Inżynieria polityczna Kremla tworzy partie wydmuszki, które zaczynają się wymykać spod kontroli
Twórca rosyjskiego imperium car Piotr I kazał swoim dworzanom toczyć wojny na kule śniegowe. Miało to rozładować napięcia na dworze. Teraz urzędnicy prezydenta Putina toczą pojedynki wyborcze równie prawdziwe jak wojna na śnieżki. Kreml stworzył oto nową partię. Sprawiedliwa Rosja walczy nie tylko z komunistami, lecz z Jedyną Rosją, którą także popiera prezydent. "Bratobójcza" walka między kremlowskimi politykami coraz bardziej przypomina wojnę klanów, a nie pojedynki na kule śniegowe dworzan Piotra I.
Lalkarz prezydenta
"Tu Władisław Surkow, mam propozycję, o której musimy porozmawiać" - takie telefony odebrały jakiś czas temu gwiazdy rosyjskiego rocka i hip-hopu Zemfira, Siergiej Sznurow z grupy Leningrad i muzycy grupy B2. Surkow starał się ich przekonać, by poparli młodzieżową organizację Nasi. Kreml bał się, że w Rosji wybuchnie rewolucja, taka jak w Gruzji i na Ukrainie. Powołano więc Naszych, którzy mieli być zbrojnym ramieniem kontrrewolucji. Choć muzycy nie wzięli udziału w tworzeniu organizacji, Nasi stali się częścią sceny politycznej, zwalczając przeciwników władz. To ich aktywistów można uznać za głównych podejrzanych w sprawie pobicia polskich dyplomatów.
Ten przykład pokazuje, jak głęboko ingeruje Kreml w życie polityczne. Surkow, który formalnie jest jedynie wiceszefem kancelarii prezydenta, ma ogromną władzę. Ten pół Rosjanin, pół Czeczen, z wykształcenia lalkarz, autor pierwszej w Rosji książki o public relations, na baczność stawia wszystkich rosyjskich liderów partyjnych. Walerij Fiodorow, szef Ogólnorosyjskiego Ośrodka Badań Publicznych, mówi "Wprost", że u Surkowa "na konsultacjach" bywają nawet liderzy autentycznej opozycji: przywódcy komunistów czy liberalnej partii Jabłoko. Nie ma więc wątpliwości, że musiał on brać udział w powstaniu Sprawiedliwej Rosji - partii wydmuszki, powołanej z połączenia trzech kanapowych ugrupowań. Jej przywódcą jest Siergiej Mironow, przewodniczący Rady Federacji. To dobry znajomy Władimira Putina jeszcze z Petersburga.
Sprawiedliwa Rosja jest z założenia ugrupowaniem lewicowym. Celem jej powstania było wyeliminowanie ze sceny politycznej komunistów. Określenie "partia" nie jest jednak właściwe. Kremlowscy urzędnicy nazywają powoływane przez siebie twory "projektami". Projekty bywają liberalne, lewicowe lub nacjonalistyczne, mogą być prorządowe i "opozycyjne". Łączy je jedno - lojalność wobec Kremla. Idealnym projektem była stworzona na początku lat 90. Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji Władimira Żyrinowskiego. Formalnie opozycyjna, krytykująca rząd, nigdy nie poważyła się na krytykę prezydenta.
Podobnie miała zapewne działać Sprawiedliwa Rosja. Prezydent Putin od dawna mówił, że Rosji potrzebna jest lewicowa partia typu europejskiego, a komuniści powinni odejść do lamusa. "Lewą nogą" Putinowskiego systemu jest właśnie Sprawiedliwa Rosja. Jej sukces przerósł jednak oczekiwania pomysłodawców. W Samarze na południu Rosji wybory mera miasta wygrał kandydat Sprawiedliwej Rosji. Jego przeciwnikiem był przedstawiciel proprezydenckiej Jedynej Rosji. Tym samym obie partie zamiast się wspierać na poziomie regionalnym, zaczęły z sobą walczyć.
Syndrom Golema
- Obserwator rosyjskiej sceny politycznej może się poczuć jak chory na schizofrenię - wyznaje "Wprost" politolog i były doradca prezydenta Jelcyna Georgij Satarow. Jego zdaniem, w Rosji zawsze istniała jedna duża partia władzy, kilka autentycznie opozycyjnych i kilka pseudoopozycyjnych projektów wymyślonych przez ludzi Kremla. Za Jelcyna partią władzy był Nasz Dom - Rosja. Putin doszedł do władzy popierany przez Jedyną Rosję. - Wyobraźcie sobie teraz panikę wśród gubernatorów i urzędników. Dotychczas wiedzieli, kogo popierać, gdzie się zapisywać, komu dorzucić głosów podczas wyborów, a komu odebrać - mówi Satarow.
