejsze postacie ruchu temu zaprzeczają, ale paradoksalnie, jeśli zagłębić się w teksty publikowane przez Policy Network (think-tank kierowany przez Mandelsona), można w nich znaleźć język politycznego marketingu w czystej postaci. Autorów tam publikujących idee interesują tylko o tyle, o ile są przydatne w uprawianiu polityki.
Ostatnia deska ratunku
Politycznie idee trzeciej lub nawet czwartej drogi, jak chciałby tego kolejny ideolog, Anthony Giddens, dyrektor London School of Economics, wydają się ostatnią deską ratunku dla pozostających u władzy socjaldemokratów. Państwo socjalne bankrutuje i widać to w krajach o największym wskaźniku "socjalu", czyli Niemczech i Francji. W tych krajach najlepiej widać, że leczenie tej choroby jest bolesne. Można się spodziewać, że rządzący "polityczni lekarze" w wyniku przeprowadzenia terapii stracą w najbliższych wyborach władzę.
Politycy trzeciej drogi mają pomysł na częściowy demontaż państwa dobrobytu w taki sposób, by służby publiczne były finansowane zarówno z podatków, jak i bezpośrednio przez osoby z nich korzystające. W Wielkiej Brytanii testem na powodzenie tej polityki są fundacje szpitalne i dopłaty do nauczania na uniwersytetach. Alan Milburn, jedna z wybitnych postaci na froncie walki o reformę służby zdrowia w Wielkiej Brytanii, określił to lapidarnie: - Z tym jest jak z piłką nożną. To nie jest sprawa życia i śmierci - to jest o wiele ważniejsze.
Dyskusja, która się toczy w lewicowej rodzinie, jest wbrew pozorom fundamentalna także dla polityków nielewicowych. Jeżeli europejscy socjaldemokraci ponownie uwiodą wyborców obietnicami poprawy funkcjonowania państwa dobrobytu, przekonując, że działają na rzecz społeczeństwa "ani lewicowego, ani prawicowego", Europę może czekać zapaść.
Więcej możesz przeczytać w 29/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.