Czy pan prezydent przeboleje utratę głosu Marka Suskiego, szefa gabinetu premiera, który powiedział, że z powodu weta do ustawy degradacyjnej nie zagłosuje w przyszłości na Andrzeja Dudę?
Może minister Marek Suski zagłosuje na siebie, bo będzie kandydował na prezydenta? Kilka miesięcy temu była taka akcja w internecie – Suski na prezydenta 2020 (śmiech).
Chce pan sprawę skwitować żartem?
Rozumiem, że minister Marek Suski mówi tylko za siebie. Że w żaden sposób nie jest to stanowisko premiera polskiego rządu ani partii rządzącej. Powinniśmy unikać tak emocjonalnych wypowiedzi. One są niepotrzebne. Przecież dzięki zgodnej współpracy prezydenta Andrzeja Dudy z rządem udało się przeprowadzić wiele ważnych reform, uchwalić ważne ustawy, a kolejne zadania przed nami.
A gdyby to był głos premiera, to co wtedy?
Nie zajmuję się gdybaniem, tylko faktami.
Część prawicy bardzo źle odebrała decyzję prezydenta w sprawie weta do ustawy degradacyjnej.
Pan prezydent przedstawił jasno swoje argumenty. Powiedział, że co do zasady zgadza się z ideą ustawy, z jej aksjologicznym i historycznym uzasadnieniem. Natomiast skierował ją do ponownego rozpatrzenia przez Sejm, bo ustawa ma mankamenty natury prawnej. Nie przewidywała procedury odwoławczej dla zdegradowanych członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. A takie prawo mieli choćby zdegradowani stalinowscy generałowie, więc w tym sensie mieli więcej praw. Ich degradacja nie była automatyczna i mają prawo do środka odwoławczego. Nie mając możliwości odwołania się, członkowie WRON lub ich rodziny skarżyliby zapewne te rozstrzygnięcie do sądów polskich lub europejskich i tam mieliby duże szanse na wygraną z tej racji, że w ich wypadku nie przewidziano prawa do odwołania. Odbieranie stopni wojskowych, a później ich przywracanie ośmieszyłoby Polskę. Przykładowo generał Mirosław Hermaszewski traci z automatu stopień z racji zasiadania we WRON i nie może się od tej decyzji odwołać, a generałowie stalinowscy, którzy w tej radzie nie zasiadali, mogą się odwołać od decyzji o degradacji, a więc mają więcej praw. Jeśli chcemy wymierzać sprawiedliwość, to musimy to robić w sposób, który nie budzi żadnych wątpliwości.
Generał Hermaszewski jest pod szczególną ochroną, dlatego że jest teściem Ryszarda Czarneckiego, waszego europosła?
Podaję go za przykład, dlatego że jego rola we WRON nie była na pewno taka jak Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka czy Floriana Siwickiego. Miała raczej charakter propagandowy. Nieznane są informacje, żeby Hermaszewski wcześniej aktywnie działał w aparacie represji. Nie był w wojskowej bezpiece czy sądownictwie wojskowym. Czyim jest teściem, to zupełnie nie ma znaczenia. Ale poseł Czarnecki nie krył swojego zadowolenia z zawetowania ustawy degradacyjnej.
Na prawicy można jednak usłyszeć, że weto prezydenta jest atakiem na PiS i to w sytuacji, gdy partia jest osłabiona, co pokazują spadające notowania.
Proszę nie obarczać prezydenta odpowiedzialnością za te czy inne sondaże. Weto w żaden sposób nie jest atakiem na Prawo i Sprawiedliwość. Wiele ustaw zostało uchwalonych dzięki zgodnej współpracy rządu z prezydentem.
Ale prezydent swoją decyzją nie pomaga Zjednoczonej Prawicy.
Prezydent jest od tego, żeby podejmować odpowiedzialne decyzje w zgodzie z konstytucją, polską racją stanu, ze swoim sumieniem i z tym, jak najlepiej pojmuje swoją rolę jako głowy państwa.
Czy po tym wecie dojdzie do ponownego ochłodzenia stosunków między Pałacem Prezydenckim a obozem rządzącym i Nowogrodzką? Politycy PiS twierdzą, że prezydent nie sygnalizował, iż może odmówić podpisania ustawy degradacyjnej.
