Zacznijmy od krainy uśmiechu. Lovenia jest najszybciej rozwijającym się krajem na świecie i przeżywa teraz najlepszy okres od czasu wynalezienia sera. Premier cieszy się niezwykłym szacunkiem wszystkich przywódców europejskich, światowych zresztą również. Podobnie minister spraw zagranicznych. W zasadzie cały rząd. Jeśli mielibyśmy wskazać jakieś drobne niedociągnięcia, to wynikają one z nadmiaru ambicji i olbrzymiego nowoczesnego patriotyzmu rządzących. Podjęli się tak gigantycznej rewolucji cywilizacyjnej, że czasem nie uda się dopiąć wszystkich szczegółów. Na przykład na tysiąckilometrowej autostradzie zabraknie jednej wiaty nad telefonem alarmowym i opozycja od razu wpada w histerię. Właściwie powinienem napisać tak zwana opozycja, gdyż mówimy bardziej o rebelianckiej sekcie religijnej, najbardziej chyba przypominającej afgańskich talibów. Jest tajemnicą poliszynela, że szykuje się do mordów politycznych. Próbę generalną już przeprowadziła dla niepoznaki na własnym działaczu. Ale proszę się nie niepokoić, odpowiednie służby nad wszystkim czuwają, nieliczni wichrzyciele są wyłapywani (oczywiście w zgodzie z najbardziej wyśrubowanymi standardami demokratycznymi). I jak mnie zapewniano, zwolennicy sekty mają średnio ok. 93 lat, więc problem rozwiąże wkrótce biologia. Jak bardzo opozycji brakuje argumentów, świadczy fakt, że jedyne, co z trudem potrafi wytknąć premierowi, to niewinny żarcik pod adresem dziennikarki, w dodatku bardzo śmieszny. W zeszłym roku w katastrofie samolotowej w sąsiednim państwie zginęła duża część elity politycznej Lovenii. No cóż, samoloty spadają wszędzie na świecie, trudno więc kogoś winić. Zresztą Loveńczycy nie lubią się babrać w przeszłości, lecz pragną spoglądać w przyszłość. A ta może być tylko lepsza niż i tak fantastyczna teraźniejszość.
Kiełstan
Pamiętają państwo stan wojenny? Pałowania i ścieżki zdrowia? Tysiące w więzieniach? Strzelanie do demonstrantów? To wszystko blednie w porównaniu z rzeczywistością Kiełstanu. Najprościej byłoby powiedzieć, że to diaboliczne połączenie współczesnych satrapii środkowoazjatyckich z Białorusią Łukaszenki, republikami bananowymi i dyktaturami latynoskimi z drugiej połowy ubiegłego wieku. A i tak oddamy tylko część dramatu. Kiełstan jest rządzony przez dwa sąsiednie państwa, Helmutan i Iwanię, ale premier tej półkolonii ma wolną rękę, jeśli chodzi o represje w swoim bantustanie. Ostatni poważny opór przełamał, dokonując przy pomocy władcy Iwanii zamachu na samolot, w którym znajdowali się przywódcy opozycji. Po tej zbrodni, nie zmywszy nawet krwi z rąk, premier wrócił do swej ulubionej działalności, czyli gry w piłkę, zupełnie nie przejmując się faktem, że kraj niczym „Titanic" płynie na lodowce zagłady. Wszelkie próby upamiętnienia ofiar zamachu są surowo karane. Zwykła próba złożenia kwiatów zazwyczaj kończy się brutalnym pobiciem. O chęci rządzących odzyskania niepodległości nie ma nawet co mówić, zwłaszcza że – jak powszechnie wiadomo – premier nie jest Kiełstańczykiem, lecz należy do małego plemienia, które od zawsze wysługuje się Helmutanowi.
Partia rządząca została utworzona przez służby specjalne i przez nie jest kontrolowana, a finansuje ją mafia. Intelektualnego usprawiedliwienia zbrodni dostarcza grupa wychowanków specjalnych szkół prania mózgu zwana „salonem". Opór trwa dzięki prasie drugiego obiegu, intelektualistom, filmowcom, niebojącym się prześladowań dysydentom. Mimo dramatycznych apeli działaczy podziemia („Nie zabijajcie nas!”), przy kompletnej obojętności Zachodu, premier eskaluje terror. Opozycjoniści podkreślają prymitywny i okrutny charakter tego człowieka, wynikający być może z tego, iż wychował się w slumsach. Nie ulega wątpliwości, że doprowadził Kiełstan do największej zapaści w tysiącletniej historii kraju i dzisiaj poziom życia mieszkańców sytuuje ich daleko choćby za Gabonem i Burkina Faso. Premier niszczy wszelkie pozostałości sukcesów poprzedników – ostatniego rządu niepodległego Kiełstanu. Pozostaje dylemat moralny: czy wypada odwiedzać taki kraj, wspierając de facto dyktaturę i jej siepaczy. No cóż, tak jak w przypadku wyjazdów do Birmy czy na Kubę, muszą państwo sami rozsądzić tę kwestię w swoich sumieniach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.