CD
Robbie nabałaganił
Siódmy krążek największej brytyjskiej gwiazdy pop to kolejny eksperyment. Poprzedni - "Intensive Care" - był artystyczną i komercyjną klapą. Nie pozostało więc nic innego, niż sięgnąć po sprawdzony pomysł - odświeżyć brzmienia lat 80. i 90. Ten proceder już nie raz poprawiał notowania Robbiego. Dość wspomnieć album "Swing When You're Winning" ze standardami Franka Sinatry czy Deana Martina. Niestety, tym razem Williams przesadził z eklektyzmem. Raz chce być Cashem XXI w. ("Viva Life On Mars"), innym razem ożywić ducha oldskulowej dyskoteki ("Kiss Me") lub zabrać fanów Justinowi Timberlake'owi ("Rudebox"). Jeśli dodamy do tego udział Pet Shop Boys w kompozycjach, które mogłyby się znaleźć na stronie B ich ostatnich singli, kilka chybionych coverów i rap nawiązujący do stylu The Streets ("Good Doctor"), zdamy sobie sprawę z rozmiarów porażki. "Rudebox" nie da się spokojnie słuchać - przepaść między poszczególnymi kompozycjami jest zbyt głęboka. I nie pomogą błyskotliwe teksty Robbiego, w których tańczy z Madonną, opowiada o swojej pierwszej dziewczynie i snuje wizję nowego, wspaniałego świata inwigilowanego systemem kamer CCTV.
Przemysław Dziubłowski
Robbie Williams "Rudebox", EMI
Szara eminencja parkietów
Smolik to weteran polskiej sceny muzycznej, który przez wiele lat pociągał za sznurki, choć niewielu o tym wiedziało. Pomógł nagrać Myslovitz debiutancki album, a solowej Kasi Nosowskiej wytyczył trip-hopową ścieżkę. W jego producenckim dorobku jest wszystko - od Justyny Steczkowskiej przez Ściankę, T.Love, Wilki i Krzysztofa Krawczyka aż po Michała Żebrowskiego. Smolik stał się mistrzem drugiego planu i szarą eminencją muzycznego biznesu. Aż któregoś dnia został też twarzą i ciałem własnych produkcji. Na trzeciej, autorskiej płycie prezentuje ambitny, chilloutowy pop. Mniej elektroniczny niż jego poprzednie albumy, za to lekko ambientowy i klubowy. Melodyjny i taneczny, ale nie na parkiety. Z żywą sekcją dętą, która zastąpiła dźwięki generowane przez komputer. I przede wszystkim zróżnicowany stylistycznie, bo o charakterze poszczególnych nagrań w równym stopniu co kompozytor decydują zaproszeni wokaliści. Smolika swym głosem wsparli m.in. Artur Rojek, Novika, Mika Urbaniak, znany z londyńskiej sceny soulowej, lekko przynudzający Victor Davies i znacznie ciekawsza niemiecka piosenkarka Maya Singh. "3" dowodzi, że Smolik niesłusznie został zaszufladkowany jako muzyk alternatywny. Bo choć jest artystą poszukującym, tworzy nowoczesną muzykę rozrywkową.
Iga Nyc
Smolik "3", Kayax
W 80 minut dookoła bitelsów
W muzyce The Beatles zawsze były obecne elementy musicalu i zabawy. Wielu ten potencjał dostrzegło w dobie sukcesów spektakli z utworami Abby, Queen czy Presleya, ale tylko Guyowi Laliberté, dyrektorowi Cirque du Soleil, udało się zdobyć bastion Apple, firmy reprezentującej interesy żyjących bitelsów i ich spadkobierców. Gdy za aprobatą wszystkich zainteresowanych w Las Vegas ruszyły przygotowania do teatralno-baletowo-cyrkowej extravaganzy "Love", w londyńskim studiu Abbey Road wiekowy George Martin z synem Gilesem usiedli, by przygotować soundtrack. Rezul-tat pracy tych ostatnich jest olśniewający. Nie tylko brzmienie doskonale znanych piosenek zyskało na jakości, ale i znakomita część utworów jakby narodziła się po raz wtóry. "Get Back" otwiera słynny akord rozpoczynający "A Hard Day's Night", w radykalnie zremiksowanym "Strawberry Fields Forever" można odnaleźć sample z "Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band", "Penny Lane", "Piggies" i "Hello Goodbye". Zachwyca zupełnie nowa szata dźwiękowa "Lucy in the Sky with Diamonds" czy "While My Guitar Gently Weeps". 80 minut muzyki z tego albumu to nie kolejny remanent w archiwum nagrań kwartetu z Liverpoolu, lecz przyprawiająca o zawrót głowy ostra jazda przez całą jego dyskografię.
