Nieustannie bawi nas Lech Wałęsa, a właściwie nie on, tylko zgryz, jaki z nim – świeżo nawróconym libertasowcem – mają salony. Wałek ma bowiem w planach całe tournée z Ganleyem po Europie. Podobno w finale, na konwencji w Warszawie, Wałęsa ma się pokazać z Farfałem w klapie.
O Wałka wypytywano też w telewizorze Maryjana Krzaklewskiego. Nieistotne, co Maryjan mówił, ale jak: uśmiechał się, wdzięczył, przymilał, minki robił, bujał na krzesełku – rozkoszniaczek po prostu. A i tak wszyscy się z niego nabijają i za kmiota mają. Taki to już los Maryjanów.
Co my byśmy zrobili bez naszych ludowców? Dzięki pani Fedak (minister pracy, która nienawidzi swej roboty i wpada do stolicy z rzadka) wiemy już, jak należy zwrócić się do ministra, który mówi coś, czego nie chcemy słuchać. Wtedy trzeba grzecznie i kulturalnie zapodać mu: „Spierdalaj!". Jak nie posłucha, można jeszcze dać kopa i posunąć z bawoła.
Pani minister dopytywana przez dziennikarzy uznała, że nic takiego się nie stało, bo już po posiedzeniu rządu – i teraz uwaga, bo najważniejsze będzie – przyszedł do niej minister Sawicki i… przeprosił ją! No i słusznie. Powinien jeszcze sam sobie z bawoła strzelić i z kopa posunąć, żeby pani minister trzewiczków sobie nie zniszczyła.
Nie jest prawdą, że nikt w tym rządzie nie pracuje. Na przykład minister inżynier Arabski, znany konstytucjonalista i spec od lotnictwa, w pocie czoła przeglądał teczkę Bieruta, „bo interesuję się historią" – jak powiedział. Jego ludzie z kolei sprawdzają dane osobowe w teczkach Moczara, Radkiewicza i Kiszczaka, bo nie wiedzą, czy mogą je oddać IPN-owi. W całej tej historii miłe i zaskakujące jest, że inżynier Arabski cokolwiek czyta. A nie wygląda.
Krakowski pogromca Rokit, szef tamtejszej PO Paweł Sularz pracował w firmie piorącej pieniądze. No, pracował to za dużo powiedziane, po prostu brał od nich kasę. Sularz nie wie, gdzie mieściła się firma, w której ciężko harował i nie wie za bardzo, co tam robił. A my wiemy. Otóż wielka ta firma mieściła się w … gabinecie ginekologicznym. Pytanie, co szef krakowskiej PO robił u ginekologa? To temat godzien dziennikarzy śledczych.
Lubi sobie polatać Bronek Komorowski. Ostatnio w dniu głosowań w Sejmie urządził sobie wylot do Poznania na tamtejsze uroczystości uniwersyteckie. Do samolotu wziął sobie posła PO i PSL, opozycji - nie. Żałosne to strasznie, więc się Bronek tłumaczy, że miejsc mało. Prawda jest ciut inna – otóż naszemu pociesznemu Bronkowi szalenie się spodobało być ważnym marszałkiem, walczył jak lew ze Schetyną o większą ochronę BOR, a teraz jego majestat strasznie cierpi, jak musi kogoś innego do samolotu wpuszczać. Jak już przestaniesz być, Bronku, tym marszałkiem, to zawsze będziesz mógł zostać szwajcarem w Bristolu. Mają takie piękne szamerunki.
Czuma młodsza, imieniem Krzysztof, postanowiła pogrozić sądem blogerce Katarynie i rozpętać burzę na kilku portalach. Wszystko dlatego, że Kataryna jest mało entuzjastyczna wobec papy Czumy. Panie Krzysiu, naprawdę musimy do tego sądy fatygować? Pan wynajmie ze trzydziestu Ormian, żeby na nią chuchali, to inaczej będzie śpiewać.
Ten cały Donkowy pomysł z debatami dał się we znaki niektórym kandydatom PO. Tadeusz Zwiefka (wąsy, nuda i spylanie z Brukseli tuż po podpisaniu listy) liczył, że uda mu się wymigać od debaty z Richardem Henrym Czarneckim (to może od razu Tcharneckym, panie Rychu?), no ale niestety, słowo się rzekło. I już nie może dalej zwiefać.
Wraca sprawa „Białego Nosa". Trwa bowiem zgadywanie, kto za rządów PiS kazał badać związki ministra Drzewieckiego (tego od ogórków kiszonych) z handlarzem narkotyków. Może to był barter: kokaina za ogórki?
