Zaraz potem nastąpił kolejny zamach nowego papieża na skostniałą tradycję. Zgodnie z odwiecznym zwyczajem tuż po wyborze papieże ukazywali się z loggi bazyliki watykańskiej i udzielali pierwszego błogosławieństwa tłumom wiernych zgromadzonych na placu św. Piotra. Ale Jan Paweł II nie zamierzał na tym poprzestać. Musiał to wyczuć ceremoniarz papieski, który go upominał: „Teraz Wasza Świątobliwość ukaże się na balkonie, udzieli błogosławieństwa i się wycofa". Nowemu papieżowi wydawało się niepojęte, że nie może pozdrowić ludzi, którzy przyszli go zobaczyć.
Kiedy podchodził do balkonu bazyliki, wciąż dyskutował z ceremoniarzem, który przekonywał, że tego wymaga protokół, tak było zawsze i basta. Papież podjął ostatnią próbę: „Powinienem przecież podziękować im za przybycie. Nic nie dałoby się zrobić?". Ceremoniarz był nieugięty: „Absolutnie nie, Wasza Świątobliwość. Tylko błogosławieństwo".
Jak się skończyło – wiadomo. Jan Paweł II od razu zdobył sobie powszechną sympatię, prosząc, żeby go poprawiono, gdy powie coś źle „w waszym, naszym, włoskim języku".
Ciekawe, że Benedykt XVI po swoim wyborze również przemówił do tłumów zgromadzonych na placu św. Piotra. Stare zwyczaje poszły do lamusa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.