Jerzy A. Rzewuski
The Beatles "Love", Apple/EMI
KINO
Błazen w Ameryce
Trzeba było odwagi i bezczelności brytyjskiego komika Sashy Cohena, by pokazać, jak cienka jest maska poprawności politycznej. Wcieliwszy się w postać kazachskiego reportera Borata, Cohen realizuje w USA reportaż. Udając głupka i bez żenady prezentując się jako rasista, homofob i mizogin, prowokuje ludzi do szczerości. Dzięki temu dowiaduje się więcej o amerykańskim społeczeństwie, niż gdyby był poważnym dziennikarzem. Cohen kpi z Murzynów, gejów, feministek i macho, a - korzystając z alibi, jakim jest jego żydowskie pochodzenie - także z Żydów. Od pełnego zachwytu nad filmem powstrzymują sceny w hotelu, które są raczej obrzydliwe niż zabawne. Władze Kazachstanu i solidaryzująca się z nimi Rosja zakazały dystrybucji filmu w swoich krajach, choć jest on znacznie bardziej antyamerykański niż antykazachski. Trudno się zresztą oprzeć wrażeniu, że podobny łże-dokument mógłby zostać nakręcony w Europie. Borat, zapraszamy do Polski!
Joanna Sławińska
"Borat. Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej", reż. Larry Charles, CinePix
Szukanie po omacku
Michel Houellebecq wpisał się w bardzo francuską tradycję łączenia obyczajowej prowokacji i moralitetu. Co uczynił z najsłynniejszą powieścią "nowego Camusa" niemiecki adaptator? Nakręcił rzemieślniczo zręczny, nieco tylko drastyczny melodramat, nawet ze swoistym happy endem oraz pochwałą miłości i mieszczańskich wartości, skazanych jednak na zagładę w opętanym konsumpcją oraz budzącymi grozę i śmiech ideologiami świecie. Zamiast prowokacyjnej diagnozy cywilizacyjnej są tu przebłyski ironicznego humoru i współczucie dla uwięzionych w swych obsesjach bohaterów. Zamiast wściekłości - sentymentalna wręcz nuta. Film się jednak broni, chociaż tak mocno odbiega od literackiego oryginału. Atutem jest wspomniana solidność realizacji, która nie pozwala popaść w ton histerii. Można odbierać "Cząstki elementarne" jako niepozbawioną głębszych podtekstów opowieść psychologiczną o ludziach po omacku szukających uczucia i zrozumienia. Zapewne cała rzecz skończyłaby się klęską, gdyby nie aktorzy, zwłaszcza wykonawcy głównych ról Moritz Bleibtreu (Srebrny Niedźwiedź na MFF w Berlinie) jako niespełniony pisarz i maniak seksualny oraz Christian Ulmen jako jego przyrodni brat, pełen zahamowań naukowiec. Sprawili oni, że mamy do czynienia z żywymi ludźmi, a nie marionetkami. A reżyserowi starczyło rozsądku, by za bardzo im nie przeszkadzać.
