„To pierwszy pochówek czaszek katyńskich w ojczyźnie” – przemawiał ze wzruszeniem ks. prałat Zdzisław Peszkowski, krajowy kapelan Rodzin Katyńskich. „Dopiero teraz dostały właściwe miejsce spoczynku” – mówił Bolesław Prorok, prezes Dolnośląskiej Rodziny Katyńskiej. „Nie będą stracone dla nauki. W każdej chwili można je wyjąć i przekazać do badań” – zapewniał ks. Stanisław Golec, proboszcz parafii redemptorystów. Sześć czaszek polskich oficerów zastrzelonych w 1940 r. przez sowietów w Katyniu uroczyście pochowano w Sanktuarium Golgoty Wschodu u ojców redemptorystów we Wrocławiu 1 października 2005 r. Przyszły tłumy – wrocławianie, sybiracy, naukowcy, wojsko, samorządowcy, władze miasta i województwa, organizacje kombatanckie i młodzieżowe, duchowni grekokatoliccy, prawosławni i ewangeliccy. Po to, aby oddać cześć zamordowanym polskim żołnierzom. Przynajmniej wtedy tak myślano. Bo dziś, po 14 latach od pogrzebu, właściwie nie wiadomo, czyje to naprawdę były czaszki.
Lata w skrytce
O tym, że wcale nie muszą pochodzić z Katynia, usłyszała dziennikarka i badaczka historii Joanna Lamparska. Napisała o tym w książce „Imperium małych piekieł”. – Zbierając materiały, śledziłam losy niemieckiego profesora Gerharda Buhtza. Szczególnie przyglądałam się badaniom, jakie prowadził w obozie Gross-Rosen. Poszukiwania zawiodły mnie do Katedry Medycyny Sądowej UM we Wrocławiu i muzealnej kolekcji preparatów medycznych z tamtych lat. Właśnie wśród nich jeszcze 15 lat temu leżały czaszki uznane za szczątki polskich oficerów – opowiada autorka. Co czaszki z Katynia robiły we Wrocławiu?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.