Dziś jadę samochodem, słucham transmisji z obrad komisji hazardowej i zastanawiam się, kto właściwie jest normalny. Pani Beata Kempa czy ja? A może pan Sekuła? Jeśli Sekuła, to nie ja i nie Kempa. Jeśli Kempa – to nie Sekuła i nie ja. Jeśli normalna jest pani, która chciała się przywiązać do krzyża – to ja bankowo jestem nienormalny.
Ale wtedy prokurator, który nie wszczął z urzędu postępowania w sprawie samowolki budowlanej, zakłócenia porządku publicznego czy znieważenia krzyża – też jest nienormalny. Dylemat, co jest normalne, a co nie, nie daje mi spokoju od lat. „Chciałbym, żeby moja córka żyła w normalnym kraju, a pan to uniemożliwia" – powiedział kiedyś do mnie esbek w komendzie w Olsztynie. „Ja też bym chciał, żeby żyła w normalnym kraju” – odpowiedziałem. Przełknął ślinę, wyszedł i wrócił z pułkownikiem, który zagroził mojej dziewczynie gwałtem.
Gdy o tym myślę, to zauważam, że doświadczam niekiedy déją vu. Staję samochodem w zatoczce, czekam na syna, podchodzi facet, mówi, że mnie zna, i pyta: „Powiedział pan to o Kaczyńskim?". Chwilę się zastanawiam. „A co?”. „No to, że jest... wie pan czym”. „Ach to? Tak, powiedziałem”. „A dlaczego?” „Bo nie mogę być obojętny, jak widzę, że ktoś tak perfidnie bawi się Polską”. Kiwa głową i odchodzi. Nagle dociera do mnie, że zostałem jego wrogiem. Niewykluczone, że zaliczył mnie do czubków. Czyli coś strasznego – polityczną zabawę Smoleńskiem on uznał za normalną.
Po kwadransie przyjeżdżam do domu, w telewizji Jarosław Gowin twierdzi, że zaproszenie Jaruzelskiego na zaprzysiężenie Komorowskiego to zbrodnia. Moja pierwsza myśl: Gowin jest nienormalny, nie rozumie istoty państwa. To odruch. I konstatacja: jeśli Gowin jestnienormalny, to ja jestem wporzo, a wówczas człowiek z zatoczki to klasyczny świr, taki sam jak Gowin – i układanka dnia mi się wali.
Jeśli macie wrażenie zamętu w moim pisaniu, to wybaczcie. Zamęt stokrotnie potężniejszy wiruje nad Polską od paru tygodni i udziela się także mnie. Przysięgam, że na co dzień mam dość chłodną głowę. Zamęt stał się naszym tlenem i pożywieniem. Już nic nie wiadomo. Nie ma norm, wszystko zostało rozchwiane, pozbawione wektora. Media mają używanie, ale na poboczu dzieje się rzecz straszna.
Rozejrzyjcie się wokół. Polska straciła tożsamość. Coś, co nas cementowało, kiedy grasował tu komunizm, rozsypało się w pył. Marzyliśmy o pognaniu czerwonych – i udało się. Tyle że czerwoni zostali zastąpieni politycznymi szaleńcami nowego sortu. Szaleńcami wybranymi przez nas samych.
Nie wierzę oczom, gdy widzę polityków, którzy kłamią bez zahamowań i powoli stają się najbardziej znienawidzoną grupą społeczną w Polsce. Na co liczą? Że zostaną wybrani ponownie? Naprawdę? Że nikt ich nie pogoni? A może mają rację?
Człowiek to pokrętne zwierzę. Nie ma jednoznacznej definicji tego, co jest w człowieku normalne, a co nie. Nie wiadomo, co człowiek uzna za właściwe. Na YouTube krąży film z polskim księdzem, który mówi do kamery: „Pedałów powinno się palić na stosie, jak w średniowieczu", i prokurator się nim nie zajął. Na dziś jest to więc zachowanie normalne.
Demokracja daje takie właśnie niezwykłe możliwości. Złodzieje, jeśli będą stanowili zdecydowaną większość, mogą zalegalizować kradzieże. Ludzie obłąkani, jeśli będzie ich odpowiednio dużo, mogą przejąć władzę i wprowadzić obowiązkowe gryzienie trawników. Film „Lot nad kukułczym gniazdem" pokazał, że nie ma jasności co do tego, kto jest normalny. Nie wiemy, czy lepsi z charakteru są psychiatrzy, czy otępiali pacjenci wariatkowa. Brutalni sanitariusze czy pacjenci, którzy wolą milczeć przez dziesięciolecia. Medycy poddający chorych lobotomii czy chorzy, którzy śnią o nielegalnym seksie z prostytutkami.
Ja nie mam dylematu. Facet strzelający ryżem spokojnie mógłby zasiąść za stołem komisji hazardowej. Przynajmniej nie demoralizowałby nikogo.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.