Tomasz Jopkiewicz
"Cząstki elementarne", reż. Oskar Roehler, Kino Świat
TV
Nielegalni z Mińska
Kto to jest - łysawy, wysoki, z wąsem na przedzie, a do tego wszędzie go pełno? Oczywiście, Aleksander Łukaszenka, który tak kocha swój naród, że zakazał używania języka białoruskiego w szkołach. Dokument Mirosława Dembińskiego to przejmująca historia młodzieży z liceum humanistycznego w Mińsku, które powstało w 1991 r., czyli w czasie, gdy Białoruś na krótko odetchnęła wolnością. Kiedy dyktator doszedł do władzy, szkołę zdelegalizowano. Nauczanie odbywa się nadal, choć już w podziemiu. Uczniowie walczą z dzierżymordą panującym w ich ojczyźnie, komponując piosenki, wydając szkolną gazetkę i biorąc aktywny udział w życiu opozycji. Kluczowy moment filmu to wybory prezydenckie. Tuż przed nimi naczelny kołchoźnik zmienił konstytucję, po to by nadal (przez trzecią już kadencje) rządzić krajem. Mimo zastraszania, represji i pał milicyjnych Białorusini wyszli na ulice, by protestować. Jest więc nadzieja, że licealiści z Mińska nie spędzą reszty życia w komunistycznym skansenie. Na Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Lipsku "Lekcja białoruskiego" dostała jedną z głównych nagród. Nie dlatego, że jurorzy uznali wagę tematu. To prostu dobry film.
Łukasz Radwan
"Lekcja białoruskiego", reż. Mirosław Dembiński, emisja 26 listopada godz. 16, TVP 1
KSIĄŻKI
Dziecko przeznaczenia
Władysław Bartoszewski to nie tylko polityk i historyk II wojny światowej - to instytucja życia publicznego. Jest świadkiem dramatycznych momentów życia naszego kraju i autorytetem moralnym, który zawsze mówi to, co myśli. Naturalna u niektórych czytelników skłonność, by jego książki czytać bez jakiejkolwiek refleksji, jest bez sensu. Wywiad rzekę, jaki z Bartoszewskim przeprowadził Michał Komar, należy studiować uważnie - traktuje bowiem o skomplikowanych czasach i człowieku, który nigdy nie był biernym obserwatorem. Rozpoczyna się od przedwojennej Warszawy i pierwszych kontaktów Bartoszewskiego ze społecznością żydowską. Później, jako członek ruchu oporu, będzie ratował Żydów z getta. Bartoszewski bez patosu opowiada o kulisach wielkich wydarzeń i imponujących czynach zapomnianych dziś ludzi. Książka jest hołdem nie tylko dla jej głównego bohatera, ale także dla Polaków, którzy nigdy się nie poddali. Dla wszystkich, jak pisze, dzieci przeznaczenia.
Artur Górski
Władysław Bartoszewski, Michał Komar "Władysław Bartoszewski. Skąd pan jest? Wywiad rzeka", Świat Książki
Triumf wiecznego tułacza
Smakowity kąsek zarówno dla filo-, jak i antysemitów. Choć ci drudzy mogą poczuć pewien niedosyt. Beztroskie przyznanie przez półkrwi żydowskiego autora faktu, że naród księgi odgrywa w dziejach nowożytnych rolę niepoślednią, stawia pod znakiem zapytania "żydowski spisek". Slezkine rozdmuchuje zresztą ów żydowski wpływ do monstrualnych rozmiarów. Kluczowym założeniem książki jest bowiem przekonanie o żydowskiej genezie wszystkich ważniejszych nurtów nowoczesności - od liberalizmu, przez komunizm, na nacjonalizmie kończąc. Pójście ich śladem wiązało się zresztą z wyrzeczeniem się mojżeszowej tożsamości, uosobianej przez Tewje Mleczarza. Los jego córek symbolizuje różne kierunki, którymi podąża ród Izraela w epoce nowoczesnej - Hodł staje się bolszewicką rewolucjonistką, Bejłkie emigruje do Ameryki, zaś Chawa, wracająca na łono rodziny, uosabia syjonistyczną tęsknotę za Ziemią Obiecaną. Wielkie nowożytne ideologie wypływają, zdaniem Slezkine'a, z przyrodzonego Żydom (i innym "obcym") ducha merkuriańskiego, stanowiącego opozycję do apollińsko-dionizyjskiej kultury europejskiej. Stąd już tylko krok do konkluzji, że w zdominowanym przez społeczną mobilność, handel i usługi społeczeństwie wszyscy jesteśmy Żydami.
