Bez postępu technicznego życie człowieka trwałoby przeciętnie 30 lat
Świat współczesny to świat rozwijającej się techniki, zwłaszcza w dziedzinie biologii genetycznej oraz informatyki i telekomunikacji. Szybkość standardowych mikroprocesorów wzrosła w latach 90. szesnastokrotnie, a standardowa pamięć i szybkość transmisji danych zwiększyła się ponad dwieście razy. Ściągnięcie trzyipółminutowego filmu wideo przez konwencjonalny kabel telefoniczny trwa około godziny, a za pomocą telewizji kablowej lub tzw. łącza dzierżawionego - niespełna 30 sekund. Postęp teleinformatyki rewolucjonizuje wojnę. W czasie II wojny światowej do zniszczenia pojedynczego celu bombowce musiały wylatywać 3000 razy, w 1991 r. podczas wojny z Zatoce Perskiej tylko dziesięć razy, a w trakcie ostatniej wojny w Iraku dzięki technikom precyzyjnego bombardowania samolot mógł zniszczyć dziesięć obiektów. Możemy powiedzieć, że przyrost materialnego dobrobytu w ludzkich dziejach zawdzięczamy rozwojowi techniki (pomijając wojenną). Bez niego życie człowieka trwałoby przeciętnie nie dłużej niż 30 lat, większość ludzi żyłaby w odrażających warunkach, a nawet garstka uprzywilejowanych nie korzystałaby z urządzeń transportu i łączności dostępnych przeciętnemu mieszkańcowi Zachodu.
Komputer przeinwestowany
Nie wszystkie zdobycze techniki prowadzą jednak do wzrostu materialnego dobrobytu. Skonstruowanie samochodu jeżdżącego z szybkością 400 km/godz. nie jest problemem, ale różne ograniczenia sprawiają, że ich upowszechnianie nie miałoby sensu. Niedawno wycofano z użytkowania samolot pasażerski Concorde, bo prestiż marki przestał usprawiedliwiać ponoszone straty. Nawet upowszechnianie technik teleinformatycznych nie zawsze jest korzystne ekonomicznie. Kiedy Bill Gates, szef i główny udziałowiec Microsoftu, odwiedził jesienią 2001 r. Detroit, usłyszał od menedżerów pracujących w przemyśle samochodowym wiele skarg na to, że nowe możliwości teleinformatyczne szkodzą wydajności pracy, bo pracownicy zbyt wiele czasu spędzają na komunikowaniu się z przyjaciółmi. To ostrzeżenie było na tyle poważne, że Microsoft i inne wielkie firmy (Cisco, Hawlett-Packard, Xerox, Intel, IBM) powołały grupę badawczą, która ma określić i zbadać, jak upowszechnianie urządzeń i technologii teleinformatycznych wpływa na wydajność pracy w rozmaitych dziedzinach.
Z doświadczenia wiadomo, że samo inwestowanie w nowe komputery oznacza nakłady bez efektów. Efekty biorą się z głębokich zmian w zatrudnieniu, strukturach organizacyjnych, praktykach pracy, sposobach współpracy między ludźmi. Im więcej usztywniających ograniczeń instytucjonalnych, zwłaszcza w dziedzinie prawa pracy, tym mniejsze korzyści będą dawać rozwiązania teleinformatyczne. Nawet w elastycznym systemie trzeba umieć liczyć. Na przykład - jak wynika z badań Instytutu McKinseya - zastosowanie Internetu w detalicznym obrocie papierami wartościowymi w USA w latach 1995-1999 zwiększyło dziesięciokrotnie wydajność pracowników bezpośredniej obsługi klienta, podczas gdy w bankach podwyższenie wydatków na komputery nie przyniosło wzrostu wydajności pracy, bo nastąpiło zwykłe przeinwestowanie.
