Rutynowe przejmowanie przez kolejny kraj półrocznej prezydencji w Radzie UE tym razem odbyło się w atmosferze skandalu. Jego sprawcą stał się szef Komisji Europejskiej Juncker. Krótko przed terminem przekazania prezydencji przez Austriaków Rumunom Juncker uznał za stosowne oznajmić, iż: „Rumunia kompletnie nie rozumie, co znaczy przewodnictwo w Unii”.
Nikt nie miał wątpliwości, że celem Junckera było okazanie lekceważenia albo nawet upokorzenie Rumunów, bo przecież jego słowa nie mogły mieć żadnego bardziej wymiernego skutku. Szef Komisji nie jest w stanie wpłynąć ani na to, by jakiś kraj został pozbawiony prawa do prezydencji, ani nie może nawet ograniczyć w żaden sposób praw kraju sprawującego prezydencję, wynikających wprost z europejskich traktatów. Kiedy więc mimo wszystko Juncker pojawił się w Bukareszcie na uroczystym objęciu prezydencji, rumuńscy politycy nie szczędzili mu polemiki. Wicemarszałek parlamentu Florin Iordache wprost zwracał się do szefa Komisji. „Zapewniam pana – mówił – że Rumuni bardzo dobrze rozumieją swoją rolę”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.