Gabriela Jarzębowska
"Wiek Żydów" Yuri Slezkine, Media Lazar
Wojna nieświęta
Dla muzułmanów Saladyn jest wiecznie żywy. Wcieleniem tego XII-wiecznego sułtana, który pokonał chrześcijan i odebrał im Jerozolimę, ogłosił się Saddam Husajn. Jego imię wypisują na sztandarach współcześni apostołowie dżihadu. O dziwo, Saladyn ma dobre notowania także na Zachodzie. O tym, że Saladyn był człowiekiem honoru, przekonywał ostatnio Ridley Scott w filmie "Królestwo niebieskie". Angielscy historycy nie ulegli jednak sile legendy. Po przekopaniu się przez stosy średniowiecznych dokumentów doszli do wniosku, że słynny Kurd był lepszym organizatorem niż wodzem (wygrał i przegrał tyle samo bitew), zaś pojęcie świętej wojny traktował jako propagandową zasłonę dymną. Naprawdę chodziło mu głównie o rozszerzanie uzurpatorskiej skądinąd władzy nad skłóconymi współwyznawcami. Autorzy biografii wytykają Saladynowi "konwencjonalną umysłowość" i mordowanie chrześcijan, którzy odmawiali przejścia na islam. Niestety, książka jest przeładowana datami, nazwiskami i faktami, co czyni jej lekturę niezbyt strawną dla czytelników, którzy o geografii i dziejach Bliskiego Wschodu mają jedynie mgliste pojęcie.
Wiesław Chełminiak
Malcolm C. Lyons, David E.P. Jackson "Saladyn. Polityka świętej wojny", PIW
Robbie nabałaganił
Siódmy krążek największej brytyjskiej gwiazdy pop to kolejny eksperyment. Poprzedni - "Intensive Care" - był artystyczną i komercyjną klapą. Nie pozostało więc nic innego, niż sięgnąć po sprawdzony pomysł - odświeżyć brzmienia lat 80. i 90. Ten proceder już nie raz poprawiał notowania Robbiego. Dość wspomnieć album "Swing When You're Winning" ze standardami Franka Sinatry czy Deana Martina. Niestety, tym razem Williams przesadził z eklektyzmem. Raz chce być Cashem XXI w. ("Viva Life On Mars"), innym razem ożywić ducha oldskulowej dyskoteki ("Kiss Me") lub zabrać fanów Justinowi Timberlake'owi ("Rudebox"). Jeśli dodamy do tego udział Pet Shop Boys w kompozycjach, które mogłyby się znaleźć na stronie B ich ostatnich singli, kilka chybionych coverów i rap nawiązujący do stylu The Streets ("Good Doctor"), zdamy sobie sprawę z rozmiarów porażki. "Rudebox" nie da się spokojnie słuchać - przepaść między poszczególnymi kompozycjami jest zbyt głęboka. I nie pomogą błyskotliwe teksty Robbiego, w których tańczy z Madonną, opowiada o swojej pierwszej dziewczynie i snuje wizję nowego, wspaniałego świata inwigilowanego systemem kamer CCTV.