Postęp techniki w przemyśle teleinformatycznym pobudzał inwestycje w oferowane przez ten sektor urządzenia, co było rejestrowane jako przyrost PKB. Najważniejsze dla ekonomicznego dobrobytu jest jednak to, jaki użytek czyni się z tych urządzeń, w jakim stopniu zwiększa się dzięki nim jakość i wydajność pracy. W tej dziedzinie badania dopiero się zaczynają.
Postęp niematerialny
Alice Rivlin i Robert Litan z waszyngtońskiego Brookings Institution oszacowali, że upowszechnianie Internetu w gospodarce amerykańskiej powinno w latach 2001-2003 zwiększyć jej produktywność o 0,2--0,4 proc. rocznie. Jak wynika z tych i innych badań, główne korzyści wystąpią poza produkcją materialną: w księgowości, sprzedaży, marketingu, zarządzaniu, usługach finansowych. Trzeba odejść od socjalistycznego schematu myślenia, że postęp techniki zawsze dotyczy przetwarzania materii i następuje tylko w fabrykach.
Duże możliwości oszczędzania, zarówno ludzkiego cierpienia i życia, jak i pieniędzy, daje zastosowanie technik teleinformatycznych w usługach medycznych. Pod tym względem nawet w USA usługi zdrowotne są dziedziną zacofaną. W niedawno opublikowanej książce Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów, pokazuje, jak elektroniczna obsługa pacjenta w szpitalach może radykalnie ograniczyć liczbę błędów lekarskich. Wiele niebezpiecznych pomyłek eliminuje się dzięki elektronicznemu wystawianiu i kontroli recept.
Kapitalizm informatyczny
Rozwój teleinformatyki zmienia kształt kapitalizmu - obniża koszty współdziałania między ludźmi, nazywane w ekonomii kosztami transakcji. Wskutek tego zmieniają się struktury firm i rozszerza się zakres umownych transakcji, czyli rynku. Jednym z przejawów tego zjawiska jest upowszechnianie się subcontractingu: operacje wykonywane wcześniej w ramach firmy opłaca się teraz wydzielać i na mocy rynkowych umów powierzyć poddostawcom. Rynek pracy zaczyna się opierać na Internecie jako narzędziu komunikowania się między pracodawcami i pracobiorcami, a rynek produktów staje się sprawniejszy dzięki lepszemu zarządzaniu zapasami (just in time).
Od czego zależy efektywne tworzenie i wykorzystywanie nowych możliwości technicznych, czyli postęp techniczno-gospodarczy? Tu trzeba zwrócić uwagę na inny socjalistyczny przesąd, który głosi, że postęp zależy od skali bezpośredniej interwencji państwa. Jeśli byłoby to prawdą, socjalizm byłby technologiczną potęgą, a tymczasem - jak wiadomo - przegrał sromotnie technologiczny wyścig z kapitalizmem. Ktoś kiedyś zauważył - z odrobiną przesady - że największym osiągnięciem socjalizmu w cywilnej technice była... kostka Rubika. Ustrój nierynkowy, pozbawiony wolnej przedsiębiorczości i konkurencji, jest szczególnie wrogi innowacjom. Etatyzm w tej dziedzinie jest bardziej zabójczy niż w działalności rutynowej. Bezpośrednia interwencja państwa okazuje się szkodliwa dla postępu techniczno-gospodarczego również w krajach kapitalistycznych. Badania OECD pokazują, że biurokratyczne przepisy hamujące tworzenie i zakładanie firm, typowe dla niektórych krajów Europy Zachodniej, utrudniają rozpowszechnianie się nowych technik. Szczególną barierę stanowią sztywne przepisy prawa pracy, które utrudniają elastyczne zmiany w zatrudnieniu, praktykach produkcyjnych i strukturze firm. Większa elastyczność amerykańskiej gospodarki, czyli jej bliższy wolnorynkowego charakter, jest zasadniczą przyczyną jej technologicznej supremacji w świecie.
