Jarosław Kaczyński jest mocno zirytowany. Szuka winnych, a przede wszystkim osoby, która podsunęła mu Mariana Banasia. Bo w tyle głowy pojawia mu się nawet teoria, że wytypowanie go na szefa NIK było elementem sabotażu w PiS – mówi nasz informator. Ale próba usunięcia Banasia ze stanowiska to nie jedyne zmartwienie szefa PiS. Bo partia od wyborów nie radzi sobie z tą sprawą komunikacyjnie. Po prostu nie ma osoby, która opracowałaby spójną strategię działania kryzysowego. – Po ostatnich wyborach Jarosław Kaczyński pozbył się z grona doradców głównego PR-owca PiS Waldemara Parucha.
Wszystko przez analizy, w których Paruch przekonywał, że PiS zdobędzie nie tylko Senat, lecz także większość konstytucyjną – opowiada nasz rozmówca. W dodatku Paruch w wywiadzie dla TVP powiedział, że Prawo i Sprawiedliwość może kupić jednego senatora opozycji teką ministra sportu. Jakby tego było mało, sugerował dziennikarzom, że po wyborach sam zostanie konstytucyjnym ministrem. – Kaczyński nie wytrzymał, nie mógł tego tolerować – mówi nasz informator. Efekt jest taki, że w momencie największego kryzysu z Banasiem, PiS stracił jednego z głównych wizerunkowych doradców. – Wychodzą od nas sprzeczne komunikaty – mówi jeden z polityków partii rządzącej. – Jednego dnia dajemy opinii publicznej sygnał, że zawarliśmy z prezesem NIK deal, pozytywnie akceptując na komisji sejmowej zaproponowanych przez niego zastępców. A za chwilę naciskamy na jego dymisję, której on się z kolei opiera – wyjaśnia.
Dymisja obrotowa
Piątek, 29 listopada. Jak ujawnił „Dziennik Gazeta Prawna”, na biurku Elżbiety Witek ląduje tego dnia dymisja Mariana Banasia. Polityk decyduje się jednak odesłać prezesowi NIK poprawioną wersję dokumentu, załączając (niestety) oryginał. W tym czasie Banaś zmienia decyzję, nowej dymisji już nie przesyła. Pierwotna wersja dokumentu brzmi: „Kierując się Dobrem Polski, Najwyższej Izby Kontroli oraz mojej rodziny, składam rezygnację”. Ta zaproponowana przez Witek jest bardziej formalna. „Na podstawie art. 17 ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli zrzekam się stanowiska Prezesa Najwyższej Izby Kontroli z dniem 29 listopada 2019 r. Zgodnie z art. 21 ust. 3 ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli wyznaczam Wiceprezesa Tadeusza Dziubę do zastępowania mnie od chwili złożenia rezygnacji”.
Dlaczego Elżbieta Witek nie przyjęła pierwotnej dymisji kłopotliwego szefa NIK? Po pierwsze, nie przypuszczała, że polityk ze swojej decyzji się wycofa. Po drugie, prawnik z Kancelarii Sejmu zasugerował, że lepiej dopisać do tekstu konkretne paragrafy, a nie informację, że rezygnuje w poczuciu odpowiedzialności za państwo. – Teraz PiS jest wściekły na Witek, że nie przyjęła dymisji, bo byłoby już po problemie – mówi nasz rozmówca. Inna sprawa, że dla partii istotne było wskazanie zastępcy pełniącego obowiązki odwołanego szefa. Dlatego zmiana, jaka miała być poczyniona przez marszałek Sejmu, była istotna. Sam szef NIK w swoim oświadczeniu przyznaje, że rozważał dymisję. Zrezygnował z niej jednak ze względu na to, że stał się „przedmiotem brutalnej gry politycznej”. Według naszych informacji, jest jeszcze inny powód zmiany decyzji.
Niedotrzymana umowa
Dzień przed niedoszłą dymisją szef NIK spotyka się z Jarosławem Kaczyńskim i szefem MSW Mariuszem Kamińskim. Według ustaleń „Wprost” po trudnych negocjacjach politycy dochodzą do porozumienia. Banaś zapewnia, że złoży dymisję, Kaczyński z Kamińskim obiecują mu w zamian pewien parasol ochronny. O całym dealu, podobnie jak o rozmowie, w trakcie której ustalono jego warunki, rzecz jasna nikt nie ma się dowiedzieć. Tymczasem kilka godzin później rzeczniczka partii Anita Czerwińska wydaje oficjalny komunikat. „Podczas czwartkowego spotkania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i wiceprezesa partii Mariusza Kamińskiego z prezesem NIK Marianem Banasiem zostało wyrażone oczekiwanie, aby szef NIK podał się do dymisji” – informuje na Twitterze.
W ten sposób PiS robi ruch wyprzedzający, chce postawić Mariana Banasia w sytuacji bez wyjścia. Tymczasem Banaś odbiera to jako złamanie umowy. – Myśleli, że postawią go przed faktem dokonanym i że w ten sposób nie będzie już mógł się wycofać z obietnicy. Tymczasem Banasiowi zależało, by do opinii publicznej poszedł przekaz, iż dymisja to jego osobista decyzja – mówi nasz informator. – W tym momencie Banaś zrozumiał, że nie można ufać zapewnieniom przywódców PiS. Jak to mawia Radek Sikorski, „na gębę to jest krem Nivea” – drwi nasz rozmówca. Tym bardziej, że według naszego informatora podczas rozmowy prezesa PiS, koordynatora służb i szefa NIK miało dojść do zaskakujących stwierdzeń. – Zasugerowano Banasiowi, że są kwity na jego syna. A relacje Banasia z dziećmi są bardzo mocne. To go psychologicznie złamało. Wtedy przystał na dymisję – opowiada nasz rozmówca. Zdanie zmienił po oświadczeniu Czerwińskiej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.