Przemysław Dziubłowski
Robbie Williams "Rudebox", EMI
Szara eminencja parkietów
Smolik to weteran polskiej sceny muzycznej, który przez wiele lat pociągał za sznurki, choć niewielu o tym wiedziało. Pomógł nagrać Myslovitz debiutancki album, a solowej Kasi Nosowskiej wytyczył trip-hopową ścieżkę. W jego producenckim dorobku jest wszystko - od Justyny Steczkowskiej przez Ściankę, T.Love, Wilki i Krzysztofa Krawczyka aż po Michała Żebrowskiego. Smolik stał się mistrzem drugiego planu i szarą eminencją muzycznego biznesu. Aż któregoś dnia został też twarzą i ciałem własnych produkcji. Na trzeciej, autorskiej płycie prezentuje ambitny, chilloutowy pop. Mniej elektroniczny niż jego poprzednie albumy, za to lekko ambientowy i klubowy. Melodyjny i taneczny, ale nie na parkiety. Z żywą sekcją dętą, która zastąpiła dźwięki generowane przez komputer. I przede wszystkim zróżnicowany stylistycznie, bo o charakterze poszczególnych nagrań w równym stopniu co kompozytor decydują zaproszeni wokaliści. Smolika swym głosem wsparli m.in. Artur Rojek, Novika, Mika Urbaniak, znany z londyńskiej sceny soulowej, lekko przynudzający Victor Davies i znacznie ciekawsza niemiecka piosenkarka Maya Singh. "3" dowodzi, że Smolik niesłusznie został zaszufladkowany jako muzyk alternatywny. Bo choć jest artystą poszukującym, tworzy nowoczesną muzykę rozrywkową.
Iga Nyc
Smolik "3", Kayax
W 80 minut dookoła bitelsów
W muzyce The Beatles zawsze były obecne elementy musicalu i zabawy. Wielu ten potencjał dostrzegło w dobie sukcesów spektakli z utworami Abby, Queen czy Presleya, ale tylko Guyowi Laliberté, dyrektorowi Cirque du Soleil, udało się zdobyć bastion Apple, firmy reprezentującej interesy żyjących bitelsów i ich spadkobierców. Gdy za aprobatą wszystkich zainteresowanych w Las Vegas ruszyły przygotowania do teatralno-baletowo-cyrkowej extravaganzy "Love", w londyńskim studiu Abbey Road wiekowy George Martin z synem Gilesem usiedli, by przygotować soundtrack. Rezul-tat pracy tych ostatnich jest olśniewający. Nie tylko brzmienie doskonale znanych piosenek zyskało na jakości, ale i znakomita część utworów jakby narodziła się po raz wtóry. "Get Back" otwiera słynny akord rozpoczynający "A Hard Day's Night", w radykalnie zremiksowanym "Strawberry Fields Forever" można odnaleźć sample z "Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band", "Penny Lane", "Piggies" i "Hello Goodbye". Zachwyca zupełnie nowa szata dźwiękowa "Lucy in the Sky with Diamonds" czy "While My Guitar Gently Weeps". 80 minut muzyki z tego albumu to nie kolejny remanent w archiwum nagrań kwartetu z Liverpoolu, lecz przyprawiająca o zawrót głowy ostra jazda przez całą jego dyskografię.
Jerzy A. Rzewuski
The Beatles "Love", Apple/EMI
KINO
Błazen w Ameryce
Trzeba było odwagi i bezczelności brytyjskiego komika Sashy Cohena, by pokazać, jak cienka jest maska poprawności politycznej. Wcieliwszy się w postać kazachskiego reportera Borata, Cohen realizuje w USA reportaż. Udając głupka i bez żenady prezentując się jako rasista, homofob i mizogin, prowokuje ludzi do szczerości. Dzięki temu dowiaduje się więcej o amerykańskim społeczeństwie, niż gdyby był poważnym dziennikarzem. Cohen kpi z Murzynów, gejów, feministek i macho, a - korzystając z alibi, jakim jest jego żydowskie pochodzenie - także z Żydów. Od pełnego zachwytu nad filmem powstrzymują sceny w hotelu, które są raczej obrzydliwe niż zabawne. Władze Kazachstanu i solidaryzująca się z nimi Rosja zakazały dystrybucji filmu w swoich krajach, choć jest on znacznie bardziej antyamerykański niż antykazachski. Trudno się zresztą oprzeć wrażeniu, że podobny łże-dokument mógłby zostać nakręcony w Europie. Borat, zapraszamy do Polski!