To weto zostało przyjęte mniej emocjonalnie niż weta lipcowe dotyczące sądów. Widać, że zaakceptowany został fakt, iż prezydent może mieć inne zdanie niż posłowie czy senatorowie. Szczególnie kiedy mówi, że zgadza się z ideą, koncepcją ustawy, ale ma zastrzeżenia jedynie do kilku zapisów.
A Antoni Macierewicz mówi, że wróciła gruba kreska, która pozwala trwać układowi okrągłostołowemu.
Prezydent wielokrotnie mówił, że jest za twardym rozliczeniem z przeszłością. Za realnym, ale i symbolicznym rozliczeniem z czasami komunizmu. W swojej działalności dawał temu konkretne dowody. Był jednym ze współtwórców ustawy lustracyjnej, podpisał ustawę dezubekizacyjną. Nie jest tak, że nagle zmienił zdanie w tych kwestiach. Ale wszystko trzeba robić w sposób odpowiedzialny. Ustawy powinny być na tyle doprecyzowane, żeby potem jakieś niedociągnięcia nie zostały wykorzystywane do wzruszenia decyzji podjętych na ich podstawie. A jestem pewien, że bliscy Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka zaskarżyliby decyzję o degradacji, powołując się na to, że nie ma prawa do odwołania. I gdyby to zrobili skutecznie, to jak by to wyglądało? Warto, żeby koledzy, którzy krytykują prezydenta, wyobrazili sobie taką sytuację. Lepiej rozrachunki z przeszłością robić na spokojnie, z chłodną głową, bez zbędnych emocji.
A więc nie obawia się pan pogorszenia stosunków z obozem rządzącym?
Nic na to nie wskazuje. Poza tym nikomu odpowiedzialnemu za rządzenie Polską nie powinno zależeć na pogorszeniu tych relacji. To weto nie powinno być tego powodem. Każdy odpowiedzialny członek obozu dobrej zmiany powinien wiedzieć, że tylko zgodna współpraca rządu i prezydenta może posuwać wiele spraw do przodu. Na skłóceniu obozu dobrej zmiany może zależeć tylko opozycji.
Co się dzieje z autorskim projektem prezydenta, czyli referendum konstytucyjnym?
Decyzja będzie należała do Senatu. Na pewnym etapie pojawi się wniosek prezydencki, ale to jeszcze przed nami. Uzgodnienia polityczne, jak to miałoby wyglądać, i decyzje jeszcze nie zapadły.
Można odnieść wrażenie, że już wszyscy tracą serce do tego pomysłu.
Pan prezydent nie traci do niego serca. Cały czas odbywają się debaty tematyczne, najbliższa już 11 kwietnia pod hasłem: „Wspólnie o konstytucji, wspólnie o gospodarce”. Wcześniej odbyły się debaty w każdym mieście wojewódzkim. Minister Paweł Mucha kilka razy rozmawiał z marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim w sprawie poparcia przez Senat tego pomysłu. Natomiast nie została rozstrzygnięta kwestia, kiedy miałoby dojść do referendum.
PiS wydaje się niezainteresowany tym tematem. Zapewne dlatego, że referendum miało promować prezydenta, to był jego pierwszy autorski pomysł w czasie prezydentury.
Referendum promuje dyskusję o tym, czy Polsce potrzebna jest nowa konstytucja. Konstytucja na nowe czasy, uwzględniająca nowe wyzwania. Konstytucja przyszłości. Głowa państwa jest w tej materii najlepszą osobą do zainicjowania takiej debaty i prezydent Andrzej Duda to zrobił.
A gdyby do referendum konstytucyjnego poszło 20 proc. Polaków, to czy byłaby to porażka pana prezydenta?
Osiągnięcie wysokiej frekwencji w referendum, bez względu na jego tematykę, nie jest zadaniem łatwym. Obecna konstytucja została przyjęta w referendum, w którym frekwencja wyniosła 42 proc. Trzeba robić wszystko, żeby do urn poszło jak najwięcej Polaków.
Czy Andrzej Duda boi się konkurencji Donalda Tuska?
Wybory prezydenckie są za dwa lata. To dużo i mało. Dużo w tym sensie, że przez ten czas mogą się pojawić różni poważni kandydaci. Dwa lata przed wyborami w 2015 r. pewne było tylko jedno – że wystartuje w nich Bronisław Komorowski. Kandydatura Andrzeja Dudy została ogłoszona pół roku przed wyborami. Mimo krótkiego czasu na kampanię to Andrzej Duda zdobył poparcie ponad 8,5 mln Polaków i został prezydentem. Dzisiaj prezydent nie zajmuje się rozważaniami, kto będzie startował w wyborach prezydenckich za dwa lata, tylko skupia się na tym, by jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki.
