2,5 miliona – tyle, zdaniemwarszawskiego radnego Jana Śpiewaka, mogła wynieść łapówka przyjęta przez Hannę Gronkiewicz-Waltz lub jej zastępcę. Według niego istnieje podejrzenie, że ktoś z najważniejszych włodarzy miasta przyjął ją w 2008 r., opóźniając w zamian sporządzenie planu zagospodarowania przestrzennego dla Saskiej Kępy. Chodziło podobno o umożliwienie przejęcia atrakcyjnych terenów przez dewelopera. Śledztwo w tej sprawie toczy się w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga. Tymczasem Hanna Gronkiewicz-Waltz poszła na urlop, z którego wraca w tym tygodniu. Pani prezydent nie było też, gdy dwa tygodnie temu odbywała się nadzwyczajna sesja rady miejskiej zwołana na wniosek radnych PiS. Wówczas też miała urlop, co mocno zirytowało nawet bliskich jej radnych PO. Tym bardziej że działo się to w czasie, gdy trwały zatrzymania stołecznych urzędników. W dodatku stolica dusiła się od smogu, co Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze chce podnieść w skardze do Komisji Europejskiej. Zdaniem jednego z naszych rozmówców to typowe dla trzeciej kadencji Hanny Gronkiewicz-Waltz. – Gdy w 2006 r. obejmowała urząd, była pełna zapału, energii i pomysłów. Pod jej rządami miasto zaczęło działać jak dobrze naoliwiony mechanizm. Sprawy urzędowe załatwiano w jeden dzień – tłumaczy. – Ale po drugiej kadencji Gronkiewicz-Waltz wyraźnie się wypaliła – dodaje. Dlatego w 2014 r. nie chciała już nawet kandydować na trzecią kadencję. Jako że jest profesorem prawa, miała chęć zostać sędzią Trybunału Konstytucyjnego. Ale wtedy była tak popularna, że Platforma chciała ją koniecznie na trzecią kadencję. – Wygrała, ale nie było w niej już dawnego żaru – mówi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.