Joanna Sławińska
"Borat. Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej", reż. Larry Charles, CinePix
Szukanie po omacku
Michel Houellebecq wpisał się w bardzo francuską tradycję łączenia obyczajowej prowokacji i moralitetu. Co uczynił z najsłynniejszą powieścią "nowego Camusa" niemiecki adaptator? Nakręcił rzemieślniczo zręczny, nieco tylko drastyczny melodramat, nawet ze swoistym happy endem oraz pochwałą miłości i mieszczańskich wartości, skazanych jednak na zagładę w opętanym konsumpcją oraz budzącymi grozę i śmiech ideologiami świecie. Zamiast prowokacyjnej diagnozy cywilizacyjnej są tu przebłyski ironicznego humoru i współczucie dla uwięzionych w swych obsesjach bohaterów. Zamiast wściekłości - sentymentalna wręcz nuta. Film się jednak broni, chociaż tak mocno odbiega od literackiego oryginału. Atutem jest wspomniana solidność realizacji, która nie pozwala popaść w ton histerii. Można odbierać "Cząstki elementarne" jako niepozbawioną głębszych podtekstów opowieść psychologiczną o ludziach po omacku szukających uczucia i zrozumienia. Zapewne cała rzecz skończyłaby się klęską, gdyby nie aktorzy, zwłaszcza wykonawcy głównych ról Moritz Bleibtreu (Srebrny Niedźwiedź na MFF w Berlinie) jako niespełniony pisarz i maniak seksualny oraz Christian Ulmen jako jego przyrodni brat, pełen zahamowań naukowiec. Sprawili oni, że mamy do czynienia z żywymi ludźmi, a nie marionetkami. A reżyserowi starczyło rozsądku, by za bardzo im nie przeszkadzać.
Tomasz Jopkiewicz
"Cząstki elementarne", reż. Oskar Roehler, Kino Świat
TV
Nielegalni z Mińska
Kto to jest - łysawy, wysoki, z wąsem na przedzie, a do tego wszędzie go pełno? Oczywiście, Aleksander Łukaszenka, który tak kocha swój naród, że zakazał używania języka białoruskiego w szkołach. Dokument Mirosława Dembińskiego to przejmująca historia młodzieży z liceum humanistycznego w Mińsku, które powstało w 1991 r., czyli w czasie, gdy Białoruś na krótko odetchnęła wolnością. Kiedy dyktator doszedł do władzy, szkołę zdelegalizowano. Nauczanie odbywa się nadal, choć już w podziemiu. Uczniowie walczą z dzierżymordą panującym w ich ojczyźnie, komponując piosenki, wydając szkolną gazetkę i biorąc aktywny udział w życiu opozycji. Kluczowy moment filmu to wybory prezydenckie. Tuż przed nimi naczelny kołchoźnik zmienił konstytucję, po to by nadal (przez trzecią już kadencje) rządzić krajem. Mimo zastraszania, represji i pał milicyjnych Białorusini wyszli na ulice, by protestować. Jest więc nadzieja, że licealiści z Mińska nie spędzą reszty życia w komunistycznym skansenie. Na Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Lipsku "Lekcja białoruskiego" dostała jedną z głównych nagród. Nie dlatego, że jurorzy uznali wagę tematu. To prostu dobry film.
Łukasz Radwan
"Lekcja białoruskiego", reż. Mirosław Dembiński, emisja 26 listopada godz. 16, TVP 1
KSIĄŻKI
Dziecko przeznaczenia
Władysław Bartoszewski to nie tylko polityk i historyk II wojny światowej - to instytucja życia publicznego. Jest świadkiem dramatycznych momentów życia naszego kraju i autorytetem moralnym, który zawsze mówi to, co myśli. Naturalna u niektórych czytelników skłonność, by jego książki czytać bez jakiejkolwiek refleksji, jest bez sensu. Wywiad rzekę, jaki z Bartoszewskim przeprowadził Michał Komar, należy studiować uważnie - traktuje bowiem o skomplikowanych czasach i człowieku, który nigdy nie był biernym obserwatorem. Rozpoczyna się od przedwojennej Warszawy i pierwszych kontaktów Bartoszewskiego ze społecznością żydowską. Później, jako członek ruchu oporu, będzie ratował Żydów z getta. Bartoszewski bez patosu opowiada o kulisach wielkich wydarzeń i imponujących czynach zapomnianych dziś ludzi. Książka jest hołdem nie tylko dla jej głównego bohatera, ale także dla Polaków, którzy nigdy się nie poddali. Dla wszystkich, jak pisze, dzieci przeznaczenia.
