Bartosz Czartoryski
Jeszcze przed ćwierćwieczem Lego odżegnywało się od historii typu „Gwiezdne wojny”, rękami i nogami broniąc się przed barbarzyńskim najazdem popkultury na cokolwiek konserwatywną politykę przedsiębiorstwa. Kierujący wówczas firmą Kjeld Kirk Kristiansen zawierzył marce do tego stopnia, że zlekcewaył dynamiczne zmiany zachodzące nawet nie tyle na rynku zabawkarskim – bo na nim Lego radziło sobie wówczas wyśmienicie – ile na świecie wokół. Zapomniał, że – zgodnie z pryncypiami dziadka, który lata temu ze strugania drewna przestawił się na plastikowe klocki – handluje nie produktem, lecz wyobraźnią. Lego może i było symbolem zabawy nieobarczonej popkulturowym ciężarem, ale w tym czasie przemysł gier wideo zdążył już wejść na szczyt, upaść i się odrodzić, amerykańskie komiksy trafiły nawet za podniesioną dawno żelazną kurtynę, a twórcy kinowych hitów z epatowania efektami specjalnymi uczynili codzienność. Innymi słowy, przyszedł czas, żeby wyobraźni dzieci bawiących się klockami nieco dopomóc. Kristiansen, po żniwach lat 80., za które zresztą w 2008 r. został wyróżniony przez US Toy Industry Hall of Fame, musiał ustąpić ze stanowiska, gdy okazało się, że na początku nowego tysiąclecia Lego otarło się o bankructwo. Swoista terapia szokowa była jednak konieczna, bo dopiero wtedy firma mogła obrać nową ścieżkę, którą podąża do dziś.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.