Wygląda na to, że w Rosji powstały dwie równorzędne partie władzy. Popularność Sprawiedliwej Rosji jest bardzo duża. Oba ugrupowania licytują się, które lepiej rozumie i wprowadza w życie słowa prezydenta. Siergiej Mironow za największy sukces swojej kampanii uznał przystąpienie do jego partii Igora Putina, stryjecznego brata prezydenta. Sugestia była jasna: gdyby prezydent nie chciał, "nie wysyłałby rodziny w nasze szeregi". - To sygnał dla lokalnych elit. Skoro jest z nami brat Putina, to jesteśmy najważniejsi, na nas trzeba stawiać - uważa Stanisław Radkiewicz, właściciel agencji PR Nicolo M. Z kolei w kontrolowanych przez Jedyną Rosję gazetach ukazały się artykuły, które przekonują, że to wszystko nieprawda, bo prezydent od dawna z bratem nie utrzymuje kontaktów. Sam Władimir Putin na ten temat się nie wypowiada.
- Czasem wirtualny pomysł staje się realny - twierdzi Radkiewicz. Jego moskiewska agencja Nicolo M zajmuje się politycznym PR. Radkiewicz chętnie opowiada legendę o Golemie: potwór na początku zależny od swoich twórców wymyka się spod kontroli, co więcej - obraca się przeciw nim. Tak, zdaniem Radkiewicza, może być ze Sprawiedliwą Rosją (kremlowskim projektem, który teraz niszczy kremlowskich urzędników), tym bardziej że podobne sytuacje na rosyjskiej scenie politycznej już się zdarzały.
Powołana przez Kreml partia Ojczyzna miała być alternatywą dla nacjonalistycznego elektoratu. Tworzyli ją stalinowscy komuniści, jak Wiktor Ałksnis, i ludzie odwołujący się do rosyjskiego nacjonalizmu, jak Dmitrij Rogozin. Szybko okazało się, że partia cieszy się ogromną popularnością, a Rogozin, który został jej przywódcą, jest zbyt ambitny. Samowolnie powoływał kandydatów w wyborach lokalnych, podsycał ksenofobiczne nastroje. Gdy na Kremlu przestało się to podobać, partia została rozbita. Listy Ojczyzny nie były dopuszczane do lokalnych wyborów. Rogozin po prawie rocznej walce odszedł na polityczną emeryturę.
Wojna klanów
Dla nikogo z rozmówców "Wprost" nie ulega wątpliwości, że ogromne ambicje polityczne ma również Siergiej Mironow, ale jego trudniej będzie wysłać na emeryturę. Tym bardziej że sztuczny twór, jakim była i jest Sprawiedliwa Rosja, już znalazł realną sferę działania. Nie jest nią wcale konkurencja z komunistami, którzy i bez tego są prawie martwi. Satarow przewiduje wojnę kremlowskim klanów: - Nowa partia władzy ma już innych patronów niż Surkow.
Nagle gazety publikują krytyczne artykuły o rosyjskiej armii, które uderzają w ministra obrony Siergieja Iwanowa. Telewizja przypomina o czeczeńskim pochodzeniu Surkowa, co nie przysparza mu popularności. Przyczyna jest prosta - ostatnia kadencja Putina kończy się w 2008 r. Nie jest jasne, kto będzie jego następcą, kto się utrzyma na stanowisku, a kto będzie musiał odejść. Atmosfera na Kremlu musi być nerwowa. Tym bardziej że jak twierdzi Walerij Fiodorow: "Na Kremlu działa co najmniej kilka wściekle się zwalczających grup, które tworzą ludzie wywodzący się ze struktur siłowych". Jego zdaniem, tradycyjny podział na "czekistów" i "petersburskich liberałów" jest przestarzały. Jedna z takich grup wzięła pod opiekę Sprawiedliwą Rosję.