Przyzna pan jednak, że Tusk byłby groźnym konkurentem?
Jeśli chciałby startować, to zapewne mógłby liczyć na poparcie swojej partii i dużej części opozycji. Donald Tusk na czele swojej partii dwa razy wygrał wybory parlamentarne, do czego wystarczyło mu ok. 40 proc. poparcia. Tylko żeby wygrać wybory prezydenckie, trzeba mieć poparcie ponad 50 proc. głosujących. A Donald Tusk już raz się przekonał, że to nie jest takie proste. W 2005 r. przegrał ze śp. prezydentemLechem Kaczyńskim. W 2010 r. nie dość, że nie odważył się wystartować, to na dodatek o prezydenturze wyrażał się pogardliwie, mówiąc, że to tylko „zaszczyt, żyrandol, pałac i weto”. Zobaczymy, czy teraz zmieni zdanie i okaże się, że to, czym wcześniej pogardzał, stanie się nagle dla niego atrakcyjne politycznie. Raz na jakiś czas próbuje przypomnieć o swoim istnieniu, czy to poprzez wpisy na Twitterze, czy udzielając wywiadów, które przez kilka dni są komentowane. Tymczasem nie złożył żadnej jednoznacznej deklaracji, z której byłby potem rozliczany.
Mówił pan, że Andrzej Duda zajmuje się dzisiaj realizacją obietnic wyborczych. Ale o podniesieniu kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł jakoś zapomniał.
Zobowiązania pana prezydenta dotyczą pięciu lat. Zresztą częściowo to zobowiązanie zostało zrealizowane.
Bardzo częściowo. Chce pan powiedzieć, że do końca kadencji kwota wolna od podatku wzrośnie do 8 tys. zł?
To będzie zależało od sytuacji gospodarczej, od której nie można abstrahować, zgłaszając tego typu ustawy.
W kampanii Andrzej Duda nie mówił o przeszkodach. Mówił – zrobimy to.
Miliony Polaków doskonale wiedzą, że ten rząd wspólnie z prezydentem zrealizował kluczowe obietnice wyborcze: program 500 plus, obniżenie wieku emerytalnego, wzrost stawki godzinowej. Na 500 plus co roku przeznaczane jest ponad 20 mld zł. Poprzedni rząd mówił, że się nie da. Te zobowiązania zostały sfinansowane m.in. z wyższych wpływów z VAT, które też są efektem starań obozu dobrej zmiany, bo udało się znacząco ukrócić złodziejstwo w tym obszarze. Ten rząd i prezydent naprawdęzrealizowali dużo, nie zwiększając deficytu, choć opozycja alarmowała, że doprowadzimy do ruiny finanse państwa.
Jak wyglądają relacje prezydenta z MON po tym, jak Antoni Macierewicz przestał być szefem tego resortu?
Relacje z ministrem Mariuszem Błaszczakiem są bez zarzutu. Kilka rzeczy poszło do przodu, były nominacje generalskie, toczą się rozmowy dotyczące nowego systemu kierowania i dowodzenia armią. Wspólnym sukcesem jest podpisaniem umowy na zakup rakiet Patriot. Władze amerykańskie publicznie przyznały, że kluczowa była tutaj rozmowa prezydenta Dudy z prezydentem Trumpem. Dużą rolęw tej sprawie odegrał także minister Antoni Macierewicz.
To może szkoda, że współpraca z nim tak kiepsko się prezydentowi układała.
Mogę powiedzieć tylko tyle, że dzisiaj współpraca odbywa się bardzo dobrze, a do przeszłości nie wracajmy.
Obóz rządzący ostatnio targany jest wewnętrznymi konfliktami. Czy w PiS rozpoczęła się walka o schedę po Jarosławie Kaczyńskim?
Nie jestem od komentowania wewnętrznego życia partii politycznych. Powiem tak: od jakichś 20 lat co chwilę znajdują się kolejni politycy czy publicyści, którzy odsyłają prezesa Kaczyńskiego na emeryturę. Nic mi nie wiadomo, żeby prezes Jarosław Kaczyński na nią się wybierał.
Część polityków Zjednoczonej Prawicy uważa jednak, że prezes przestał panować nad całością zjawisk.
Jestem przekonany, że prezes Jarosław Kaczyński by się z tym nie zgodził.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.