Pochodzisz z rodziny aktorskiej. Od początku wiedziałeś, że chcesz kontynuować tę tradycję?
To był naturalny wybór, ale nie został podjęty z premedytacją. Byłem wychowywany głównie przez moją mamę, która była aktorką teatralną. Bardzo często towarzyszyłem jej w różnych wyjazdach po Hiszpanii i obserwowałem ten zawód od kuchni. Jak wygląda praca na scenie, przygotowywanie kostiumów, próby, nakładanie makijażu. Można powiedzieć, że dorastałem na deskach teatrów. Pewnie dlatego mnie on nie fascynuje. Dużo bardziej pociąga mnie kino. Plany zdjęciowe z rozstawionymi kamerami mają dla mnie pewną magię. Wynika to z tego, że mama bardzo mało grała w filmach, więc wizyta na takim planie była dla mnie wielkim świętem. Celebrowałem to.
To kiedy podczas tej wspólnej podróży pojawił się pomysł, byś zaczął z mamą występować na scenie? Byś z widza stał się aktorem?
Gdy miałem sześć lat, pojawiła się propozycja, bym w każdą niedzielę uczestniczył w zajęciach teatralnych, których kulminacją było wystawienie sztuki Juana Ramóna Jiméneza „Srebrzynek i ja”. Nie wiem, czy kojarzysz tę bardzo znaną w Hiszpanii bajkę dla dzieci... Opowiada ona historię trójki dzieci i osła. Ja grałem właśnie jedno z dzieci. W jednej z ról pojawiła się nawet moja mama. Dla niej i 30 innych aktorów była to praca, a dla mnie gra.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.