W ostatnich kilkunastu latach dokonała się w Polsce technologiczna rewolucja. Popatrzmy na produkty i usługi, które wytwarzamy, i porównajmy je z tymi sprzed kilkunastu lat. Przyczyną tej rewolucyjnej zmiany nie były specjalne rządowe programy, lecz odpaństwowienie działalności gospodarczej, które wprowadziło do niej konkurencję i rynek oraz otworzyło ją na świat. Bardzo potrzebne są dalsze kroki w tym kierunku: dokończenie prywatyzacji, uzdrowienie finansów publicznych, obniżenie i uproszczenie podatków, usunięcie barier na rynku pracy i innych rynkach, lepsza ochrona praw własności oraz umów. Tylko przez takie działania możemy zarówno trwale przyspieszyć nasz rozwój gospodarczy, jak i umożliwić redukcję technologicznego dystansu, jaki dzieli nas od Zachodu.
Komputer przeinwestowany
Nie wszystkie zdobycze techniki prowadzą jednak do wzrostu materialnego dobrobytu. Skonstruowanie samochodu jeżdżącego z szybkością 400 km/godz. nie jest problemem, ale różne ograniczenia sprawiają, że ich upowszechnianie nie miałoby sensu. Niedawno wycofano z użytkowania samolot pasażerski Concorde, bo prestiż marki przestał usprawiedliwiać ponoszone straty. Nawet upowszechnianie technik teleinformatycznych nie zawsze jest korzystne ekonomicznie. Kiedy Bill Gates, szef i główny udziałowiec Microsoftu, odwiedził jesienią 2001 r. Detroit, usłyszał od menedżerów pracujących w przemyśle samochodowym wiele skarg na to, że nowe możliwości teleinformatyczne szkodzą wydajności pracy, bo pracownicy zbyt wiele czasu spędzają na komunikowaniu się z przyjaciółmi. To ostrzeżenie było na tyle poważne, że Microsoft i inne wielkie firmy (Cisco, Hawlett-Packard, Xerox, Intel, IBM) powołały grupę badawczą, która ma określić i zbadać, jak upowszechnianie urządzeń i technologii teleinformatycznych wpływa na wydajność pracy w rozmaitych dziedzinach.
Z doświadczenia wiadomo, że samo inwestowanie w nowe komputery oznacza nakłady bez efektów. Efekty biorą się z głębokich zmian w zatrudnieniu, strukturach organizacyjnych, praktykach pracy, sposobach współpracy między ludźmi. Im więcej usztywniających ograniczeń instytucjonalnych, zwłaszcza w dziedzinie prawa pracy, tym mniejsze korzyści będą dawać rozwiązania teleinformatyczne. Nawet w elastycznym systemie trzeba umieć liczyć. Na przykład - jak wynika z badań Instytutu McKinseya - zastosowanie Internetu w detalicznym obrocie papierami wartościowymi w USA w latach 1995-1999 zwiększyło dziesięciokrotnie wydajność pracowników bezpośredniej obsługi klienta, podczas gdy w bankach podwyższenie wydatków na komputery nie przyniosło wzrostu wydajności pracy, bo nastąpiło zwykłe przeinwestowanie.
Postęp techniki w przemyśle teleinformatycznym pobudzał inwestycje w oferowane przez ten sektor urządzenia, co było rejestrowane jako przyrost PKB. Najważniejsze dla ekonomicznego dobrobytu jest jednak to, jaki użytek czyni się z tych urządzeń, w jakim stopniu zwiększa się dzięki nim jakość i wydajność pracy. W tej dziedzinie badania dopiero się zaczynają.
Postęp niematerialny
Alice Rivlin i Robert Litan z waszyngtońskiego Brookings Institution oszacowali, że upowszechnianie Internetu w gospodarce amerykańskiej powinno w latach 2001-2003 zwiększyć jej produktywność o 0,2--0,4 proc. rocznie. Jak wynika z tych i innych badań, główne korzyści wystąpią poza produkcją materialną: w księgowości, sprzedaży, marketingu, zarządzaniu, usługach finansowych. Trzeba odejść od socjalistycznego schematu myślenia, że postęp techniki zawsze dotyczy przetwarzania materii i następuje tylko w fabrykach.
