Małgorzata wróciła z zebrania w szkole wkurzona. – Kiedy córka poszła do pierwszej klasy, okazało się, że inne dzieci przynoszą codziennie do szkoły herbatniki i batony. Dla mnie to świństwa. Żeby córka nie czuła się poszkodowana, pakowałam jej do śniadaniówki daktyle, też słodkie. Ale ona chciała batony, jak inni, bo z daktyli dzieci się śmiały. Na zebraniu rozpoczynającym drugą klasę poprosiłam więc, żeby nie przynosić słodyczy do szkoły, bo ja nie chcę, żeby córka je codziennie jadła. Awantura trwała godzinę. Jedni mnie popierali, inni wyśmiewali, jeszcze inni mówili, że mają prawo dawać, co chcą. Wyszliśmy ze szkoły, nie patrząc na siebie.
Agnieszka, matka pierwszoklasistki ze szkoły publicznej w prestiżowej dzielnicy miasta: – Pierwsze zebranie. Myślałam, że potrwa pół godziny, ale siedziałam półtorej, bo matki zażądały wprowadzenia zakazu przynoszenia słodyczy. Mówię: „Nie dajmy się zwariować, nie mogę dać dziecku herbatnika?”. Nie. Powariowali. Publiczna szkoła z dobrą opinią, na zamożnych przedmieściach zamieszkanych przez miejscowych i napływową klasę średnią. Dyrekcja jest dumna, że w działalność szkoły angażują się rodzice. Prężna Rada Rodziców, aktywne trójki klasowe, decyzje podejmowane demokratycznie. Ewa, matka jednego z uczniów, opowiada o historii z pierwszej klasy: – Dzięki demokratycznie podjętej decyzji z klasy został wyrzucony siedmiolatek z ADHD. Mówi: – Owszem, był agresywny, ale wychowawczyni nie chciało się z nim pracować, nie dostała też od szkoły wsparcia. Sprawę więc wzięli w swoje ręce rodzice. Wszyscy byli mili, otwarci na wspólne działanie, płyniemy na jednej łódce. I w ramach tego wspólnego działania napisali do dyrekcji petycję, żeby usunąć dziecko z klasy. Chłopiec pochodził z biednej rodziny, matka nie umiała stanąć w jego obronie, nie bywała w szkole, nie zaprzyjaźniła się z nauczycielką.
Próbowałam przeciwstawić się tej nagonce. Mówiłam głośno, że to niedopuszczalne. Że rodzice nie mogą uznać jakiegoś ucznia za niechcianego i pozbywać się go. Niestety, z tą zorganizowaną brygadą w pojedynkę nie miałam szans, tylko narobiłam sobie wrogów. Dyrekcja pozytywnie rozpatrzyła petycję. Najstraszniejsze było to, że ci ludzie nie widzieli zła, które wyrządzili. Byli dumni, że tak sprawnie potrafili się zorganizować i rozwiązać problem. W szkołach i przedszkolach oprócz uczniów spotykają się też ich rodzice. Każdy z własnym systemem wartości, modelem wychowawczym, światopoglądem. Zazwyczaj przywiązani do swoich racji. Są wśród nich liderzy i outsiderzy, aktywiści i bierni, niezmordowani i tacy, którzy chcą mieć święty spokój. Jednoczą się, dzielą, tworzą frakcje, kliki i nie lubią inności. Kiedy dochodzi do konfliktów, szkolne zebrania przypominają film „Rzeź” Romana Polańskiego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.