Psychoterapeuci od fryzur intymnych i sami fryzjerzy wkrótce staną się najlepiej zarabiającymi grupami zawodowymi
Radosny i pełen marketingowego podniecenia reklamowy spot zachęca mnie do sięgnięcia po nowy numer kobiecego miesięcznika. Co ma mnie skłonić do wydania kolejnych złotówek? Instruktaż dotyczący upiększania intymnych części ciała! Sensacja - nareszcie będziesz wiedziała, co i jak! Przy czym i tym razem nie chodzi o szare komórki, lecz o ten trójkątny kawałek kobiecego ciała, dla którego mężczyźni tracili królestwa, a już na pewno głowy.
Po szczegółowych i turpistycznych reklamach objaśniających światu, na czym polega skuteczność tamponów i podpasek, przyszła kolej na upublicznienie fryzowania miejsc intymnych. Przy okazji mała uwaga: gdy coś staje się publiczne, to prawie natychmiast przestaje być intymne, czyli traci na swojej atrakcyjności. Kobiecie i mężczyźnie najczęściej wychodzi to bokiem. Żeby jednak nie ferować pospiesznych i niesprawiedliwych wyroków, podjechałam do najbliższego kiosku, kupiłam miesięcznik i zdanie po zdaniu zapoznałam się z raportem o upiększaniu. Już w trakcie lektury odniosłam wrażenie, że raport z założenia miał mieć proeuropejski charakter. Okazuje się, iż nadal niewiele Polek eksperymentuje w tych obszarach!!! Jak to w ogóle możliwe, że nie przyszło im do głowy, iż tędy właśnie wiedzie droga do wyzwolenia? Zgodnie z przeświadczeniem, że "depilacja dolnych partii kobiecego ciała to nie tylko kwestia higieny czy mody; upiększanie wzgórka łonowego to wyraz rosnącej świadomości seksualnej kobiet". No cóż, w starożytności bogate kobiety goliły sobie całe ciało i nosiły je z dumą równą współczesnym posiadaczkom torebek Louisa Vuittona. Marilyn Monroe tleniła włosy łonowe i natychmiast sama siebie oskarżała o nimfomanię. Dziś każdą klientkę domu mody Gucci można skojarzyć z firmowym znakiem "wygrawerowanym" na łonie jego modelek.
Według Germaine Greer, która przed trzydziestu laty tak zażarcie w "Kobiecym eunuchu" walczyła z dominującym wzorcem kobiecości - słodkiej laleczki - nie ma wątpliwości, że w popularnym rozumieniu owłosienie jest czymś w rodzaju futra, oznaką zwierzęcości, wskaźnikiem agresywnej seksualności. Nawet jeśli kobiety same nie żywią odrazy do owłosienia na własnym ciele, znajdą się tacy, którzy namówią je do depilacji. W skrajnych wypadkach golą lub depilują wzgórek łonowy, by sprawiać wrażenie jeszcze bardziej aseksualnych i niedojrzałych. Swoją drogą to gotowy materiał na doktorat. Nie mówiąc o habilitacji.
Cytowany w "Intymnej oprawie" psychoterapeuta Andrzej Michalski jest przekonany, że kobiety mają o wiele lepszy kontakt ze swoim ciałem w tych partiach niż mężczyźni. Może dlatego, że mężczyźni nie mają tam sobie specjalnie czego fryzować, a ich świadomość seksualna bardziej zależy od fizjologii niż estetyki? Psychoterapeuta tego nie wyjaśnia. Ciekawe, jak by zinterpretował badania neurochirurgów ze szpitala w Massachusetts, którzy stworzyli ranking wizualnych afrodyzjaków, starając się odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę lubią tygrysy. Otóż heteroseksualnym mężczyznom u kobiet najbardziej podobają się: atletyczne ciała, zmysłowe usta, duże piersi, długie nogi, wąska talia, krągłe pośladki, atrakcyjne oczy, długie włosy, mały nos, płaski brzuch, dekolt, wzgórek łonowy i długa szyja. Zanim więc woski, farby, szablony, nożyczki i maszynki pójdą w ruch, warto odpowiedzieć sobie na pytanie: dla siebie czy dla niego to robię?