Duże możliwości oszczędzania, zarówno ludzkiego cierpienia i życia, jak i pieniędzy, daje zastosowanie technik teleinformatycznych w usługach medycznych. Pod tym względem nawet w USA usługi zdrowotne są dziedziną zacofaną. W niedawno opublikowanej książce Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów, pokazuje, jak elektroniczna obsługa pacjenta w szpitalach może radykalnie ograniczyć liczbę błędów lekarskich. Wiele niebezpiecznych pomyłek eliminuje się dzięki elektronicznemu wystawianiu i kontroli recept.
Kapitalizm informatyczny
Rozwój teleinformatyki zmienia kształt kapitalizmu - obniża koszty współdziałania między ludźmi, nazywane w ekonomii kosztami transakcji. Wskutek tego zmieniają się struktury firm i rozszerza się zakres umownych transakcji, czyli rynku. Jednym z przejawów tego zjawiska jest upowszechnianie się subcontractingu: operacje wykonywane wcześniej w ramach firmy opłaca się teraz wydzielać i na mocy rynkowych umów powierzyć poddostawcom. Rynek pracy zaczyna się opierać na Internecie jako narzędziu komunikowania się między pracodawcami i pracobiorcami, a rynek produktów staje się sprawniejszy dzięki lepszemu zarządzaniu zapasami (just in time).
Od czego zależy efektywne tworzenie i wykorzystywanie nowych możliwości technicznych, czyli postęp techniczno-gospodarczy? Tu trzeba zwrócić uwagę na inny socjalistyczny przesąd, który głosi, że postęp zależy od skali bezpośredniej interwencji państwa. Jeśli byłoby to prawdą, socjalizm byłby technologiczną potęgą, a tymczasem - jak wiadomo - przegrał sromotnie technologiczny wyścig z kapitalizmem. Ktoś kiedyś zauważył - z odrobiną przesady - że największym osiągnięciem socjalizmu w cywilnej technice była... kostka Rubika. Ustrój nierynkowy, pozbawiony wolnej przedsiębiorczości i konkurencji, jest szczególnie wrogi innowacjom. Etatyzm w tej dziedzinie jest bardziej zabójczy niż w działalności rutynowej. Bezpośrednia interwencja państwa okazuje się szkodliwa dla postępu techniczno-gospodarczego również w krajach kapitalistycznych. Badania OECD pokazują, że biurokratyczne przepisy hamujące tworzenie i zakładanie firm, typowe dla niektórych krajów Europy Zachodniej, utrudniają rozpowszechnianie się nowych technik. Szczególną barierę stanowią sztywne przepisy prawa pracy, które utrudniają elastyczne zmiany w zatrudnieniu, praktykach produkcyjnych i strukturze firm. Większa elastyczność amerykańskiej gospodarki, czyli jej bliższy wolnorynkowego charakter, jest zasadniczą przyczyną jej technologicznej supremacji w świecie.
W ostatnich kilkunastu latach dokonała się w Polsce technologiczna rewolucja. Popatrzmy na produkty i usługi, które wytwarzamy, i porównajmy je z tymi sprzed kilkunastu lat. Przyczyną tej rewolucyjnej zmiany nie były specjalne rządowe programy, lecz odpaństwowienie działalności gospodarczej, które wprowadziło do niej konkurencję i rynek oraz otworzyło ją na świat. Bardzo potrzebne są dalsze kroki w tym kierunku: dokończenie prywatyzacji, uzdrowienie finansów publicznych, obniżenie i uproszczenie podatków, usunięcie barier na rynku pracy i innych rynkach, lepsza ochrona praw własności oraz umów. Tylko przez takie działania możemy zarówno trwale przyspieszyć nasz rozwój gospodarczy, jak i umożliwić redukcję technologicznego dystansu, jaki dzieli nas od Zachodu.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.