Być może jest to grupa, na której czele stoją Igor Sieczin i Wiktor Iwanow. Powiązane z nimi firmy przejęły majątek firmy Jukos, po tym jak jej dawny właściciel Michaił Chodorkowski trafił do więzienia. Jeżeli to prawda, Rosję czeka wojna klanów. Środki masowego przekazu zapełnią się kompromitującymi materiałami o przeciwnikach. Może nawet dochodzić do sfingowanych aktów terrorystycznych. Kremlowscy politycy nie będą się oszczędzać, bo stawką jest polityczne przetrwanie i władza.
Lalkarz prezydenta
"Tu Władisław Surkow, mam propozycję, o której musimy porozmawiać" - takie telefony odebrały jakiś czas temu gwiazdy rosyjskiego rocka i hip-hopu Zemfira, Siergiej Sznurow z grupy Leningrad i muzycy grupy B2. Surkow starał się ich przekonać, by poparli młodzieżową organizację Nasi. Kreml bał się, że w Rosji wybuchnie rewolucja, taka jak w Gruzji i na Ukrainie. Powołano więc Naszych, którzy mieli być zbrojnym ramieniem kontrrewolucji. Choć muzycy nie wzięli udziału w tworzeniu organizacji, Nasi stali się częścią sceny politycznej, zwalczając przeciwników władz. To ich aktywistów można uznać za głównych podejrzanych w sprawie pobicia polskich dyplomatów.
Ten przykład pokazuje, jak głęboko ingeruje Kreml w życie polityczne. Surkow, który formalnie jest jedynie wiceszefem kancelarii prezydenta, ma ogromną władzę. Ten pół Rosjanin, pół Czeczen, z wykształcenia lalkarz, autor pierwszej w Rosji książki o public relations, na baczność stawia wszystkich rosyjskich liderów partyjnych. Walerij Fiodorow, szef Ogólnorosyjskiego Ośrodka Badań Publicznych, mówi "Wprost", że u Surkowa "na konsultacjach" bywają nawet liderzy autentycznej opozycji: przywódcy komunistów czy liberalnej partii Jabłoko. Nie ma więc wątpliwości, że musiał on brać udział w powstaniu Sprawiedliwej Rosji - partii wydmuszki, powołanej z połączenia trzech kanapowych ugrupowań. Jej przywódcą jest Siergiej Mironow, przewodniczący Rady Federacji. To dobry znajomy Władimira Putina jeszcze z Petersburga.
Sprawiedliwa Rosja jest z założenia ugrupowaniem lewicowym. Celem jej powstania było wyeliminowanie ze sceny politycznej komunistów. Określenie "partia" nie jest jednak właściwe. Kremlowscy urzędnicy nazywają powoływane przez siebie twory "projektami". Projekty bywają liberalne, lewicowe lub nacjonalistyczne, mogą być prorządowe i "opozycyjne". Łączy je jedno - lojalność wobec Kremla. Idealnym projektem była stworzona na początku lat 90. Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji Władimira Żyrinowskiego. Formalnie opozycyjna, krytykująca rząd, nigdy nie poważyła się na krytykę prezydenta.
Podobnie miała zapewne działać Sprawiedliwa Rosja. Prezydent Putin od dawna mówił, że Rosji potrzebna jest lewicowa partia typu europejskiego, a komuniści powinni odejść do lamusa. "Lewą nogą" Putinowskiego systemu jest właśnie Sprawiedliwa Rosja. Jej sukces przerósł jednak oczekiwania pomysłodawców. W Samarze na południu Rosji wybory mera miasta wygrał kandydat Sprawiedliwej Rosji. Jego przeciwnikiem był przedstawiciel proprezydenckiej Jedynej Rosji. Tym samym obie partie zamiast się wspierać na poziomie regionalnym, zaczęły z sobą walczyć.
Syndrom Golema
- Obserwator rosyjskiej sceny politycznej może się poczuć jak chory na schizofrenię - wyznaje "Wprost" politolog i były doradca prezydenta Jelcyna Georgij Satarow. Jego zdaniem, w Rosji zawsze istniała jedna duża partia władzy, kilka autentycznie opozycyjnych i kilka pseudoopozycyjnych projektów wymyślonych przez ludzi Kremla. Za Jelcyna partią władzy był Nasz Dom - Rosja. Putin doszedł do władzy popierany przez Jedyną Rosję. - Wyobraźcie sobie teraz panikę wśród gubernatorów i urzędników. Dotychczas wiedzieli, kogo popierać, gdzie się zapisywać, komu dorzucić głosów podczas wyborów, a komu odebrać - mówi Satarow.