Z ryzykiem, że jeśli dla niego, to po pierwsze może nie zauważyć, a po drugie - zamiast łona w serce będzie wolał zmysłowe usta. Po upublicznieniu słynnych monologów waginy, z których jednoznacznie wynika, że żadna dziewczyna nie powinna się wstydzić swojej płci, z pewnością nadszedł czas na wysłuchanie własnych potrzeb w tym względzie. I to jest w porządku! I to jest OK do chwili, gdy nie próbuje się przekonywać tych kobiet, które wzbraniają się przed innowacjami, by jak najszybciej porozmawiały z psychologiem. Ten zaś wytłumaczy im, że nie ma się czego wstydzić. Nie można przecież lubić jednego fragmentu swego ciała, a pogardzać drugim. Niby logiczne. Skoro decydujemy się na smarowanie nóg samoopalaczem, a w usta wstrzykujemy silikon, to dlaczego nie spojrzeć w dół i nie zabrać się do roboty, czyli do upiększania? Zwłaszcza że "jeśli chociaż jedna część z nas zostanie zablokowana, nie będziemy w pełni wolne i nie będziemy w pełni sobą".
Ponieważ większość kobiet nie zrobiła sobie jeszcze ze swojego trójkąta fryzjerskiego pola doświadczalnego, wygląda na to, że psychoterapeuci od fryzur intymnych wkrótce staną się najlepiej zarabiającą grupą zawodową. To przy ich pomocy Polki będą poszukiwały odpowiedzi na pytanie: dlaczego boję się własnej płciowości? Nie mówiąc o samych fryzjerach. Wśród fryzur intymnych prym wiodą dwie: amerykanka - wąski prostokąt (vel wężyk, vel żmijka) oraz trójkątna brazylijka. W ogóle w salonach fryzjerstwa intymnego można sobie nieźle poszaleć i za jedyne 60 zł mieć w tym miejscu koniczynkę, gwiazdę, a na upartego to i znak zapytania. Dlatego przynajmniej na początku warto korzystać z profesjonalnej ręki, bo w domowej łazience brak ostrożności może grozić nawet uszkodzeniem łechtaczki!!! Ratunku!!!
Po szczegółowych i turpistycznych reklamach objaśniających światu, na czym polega skuteczność tamponów i podpasek, przyszła kolej na upublicznienie fryzowania miejsc intymnych. Przy okazji mała uwaga: gdy coś staje się publiczne, to prawie natychmiast przestaje być intymne, czyli traci na swojej atrakcyjności. Kobiecie i mężczyźnie najczęściej wychodzi to bokiem. Żeby jednak nie ferować pospiesznych i niesprawiedliwych wyroków, podjechałam do najbliższego kiosku, kupiłam miesięcznik i zdanie po zdaniu zapoznałam się z raportem o upiększaniu. Już w trakcie lektury odniosłam wrażenie, że raport z założenia miał mieć proeuropejski charakter. Okazuje się, iż nadal niewiele Polek eksperymentuje w tych obszarach!!! Jak to w ogóle możliwe, że nie przyszło im do głowy, iż tędy właśnie wiedzie droga do wyzwolenia? Zgodnie z przeświadczeniem, że "depilacja dolnych partii kobiecego ciała to nie tylko kwestia higieny czy mody; upiększanie wzgórka łonowego to wyraz rosnącej świadomości seksualnej kobiet". No cóż, w starożytności bogate kobiety goliły sobie całe ciało i nosiły je z dumą równą współczesnym posiadaczkom torebek Louisa Vuittona. Marilyn Monroe tleniła włosy łonowe i natychmiast sama siebie oskarżała o nimfomanię. Dziś każdą klientkę domu mody Gucci można skojarzyć z firmowym znakiem "wygrawerowanym" na łonie jego modelek.
