Dawno, dawno temu, kiedy nie było jeszcze znane pojęcie molestowania, żył w mojej okolicy wyjątkowo skrupulatny internista, który niezależnie od schorzenia i wieku pacjentek zwykł badać jej totalnie. Kobieta mogła skarżyć się np. na migdałki, ale on i tak interesował się jajnikami. Dla równowagi - mężczyznami nie przejmował się w ogóle i zamiast badania od razu wypisywał L-4. Wówczas kobietom (zwłaszcza bardziej wiekowym) wydawało się to dość emocjonujące, dziś pewnie nie uszłoby mu płazem. Przykładem krótka kariera pewnego ginekologa amatora, na co dzień budowlańca, który (jak twierdził, w związku z profilaktyką zdrowotną) zwykł poddawać kandydatki na pracownice gruntownym badaniom, oczywiście tylko po to, by ustalić, czy ewentualna podwładna jest dobrze zbudowana, czy trzyma pion, nie pęka z byle powodu i czy łatwo się nie wypaczy. Niestety sprawa tąpnęła i budowlaniec prawdopodobnie osiądzie. W mamrze. Analogicznie, znany wszystkim poseł ma wielkie kłopoty po zajęciach, na których ofiarnie sprawdzał zdolności swych pracowników do osobistej samoobrony. Inna kwestia, że sprawdzały się te, które nie potrafiły się obronić. A przecież, przynajmniej w wypadku ginekologa amatora, istnieje prosty i w dodatku niekaralny sposób zaspokojenia swych renesansowych zainteresowań (renesansowych, czyli od rodzenia). Wystarczy tylko w ramach Uniwersytetu Trzeciego wieku zapisać się na medycynę, a tam w doborowym towarzystwie ani teorii, ani praktyki nie powinno zabraknąć.
Więcej możesz przeczytać w 31/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.