Najczęściej odmienianym przez przypadki słowem w orędziu nowego prezydenta Bronisława Komorowskiego wygłoszonym tuż po zaprzysiężeniu w Sejmie był przymiotnik „polski". Pojawił się 28 razy, zazwyczaj w połączeniu ze słowem „demokracja” (5 razy). Często pojawiały się też: polityka, patriotyzm, obywatele, konstytucja. Do tego 18 razy prezydent mówił o Polsce. Mniej oczywistym wyborem nowego prezydenta był przymiotnik „wspólny”. Bronisław Komorowski użył go 16 razy, mówiąc m.in. o wspólnej pracy, tragedii, wspomnieniach, domu, fundamencie, działaniach, przyszłości, głosie i wysiłku. Wspólny według nowego prezydenta musi być także namysł – tego sformułowania Komorowski użył trzy razy.
Portrety zostaną nawet rok
Zdjęcia zmarłych w katastrofie smoleńskiej posłów PiS wrócą na salę posiedzeń po wakacyjnym remoncie Sejmu. – Nie ma potrzeby, by portrety zniknęły z sali, na której zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Są wyrzutem sumienia dla PO, a nam pomagają w pracy – mówi „Wprost" wiceszefowa klubu parlamentarnego PiS Joanna Szczypińska. Przeczy to wstępnym ustaleniom, które zapadły na spotkaniu marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny z szefami klubów parlamentarnych. Ówczesny szef klubu PiS (dziś już wicemarszałek) Marek Kuchciński stwierdził, że portrety zostaną na sali „jeszcze jakiś czas”. Odebrano to jako potwierdzenie, że do wakacji, bo w wakacje,czyli od tego poniedziałku, rusza remont sali posiedzeń plenarnych Sejmu. – Na czas remontu portrety wyniesiemy, ale po wakacjach wracają – stwierdza tymczasem poseł PiS Marek Suski. – Żałoba trwa rok i tyle będą stać w sali plenarnej, a może nawet do końca kadencji – dodaje posłanka Szczypińska, zapewniając, że to decyzja oczywista dla wszystkich parlamentarzystów jej partii. Portrety sześciorga posłów PiS wraz z bukietami kwiatów stoją w sejmowych ławach od dnia katastrofy. Nowi posłowie wybrani w miejsce tragicznie zmarłych w katastrofie muszą siedzieć na rezerwowych miejscach, z czym wiążą się utrudnienia podczas głosowań. Pozostałe partie parlamentarne, z których każda straciła w katastrofie smoleńskiej po trzech posłów, usunęły pamiątkowe zdjęcia z poselskich foteli wraz z pojawieniem się w Sejmie nowych parlamentarzystów.
Kto kupi Bank Zachodni WBK
Irlandzki bank AIB, właściciel Banku Zachodniego, chce w ciągu dwóch tygodni dostać wiążące oferty na jego zakup. W Polsce nie ustaje dyskusja, czy o jego przejęcie powinien ubiegać się PKO BP, państwowy bank notowany na giełdzie. Krytycy takiego rozwiązania twierdzą, że gdyby do takiej transakcji doszło, powstałby olbrzymi, trudno sterowalny moloch. Z drugiej strony BZ WBK to bank zyskowny, z dobrą pozycją na polskim rynku. Bank PKO BP pod koniec czerwca złożył ofertę wstępną. Chociaż nie jest jedynym chętnym, to miałby duże szanse na dobicie targu. Inni potencjalni kupcy budzą bowiem pewne wątpliwości. Najpoważniejszy konkurent PKO BP to hiszpański Santander. Był on jedną z tych instytucji, które dały się nabrać Bernardowi Madoffowi i stracił na tym 1,4 mld euro. Z kolei francuski BNP Paribas, który też ma chrapkę na BZ WBK, tak uwierzył w grecką gospodarkę, że zainwestował w nią 5 mld euro. Ostatni z wymienianych w mediach pretendentów do kupna Banku Zachodniego, włoski bank Intela, stracił reputację, gdy posądzono go o pomoc w ukrywaniu przed inwestorami danych finansowych włoskiej firmy Parmalat, która zbankrutowała. Jeśli jednak kandydaci wyłożą pieniądze, to sprzedającego, czyli AIB, raczej nie będą obchodzić ich inne problemy. W I półroczu tego roku Irlandczycy zanotowali największą w historii stratę (brutto)– 2 mld euro i sprzedaż Banku Zachodniego jest jedyną szansą na wyjście z zapaści.
