Husajn znów sieje strach i zamęt w Iraku
Gdzie ukrył się Husajn i co znowu knuje? - te pytania stawia sobie każdy Irakijczyk. I każdy udziela innej odpowiedzi. Jedni twierdzą, że widzieli byłego prezydenta, jak jechał rozpadającym się gruchotem przez centrum Bagdadu, inni uważają, że ukrywa się na pustyni wśród Beduinów. Jeszcze inni mówią, że uciekł do Rosji, bo Moskwa przez lata prowadziła w Iraku interesy, "a Saddam był jej najlepszą inwestycją". Najczęściej powtarza się jednak opinia, że zaszył się w rodzinnym Tikricie. Bez względu na to, jak nieprawdopodobne są te spekulacje, nikt nie ma wątpliwości, że Saddam przeżył wojnę, a odnalezienie go jest niezwykle ważne dla przyszłości kraju.
As karo w sieci
Kiedy niespełna miesiąc temu Mahmud zapukał do drzwi domu na przedmieściach Tikritu, miał gęstą brodę i mocno przybrudzoną tradycyjną galabiję. O jego przybyciu uprzedził kuzyn. Mówił, że dom Mahmuda został zniszczony podczas wojny. Nic nie zapowiadało problemów, a tradycja nakazywała przyjąć gościa.
Mahmud nie był skory do rozmów. Narzekał tylko, że dokucza mu astma. - Przyjmując go, nie wiedzieliśmy, kim jest. Dopiero następnego dnia, gdy przyszła do niego rodzina, domyśliliśmy się, kto z nami mieszka. I byliśmy przerażeni - opowiada Kaffia Awad, korpulentna pani domu. - Później mąż przez cały dzień krążył po domu i powtarzał: "Będziemy mieć wielkie problemy, zobaczysz, będziemy mieć problemy".
Kilka godzin później rzeczywiście zaczęły się problemy rodziny Kaffii. Po północy amerykańscy komandosi przestrzelili zamek w drzwiach i w ciągu kilkunastu sekund znaleźli się w domu. Obezwładnili śpiących mężczyzn. "Gdzie jest Saddam?" � krzyczało jednocześnie kilkunastu żołnierzy. Wtedy w drzwiach stanął Mahmud. Zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na ucieczkę. Wkrótce potem kierujący akcją porucznik Christopher Mirris zameldował: "Mamy go".
Nie był to jednak Saddam Husajn, którego komandosi spodziewali się złapać. Początkowo nie wiedzieli nawet, kogo zatrzymali. Dopiero w bazie w Bagdadzie okazało się, że aresztowany to Abid Hamid Mahmud al-Tikriti, na liście najbardziej poszukiwanych w Iraku zajmujący czwarte miejsce, zaraz po Saddamie i jego synach, w słynnej "talii kart" reżimu nazywany asem karo. Jak udało się go namierzyć?
- Zdobyliśmy informacje od jednego z sąsiadów, że w tym domu zatrzymał się ktoś ważny - wyjaśnia major Brian Reed.
Mahmud podobno współpracuje z Amerykanami, ale na razie jego informacje o miejscu pobytu Saddama były mało przydatne. Początkowo twierdził, że iracki dyktator ucieka w stronę Syrii. Gdy zbombardowano konwój limuzyn zmierzający w tym kierunku, okazało się, że byli tam urzędnicy średniego szczebla. Później utrzymywał, że były dyktator ukrywa się w Tikricie. Wkrótce rozpoczęto przeszukiwanie miasta. Kilka tysięcy żołnierzy patrolowało ulice pieszo, w samochodach i z powietrza. Jeszcze dwa tygodnie temu można tam było spotkać więcej wojskowych niż mieszkańców miasta.
Saddam City
- Mahmud wpadł, bo szukał schronienia w złym miejscu, na przedmieściach Tikritu. Gdyby schował się w Saddam City, nikt by go nie wydał i siedziałby tam do dziś bezpiecznie - mówi mi właściciel niewielkiego sklepu. Długo namawiałam go do rozmowy. Mężczyzna uprzedził mnie, bym nie próbowała rozmawiać z mieszkającymi w Saddam City. - Nawet jeśli ktoś zechce zamienić z tobą kilka słów, narazisz go na niebezpieczeństwo. Za kontakty z okupantem albo dziennikarzami grozi tam kula w łeb.
Sklepikarz bez wahania odpowiedział, że udzieliłby schronienia Saddamowi lub jego synom. Czy postąpiłby tak każdy mieszkaniec Tikritu? - Każdy Irakijczyk i każdy Arab by to zrobił! - przekonuje sklepikarz.
Nie jest to oczywiście prawda. Wielu ludzi, z którymi wcześniej rozmawiałam, zwłaszcza w Kurdystanie i na szyickim południu, mówiło, że chętnie gołymi rękami rozszarpałoby Saddama. Tu jednak, w cieszącym się przez lata względami prezydenta sunnickim Tikricie, o nastrojach najlepiej świadczą graffiti na murach: "Narodzie iracki, wyrżnij Amerykanów", "Nie kupicie nas za wasze dolary", "Saddam wciąż żyje". - My tutaj wiemy, że historia osądzi naszego prezydenta sprawiedliwie, jak bohatera i obrońcę ojczyzny - rzucił mi na odchodne sklepikarz.