Nie rozstrzygając tej kwestii, pozwalamy sobie zauważyć, że Mirosław Drzewiecki to najbardziej patriotyczny z polskich ministrów. Oblicze wszak czerwone, ale nos biały. Aż chce się krzyknąć: „Polska, biało-czerwoni!"
O Wałka wypytywano też w telewizorze Maryjana Krzaklewskiego. Nieistotne, co Maryjan mówił, ale jak: uśmiechał się, wdzięczył, przymilał, minki robił, bujał na krzesełku – rozkoszniaczek po prostu. A i tak wszyscy się z niego nabijają i za kmiota mają. Taki to już los Maryjanów.
Co my byśmy zrobili bez naszych ludowców? Dzięki pani Fedak (minister pracy, która nienawidzi swej roboty i wpada do stolicy z rzadka) wiemy już, jak należy zwrócić się do ministra, który mówi coś, czego nie chcemy słuchać. Wtedy trzeba grzecznie i kulturalnie zapodać mu: „Spierdalaj!". Jak nie posłucha, można jeszcze dać kopa i posunąć z bawoła.
Pani minister dopytywana przez dziennikarzy uznała, że nic takiego się nie stało, bo już po posiedzeniu rządu – i teraz uwaga, bo najważniejsze będzie – przyszedł do niej minister Sawicki i… przeprosił ją! No i słusznie. Powinien jeszcze sam sobie z bawoła strzelić i z kopa posunąć, żeby pani minister trzewiczków sobie nie zniszczyła.
Nie jest prawdą, że nikt w tym rządzie nie pracuje. Na przykład minister inżynier Arabski, znany konstytucjonalista i spec od lotnictwa, w pocie czoła przeglądał teczkę Bieruta, „bo interesuję się historią" – jak powiedział. Jego ludzie z kolei sprawdzają dane osobowe w teczkach Moczara, Radkiewicza i Kiszczaka, bo nie wiedzą, czy mogą je oddać IPN-owi. W całej tej historii miłe i zaskakujące jest, że inżynier Arabski cokolwiek czyta. A nie wygląda.
Krakowski pogromca Rokit, szef tamtejszej PO Paweł Sularz pracował w firmie piorącej pieniądze. No, pracował to za dużo powiedziane, po prostu brał od nich kasę. Sularz nie wie, gdzie mieściła się firma, w której ciężko harował i nie wie za bardzo, co tam robił. A my wiemy. Otóż wielka ta firma mieściła się w … gabinecie ginekologicznym. Pytanie, co szef krakowskiej PO robił u ginekologa? To temat godzien dziennikarzy śledczych.
Lubi sobie polatać Bronek Komorowski. Ostatnio w dniu głosowań w Sejmie urządził sobie wylot do Poznania na tamtejsze uroczystości uniwersyteckie. Do samolotu wziął sobie posła PO i PSL, opozycji - nie. Żałosne to strasznie, więc się Bronek tłumaczy, że miejsc mało. Prawda jest ciut inna – otóż naszemu pociesznemu Bronkowi szalenie się spodobało być ważnym marszałkiem, walczył jak lew ze Schetyną o większą ochronę BOR, a teraz jego majestat strasznie cierpi, jak musi kogoś innego do samolotu wpuszczać. Jak już przestaniesz być, Bronku, tym marszałkiem, to zawsze będziesz mógł zostać szwajcarem w Bristolu. Mają takie piękne szamerunki.
Czuma młodsza, imieniem Krzysztof, postanowiła pogrozić sądem blogerce Katarynie i rozpętać burzę na kilku portalach. Wszystko dlatego, że Kataryna jest mało entuzjastyczna wobec papy Czumy. Panie Krzysiu, naprawdę musimy do tego sądy fatygować? Pan wynajmie ze trzydziestu Ormian, żeby na nią chuchali, to inaczej będzie śpiewać.
Ten cały Donkowy pomysł z debatami dał się we znaki niektórym kandydatom PO. Tadeusz Zwiefka (wąsy, nuda i spylanie z Brukseli tuż po podpisaniu listy) liczył, że uda mu się wymigać od debaty z Richardem Henrym Czarneckim (to może od razu Tcharneckym, panie Rychu?), no ale niestety, słowo się rzekło. I już nie może dalej zwiefać.
Wraca sprawa „Białego Nosa". Trwa bowiem zgadywanie, kto za rządów PiS kazał badać związki ministra Drzewieckiego (tego od ogórków kiszonych) z handlarzem narkotyków. Może to był barter: kokaina za ogórki?
Nie rozstrzygając tej kwestii, pozwalamy sobie zauważyć, że Mirosław Drzewiecki to najbardziej patriotyczny z polskich ministrów. Oblicze wszak czerwone, ale nos biały. Aż chce się krzyknąć: „Polska, biało-czerwoni!"
Więcej możesz przeczytać w 21/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.