Komu bije dzwon
Premier Putin, próbując ratować swój wizerunek, odpowiedział na pełen inwektyw list blogera, który obarczył go winą za nieudolność w walce z trawiącymi Rosję pożarami. Wściekły internauta napisał o tym, co widzą wszyscy Rosjanie: kompletnej bezradności władzy i służb ratunkowych. Jego list kończył się dramatycznym apelem: „Oddajcie mi, k..., mój dzwon!" (alarmujący o pożarze). Putin odpisał mu: „Jest pan zuchem (…). Jeśli poda pan swój adres, gubernator natychmiast wyda panu dzwon”. Korespondencja premiera i blogera trafiła na pierwsze strony rosyjskich gazet i do telewizji. W siedmiu regionach wprowadzono stan wyjątkowy. Ponad 50 osób straciło życie.Z ogniem walczy 10 tysięcy strażaków i wojsko. Do Rosji dotarli ratownicy i strażacy z Ukrainy, Białorusi i Kanady. Władze ewakuowały zagrożone ogniem ośrodki wojskowe oraz najważniejszy rosyjski ośrodek nuklearny w Sarowie (480 kilometrów od Moskwy). Nie udało się natomiast uratować bazy wojskowej w pobliżu Moskwy, w której ogień zniszczył ponad 200 samolotów. Strażakom udało się opanować ogień na przedmieściach Moskwy, ale nad miasto od kilku dni napływają chmury gryzącego dymu z pobliskich pożarów i tlących się torfowisk. Widoczność na ulicach spadła poniżej 200 metrów. W piątek gęsty smog uziemił część samolotów na podmoskiewskim lotniskach. Temperatury w centralnej Rosji osiągają 40 stopni, to największa fala upałów w regionie od 130 lat. Ten tydzień nie przyniesie.
Ostatni rozdział?
Największa sieć księgarni w USA, Barnes & Noble, idzie pod młotek. Niektórzy wieszczą powolny koniec firmy (777 sklepów tradycyjnych i portal internetowy), która przynosi kilkudziesięciomilionowe straty. W ubiegłym roku jej wartość giełdowa spadła o połowę. Sieć księgarń Barnes & Noble nie radzi sobie z konkurencją tanich książek z supermarketu Wal-Mart oraz ekspansją sklepu internetowego Amazon.com. Ten ostatni, oprócz książek papierowych, sprzedaje coraz więcej książek elektronicznych oraz przenośne urządzenie do ich czytania – Kindle. Barnes & Noble próbowało się przed tym bronić. Jesienią zeszłego roku wypuściło na rynek własny czytnik – Nook. Co prawda oferuje on więcej funkcji niż Kindle, ale nie odniósł rynkowego sukcesu. Do Amazon.com należy wciąż ok. 80 proc. rynku e-książek.
Hip-hopowiec na prezydenta
Wyclef Jean, gwiazda hip-hopu, ubiega się o urząd prezydenta Haiti. W ubiegłym tygodniu wokalista oficjalnie poinformował, że zarejestrował się jako kandydat w wyborach prezydenckich, które zaplanowano na koniec listopada. – Chciałbym powiedzieć prezydentowi Barackowi Obamie, że Stany Zjednoczone mają Obamę, a Haiti ma Wyclefa Jeana – powiedział Jean tłumowi witającemu go w ubiegłym tygodniu w Port-au-Prince. Wyclef Jean urodził na Haiti w 1972 r. Gdy miał dziewięć lat, jego rodzina przeprowadziła się do USA. Tam zdobył popularność w latach 90., występując w zespole The Fugees. Obecnie koncertuje solo i jest producentem muzyki. W 2005 roku Jean założył Yéle Haiti Foundation, zajmującą się m.in. fundowaniem stypendiów dla dzieci z Haiti. Działalność fundacji nie była wolna od kontrowersji, a Jeanowi zarzucano nadużycia finansowe. Po styczniowym trzęsieniu ziemi na Haiti Wycelf Jean apelował o pomoc charytatywną na rzecz poszkodowanych. Kataklizm pozbawił życia ponad 200 tys. osób. – Gdyby nie trzęsienie ziemi, pewnie czekałbym z decyzją kolejne 10 lat – powiedział Jean w wywiadzie dla magazynu „Time". – Trzęsienie uzmysłowiło mi, że Haiti nie może czekać kolejnych 10 lat, byśmy wprowadzili je w XXI wiek.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.