Nauczę córkę, co jest dobre, a co złe. Bo ja już to wiem. Nie szukam, nie błądzę, znam wagę wartości – tak o swoich ojcowskich planach mówi aktor Karol Strasburger prowadzący kultowy program „Familiada”. Dwa tygodnie temu wraz z żoną Małgorzatą Weremczuk zostali rodzicami Laury. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że aktor skończył 72 lata.
Sens życia
Strasburger nie kryje podenerwowania tym, że nagle jego wiek wytykają mu wszystkie portale plotkarskie i brukowce. – Mój PESEL nie jest najważniejszy. Ważniejsze jest to, w jakiej jestem formie – zżyma się. – Według kompleksowych badań biologicznie jestem młodszy o 15 lat, niż wskazuje mój wiek kalendarzowy. Mam lepszą kondycję niż 20 lat temu. Gram w tenisa, biegam, nie mam nałogów. Wielu facetów w moim wieku nie dałoby rady schylić się do wózka, a ja jestem pewien, że nawet za pięć lat dogonię dziecko jadące na rowerku. Ze zmarłą żoną nie mieli dzieci. Jak mówi – z różnych powodów. – Gdy się jest młodym, trudno myśleć o dziecku. Człowiek chce zająć się sobą, karierą. Na niewiele rzeczy go stać. Gdy w końcu się odkuje, chciałoby się obejrzeć świat, podróżować, rozwijać własne zainteresowania. Ostatecznie okazuje się, że na dziecko jest już za późno, bo to wiek kobiety limituje czas prokreacji – mówi. I tylko trochę mu przykro, że żyjemy w kulturze, w której osoby po pięćdziesiątce są spychane na boczny tor.
– Nie korzysta się z mądrości i doświadczenia dojrzałych osób, a one przecież mogłyby wiele nauczyć. Znam rówieśników, którzy po kilka dni nie wychodzą z domu, bo nie widzą sensu życia. Strasburger zapewnia, że dziecko to prawdziwy sens życia. I priorytet. – Dziś jestem w stanie odmówić roli czy pracy przy projekcie, choć kilka lat temu to praca była najważniejsza. Na pytanie, jakim będzie ojcem, odpowiada: – Zaangażowanym. Oczywiście, że będę zajmował się dzieckiem, mam wychowanie biwakowe, nie migam się od domowych obowiązków. Tworzymy z żoną partnerski zespół. Optymistyczną wizję późnego tacierzyństwa podtrzymuje także poseł Janusz Korwin-Mikke. – Co w tym dziwnego, że starszy pan zostaje tatą? U mężczyzn wiek nie ma znaczenia – uważa. Polityk, w przeciwieństwie do aktora, może porównać blaski i cienie wczesnego ojcostwa z tym późniejszym. Ma ośmioro dzieci. Pierwszy syn urodził się, gdy Korwin-Mikke miał zaledwie 26 lat. Ostatni, gdy miał 71, a więc między najmłodszym i najstarszym bratem jest aż 45 lat różnicy. – Młodym ojcom brak cierpliwości i wyrozumiałości. Z wiekiem nabywa się doświadczenia, człowiek wie, w co gra, zaczyna rozumieć, że na pewne rzeczy po prostu nie ma wpływu – wyznaje Korwin-Mikke. Na pytanie, czy nie brakuje mu sił do wychowania maluchów, odpowiada: – Dzieci odmładzają mężczyznę. Jeszcze dam radę przyłożyć im klapsa, a więc chyba nie jest tak źle [cytujemy, ale nie popieramy – red.].
Dowód witalności
Choć wciąż niewielu panów w wieku emerytalnym serwuje sobie rozrywkę w postaci ojcostwa, tatusiów w wieku dziadków szybko przybywa. Także w Polsce. Według danych GUS w 2008 r. ojcami zostało 144 mężczyzn po sześćdziesiątce (100 w miastach, 44 na wsi). Dekadę później już 247 (161 w miastach, 86 na wsi). W 2008 r. nowi ojcowie po czterdziestce stanowili ok. 7 proc. wszystkich tatusiów, w zeszłym roku już 10 proc. – Czuję się, jakby ktoś mi podłączył dodatkową bateryjkę – tłumaczył w telewizji śniadaniowej DDTVN Apoloniusz Tajner, legendarny trener kadry skoczków narciarskich.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.