Według Germaine Greer, która przed trzydziestu laty tak zażarcie w "Kobiecym eunuchu" walczyła z dominującym wzorcem kobiecości - słodkiej laleczki - nie ma wątpliwości, że w popularnym rozumieniu owłosienie jest czymś w rodzaju futra, oznaką zwierzęcości, wskaźnikiem agresywnej seksualności. Nawet jeśli kobiety same nie żywią odrazy do owłosienia na własnym ciele, znajdą się tacy, którzy namówią je do depilacji. W skrajnych wypadkach golą lub depilują wzgórek łonowy, by sprawiać wrażenie jeszcze bardziej aseksualnych i niedojrzałych. Swoją drogą to gotowy materiał na doktorat. Nie mówiąc o habilitacji.
Cytowany w "Intymnej oprawie" psychoterapeuta Andrzej Michalski jest przekonany, że kobiety mają o wiele lepszy kontakt ze swoim ciałem w tych partiach niż mężczyźni. Może dlatego, że mężczyźni nie mają tam sobie specjalnie czego fryzować, a ich świadomość seksualna bardziej zależy od fizjologii niż estetyki? Psychoterapeuta tego nie wyjaśnia. Ciekawe, jak by zinterpretował badania neurochirurgów ze szpitala w Massachusetts, którzy stworzyli ranking wizualnych afrodyzjaków, starając się odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę lubią tygrysy. Otóż heteroseksualnym mężczyznom u kobiet najbardziej podobają się: atletyczne ciała, zmysłowe usta, duże piersi, długie nogi, wąska talia, krągłe pośladki, atrakcyjne oczy, długie włosy, mały nos, płaski brzuch, dekolt, wzgórek łonowy i długa szyja. Zanim więc woski, farby, szablony, nożyczki i maszynki pójdą w ruch, warto odpowiedzieć sobie na pytanie: dla siebie czy dla niego to robię?
Z ryzykiem, że jeśli dla niego, to po pierwsze może nie zauważyć, a po drugie - zamiast łona w serce będzie wolał zmysłowe usta. Po upublicznieniu słynnych monologów waginy, z których jednoznacznie wynika, że żadna dziewczyna nie powinna się wstydzić swojej płci, z pewnością nadszedł czas na wysłuchanie własnych potrzeb w tym względzie. I to jest w porządku! I to jest OK do chwili, gdy nie próbuje się przekonywać tych kobiet, które wzbraniają się przed innowacjami, by jak najszybciej porozmawiały z psychologiem. Ten zaś wytłumaczy im, że nie ma się czego wstydzić. Nie można przecież lubić jednego fragmentu swego ciała, a pogardzać drugim. Niby logiczne. Skoro decydujemy się na smarowanie nóg samoopalaczem, a w usta wstrzykujemy silikon, to dlaczego nie spojrzeć w dół i nie zabrać się do roboty, czyli do upiększania? Zwłaszcza że "jeśli chociaż jedna część z nas zostanie zablokowana, nie będziemy w pełni wolne i nie będziemy w pełni sobą".
Ponieważ większość kobiet nie zrobiła sobie jeszcze ze swojego trójkąta fryzjerskiego pola doświadczalnego, wygląda na to, że psychoterapeuci od fryzur intymnych wkrótce staną się najlepiej zarabiającą grupą zawodową. To przy ich pomocy Polki będą poszukiwały odpowiedzi na pytanie: dlaczego boję się własnej płciowości? Nie mówiąc o samych fryzjerach. Wśród fryzur intymnych prym wiodą dwie: amerykanka - wąski prostokąt (vel wężyk, vel żmijka) oraz trójkątna brazylijka. W ogóle w salonach fryzjerstwa intymnego można sobie nieźle poszaleć i za jedyne 60 zł mieć w tym miejscu koniczynkę, gwiazdę, a na upartego to i znak zapytania. Dlatego przynajmniej na początku warto korzystać z profesjonalnej ręki, bo w domowej łazience brak ostrożności może grozić nawet uszkodzeniem łechtaczki!!! Ratunku!!!
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.