Wygląda na to, że w Rosji powstały dwie równorzędne partie władzy. Popularność Sprawiedliwej Rosji jest bardzo duża. Oba ugrupowania licytują się, które lepiej rozumie i wprowadza w życie słowa prezydenta. Siergiej Mironow za największy sukces swojej kampanii uznał przystąpienie do jego partii Igora Putina, stryjecznego brata prezydenta. Sugestia była jasna: gdyby prezydent nie chciał, "nie wysyłałby rodziny w nasze szeregi". - To sygnał dla lokalnych elit. Skoro jest z nami brat Putina, to jesteśmy najważniejsi, na nas trzeba stawiać - uważa Stanisław Radkiewicz, właściciel agencji PR Nicolo M. Z kolei w kontrolowanych przez Jedyną Rosję gazetach ukazały się artykuły, które przekonują, że to wszystko nieprawda, bo prezydent od dawna z bratem nie utrzymuje kontaktów. Sam Władimir Putin na ten temat się nie wypowiada.
- Czasem wirtualny pomysł staje się realny - twierdzi Radkiewicz. Jego moskiewska agencja Nicolo M zajmuje się politycznym PR. Radkiewicz chętnie opowiada legendę o Golemie: potwór na początku zależny od swoich twórców wymyka się spod kontroli, co więcej - obraca się przeciw nim. Tak, zdaniem Radkiewicza, może być ze Sprawiedliwą Rosją (kremlowskim projektem, który teraz niszczy kremlowskich urzędników), tym bardziej że podobne sytuacje na rosyjskiej scenie politycznej już się zdarzały.
Powołana przez Kreml partia Ojczyzna miała być alternatywą dla nacjonalistycznego elektoratu. Tworzyli ją stalinowscy komuniści, jak Wiktor Ałksnis, i ludzie odwołujący się do rosyjskiego nacjonalizmu, jak Dmitrij Rogozin. Szybko okazało się, że partia cieszy się ogromną popularnością, a Rogozin, który został jej przywódcą, jest zbyt ambitny. Samowolnie powoływał kandydatów w wyborach lokalnych, podsycał ksenofobiczne nastroje. Gdy na Kremlu przestało się to podobać, partia została rozbita. Listy Ojczyzny nie były dopuszczane do lokalnych wyborów. Rogozin po prawie rocznej walce odszedł na polityczną emeryturę.
Wojna klanów
Dla nikogo z rozmówców "Wprost" nie ulega wątpliwości, że ogromne ambicje polityczne ma również Siergiej Mironow, ale jego trudniej będzie wysłać na emeryturę. Tym bardziej że sztuczny twór, jakim była i jest Sprawiedliwa Rosja, już znalazł realną sferę działania. Nie jest nią wcale konkurencja z komunistami, którzy i bez tego są prawie martwi. Satarow przewiduje wojnę kremlowskim klanów: - Nowa partia władzy ma już innych patronów niż Surkow.
Nagle gazety publikują krytyczne artykuły o rosyjskiej armii, które uderzają w ministra obrony Siergieja Iwanowa. Telewizja przypomina o czeczeńskim pochodzeniu Surkowa, co nie przysparza mu popularności. Przyczyna jest prosta - ostatnia kadencja Putina kończy się w 2008 r. Nie jest jasne, kto będzie jego następcą, kto się utrzyma na stanowisku, a kto będzie musiał odejść. Atmosfera na Kremlu musi być nerwowa. Tym bardziej że jak twierdzi Walerij Fiodorow: "Na Kremlu działa co najmniej kilka wściekle się zwalczających grup, które tworzą ludzie wywodzący się ze struktur siłowych". Jego zdaniem, tradycyjny podział na "czekistów" i "petersburskich liberałów" jest przestarzały. Jedna z takich grup wzięła pod opiekę Sprawiedliwą Rosję.
Być może jest to grupa, na której czele stoją Igor Sieczin i Wiktor Iwanow. Powiązane z nimi firmy przejęły majątek firmy Jukos, po tym jak jej dawny właściciel Michaił Chodorkowski trafił do więzienia. Jeżeli to prawda, Rosję czeka wojna klanów. Środki masowego przekazu zapełnią się kompromitującymi materiałami o przeciwnikach. Może nawet dochodzić do sfingowanych aktów terrorystycznych. Kremlowscy politycy nie będą się oszczędzać, bo stawką jest polityczne przetrwanie i władza.
Więcej możesz przeczytać w 47/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.