Artur Górski
Władysław Bartoszewski, Michał Komar "Władysław Bartoszewski. Skąd pan jest? Wywiad rzeka", Świat Książki
Triumf wiecznego tułacza
Smakowity kąsek zarówno dla filo-, jak i antysemitów. Choć ci drudzy mogą poczuć pewien niedosyt. Beztroskie przyznanie przez półkrwi żydowskiego autora faktu, że naród księgi odgrywa w dziejach nowożytnych rolę niepoślednią, stawia pod znakiem zapytania "żydowski spisek". Slezkine rozdmuchuje zresztą ów żydowski wpływ do monstrualnych rozmiarów. Kluczowym założeniem książki jest bowiem przekonanie o żydowskiej genezie wszystkich ważniejszych nurtów nowoczesności - od liberalizmu, przez komunizm, na nacjonalizmie kończąc. Pójście ich śladem wiązało się zresztą z wyrzeczeniem się mojżeszowej tożsamości, uosobianej przez Tewje Mleczarza. Los jego córek symbolizuje różne kierunki, którymi podąża ród Izraela w epoce nowoczesnej - Hodł staje się bolszewicką rewolucjonistką, Bejłkie emigruje do Ameryki, zaś Chawa, wracająca na łono rodziny, uosabia syjonistyczną tęsknotę za Ziemią Obiecaną. Wielkie nowożytne ideologie wypływają, zdaniem Slezkine'a, z przyrodzonego Żydom (i innym "obcym") ducha merkuriańskiego, stanowiącego opozycję do apollińsko-dionizyjskiej kultury europejskiej. Stąd już tylko krok do konkluzji, że w zdominowanym przez społeczną mobilność, handel i usługi społeczeństwie wszyscy jesteśmy Żydami.
Gabriela Jarzębowska
"Wiek Żydów" Yuri Slezkine, Media Lazar
Wojna nieświęta
Dla muzułmanów Saladyn jest wiecznie żywy. Wcieleniem tego XII-wiecznego sułtana, który pokonał chrześcijan i odebrał im Jerozolimę, ogłosił się Saddam Husajn. Jego imię wypisują na sztandarach współcześni apostołowie dżihadu. O dziwo, Saladyn ma dobre notowania także na Zachodzie. O tym, że Saladyn był człowiekiem honoru, przekonywał ostatnio Ridley Scott w filmie "Królestwo niebieskie". Angielscy historycy nie ulegli jednak sile legendy. Po przekopaniu się przez stosy średniowiecznych dokumentów doszli do wniosku, że słynny Kurd był lepszym organizatorem niż wodzem (wygrał i przegrał tyle samo bitew), zaś pojęcie świętej wojny traktował jako propagandową zasłonę dymną. Naprawdę chodziło mu głównie o rozszerzanie uzurpatorskiej skądinąd władzy nad skłóconymi współwyznawcami. Autorzy biografii wytykają Saladynowi "konwencjonalną umysłowość" i mordowanie chrześcijan, którzy odmawiali przejścia na islam. Niestety, książka jest przeładowana datami, nazwiskami i faktami, co czyni jej lekturę niezbyt strawną dla czytelników, którzy o geografii i dziejach Bliskiego Wschodu mają jedynie mgliste pojęcie.
Wiesław Chełminiak
Malcolm C. Lyons, David E.P. Jackson "Saladyn. Polityka świętej wojny", PIW
Więcej możesz przeczytać w 47/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.