Irański prezydent Mahmud Ahmadineżad znów pręży muskuły. Ostatnio wyzwał nawet Baracka Obamę na pojedynek, na razie słowny. Sam z kolei ledwie uszedł z życiem z zamachu, chociaż są głosy, że osobiście wszystko zaaranżował, pozując przy tym na ofiarę Zachodu.
Miasto Hamadan w zachodnim Iranie, środowe popołudnie. Ekscentryczny prezydent Mahmud Ahmadineżad ma wygłosić przemówienie na wypełnionym po brzegi stadionie sportowym. Wzdłuż trasy jego przejazdu ustawiają się tłumy. Sceneria jak z Dallas 22 listopada 1963 r., kiedy strzelano do Johna Kennedy’ego, idealne miejsce na zamach, który może poruszyć świat. Ahmadineżad wstaje z siedzenia i przez półotwartydach pozdrawia zgromadzonych. Nagle ktoś rzuca w jego stronę ładunek wybuchowy. Prowizoryczna bomba upada obok samochodu i polityk wychodzi z incydentu cało. Zagraniczne agencje natychmiast obiegają zdjęcia niezłomnego przywódcy, który kulom się nie kłania i w obliczu powszechnej paniki pociesza własnych ochroniarzy.
Więcej możesz przeczytać w 33/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.