Tadeusz Mazowiecki: A skąd wy wiecie, że on wiedział? (śmiech) Bo zachęcał ludzi do wolności. A wolność w komunizmie miała swoją cenę. Do wolności, ale i do odpowiedzialności. Bardzo troszczył się o to, aby pewne granice nie były przekraczane, zanim nie nadejdzie na to czas.
Był przekonany, że system jest chory i prędzej czy później upadnie. Nie wiedział tylko kiedy. Przypisywanie mu dzisiaj pewności, że wiedział, że to stanie się za jego życia, to rzutowanie naszej dzisiejszej wiedzy na tamten czas. Pamiętam naszą rozmowę z października 1980 r. Dopiero co powstała „Solidarność", pojechałem do Rzymu jako jej wysłannik. Papież bardzo się martwił o przyszłość tego ruchu. Czy się utrzyma? A jeśli zostanie zdławiony?
W 1989 r., gdy zostałem premierem, z pierwszą wizytą zagraniczną udałem się do Rzymu. To był krok symboliczny. Ale nie było pewne, jak się dalej sytuacja rozwinie. Byliśmy pierwszym krajem, który rozpoczął przemiany – nie było wiadomo, czy to będzie trwać i promieniować. Ta obawa nie była papieżowi obca. Miałem głębokie przekonanie, że nam się uda, i to przekonanie przekazałem papieżowi.
Z czego brał swoje przekonanie o nieuchronności upadku systemu? Z analizy jego wad? Z zawierzenia Bogu?
To miało przede wszystkim wymiar filozoficzny, a nie mistyczny bądź czysto polityczny. Papież opierał się na personalistycznej filozofii człowieka. Uważał, że system komunistyczny z samej swej istoty nie szanuje człowieka jako osoby, widzi w ludziach, w społeczeństwie tylko podatną na manipulację masę. Ten błąd u samych podstaw filozofii człowieka rodził wszystkie inne konsekwencje. I papież widział, że to nie ma szans dłużej się utrzymać. W „Więzi" również posługiwaliśmy się pojęciem podmiotowości człowieka i społeczeństwa i to nas łączyło z myślą Jana Pawła II.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.