Do Saddam City, miasta w mieście, odgrodzonego od reszty Tikritu siatką, większość Irakijczyków nie miała wstępu. Mieściły się tu rezydencje najwyższych rangą urzędników państwowych. Zadbane uliczki między ekskluzywnymi willami są dziś równie opustoszałe jak reszta miasta. Tylko śmieci palące się w blaszanych koszach przy bramach dowodzą, że ktoś tu mieszka. Tuż za Saddam City przez wiele kilometrów ciągnie się wysoki na trzy metry mur zwieńczony drutem kolczastym. Po drugiej stronie była rezydencja prezydenta. Bramy są zamknięte, ale niedaleko jednej z nich znajduje się wielka wyrwa - zapewne tędy wjechały czołgi koalicji, gdy w kwietniu zdobywano miasto.
To, co znajduje się za murem, zapiera dech. Alejki między drzewami uginającymi się od owoców prowadzą do willi. Wejście jednej z nich zdobi fontanna z mozaiką w błękitno-białe kwiaty. Inny budynek wkomponowano w skalistą ścianę - niemal go nie widać. Zdradzają go kable wyrwane ze ścian - ślad po szabrownikach. Posiadłość położona jest nad liczącą dziesiątki hektarów sztucznie nawodnioną doliną.
Wiecznie żywy i groźny
Trudno się spodziewać, że były prezydent zdoła ponownie sięgnąć po władzę - nawet gdyby podjął walkę, nie uda mu się zmobilizować wystarczających sił, by zmusić wojska koalicji do wycofania się. Może jednak poważnie skomplikować sytuację w Iraku. - Dla każdego rozsądnie myślącego człowieka jest oczywiste, że Saddam jest skończony. Tyle że on i wierni mu ludzie dalecy są od rozsądku. Trzeba to zakładać przy wszelkich kalkulacjach i to właśnie sprawia, że nasz były prezydent jest niesłychanie trudnym przeciwnikiem - uważa Ghassar al-Saad z Centrum Studiów Międzynarodowych w Bagdadzie. Jej zdaniem, Saddam jest dziś zdolny jedynie do nakłaniania ludzi, by podjęli walkę partyzancką. - Część zdesperowanych i nie mających nic do stracenia przestępców może posłuchać tych apeli. Z tym jednak międzynarodowa koalicja wcześniej czy później sobie poradzi. O wiele poważniejsze są długofalowe skutki braku informacji o tym, gdzie jest i co knuje Saddam - uważa profesor Ghassar al-Saad.
Wedle jej opinii, znacznie bardziej niebezpieczny od walki partyzanckiej jest psychologiczny wpływ przemówień dyktatora. W ubiegłym tygodniu wyemitowała je telewizja Al-Dżazira. CIA potwierdziła, że na taśmie jest nagrany głos byłego prezydenta. Wzywa on do "przeciwstawienia się amerykańskiej i brytyjskiej okupacji". - Zwykli ludzie, którzy nigdy nie popierali Saddama, teraz nie będą chcieli współpracować z międzynarodową koalicją - mówi Ghassar al-Saad. Powodem nie będzie zmiana nastrojów, lecz strach, że Saddam wróci: - Większość moich znajomych uważa, że nikt nam nie może dać gwarancji, że Amerykanie tu zostaną, gdy zacznie się trwająca latami wojna partyzancka. Jeśli się wycofają i Saddam znów przejmie władzę, ukarze tych, którzy współpracowali z okupantem. Takie postawy mogą spowolnić odbudowę kraju. To z kolei pogłębi frustrację Irakijczyków i ich wrogość wobec obcych wojsk i administracji.
- Saddam zawsze był świetnym strategiem i mistrzem przetrwania - uważa kapitan Marc Blair z jednostki w Tikricie. - Jeśli jego plan polega na rozpoczęciu długiej wojny partyzanckiej i zastraszeniu ludzi, to trzeba przyznać, że zaczął nieźle.
As karo w sieci
Kiedy niespełna miesiąc temu Mahmud zapukał do drzwi domu na przedmieściach Tikritu, miał gęstą brodę i mocno przybrudzoną tradycyjną galabiję. O jego przybyciu uprzedził kuzyn. Mówił, że dom Mahmuda został zniszczony podczas wojny. Nic nie zapowiadało problemów, a tradycja nakazywała przyjąć gościa.
Mahmud nie był skory do rozmów. Narzekał tylko, że dokucza mu astma. - Przyjmując go, nie wiedzieliśmy, kim jest. Dopiero następnego dnia, gdy przyszła do niego rodzina, domyśliliśmy się, kto z nami mieszka. I byliśmy przerażeni - opowiada Kaffia Awad, korpulentna pani domu. - Później mąż przez cały dzień krążył po domu i powtarzał: "Będziemy mieć wielkie problemy, zobaczysz, będziemy mieć problemy".
Kilka godzin później rzeczywiście zaczęły się problemy rodziny Kaffii. Po północy amerykańscy komandosi przestrzelili zamek w drzwiach i w ciągu kilkunastu sekund znaleźli się w domu. Obezwładnili śpiących mężczyzn. "Gdzie jest Saddam?" � krzyczało jednocześnie kilkunastu żołnierzy. Wtedy w drzwiach stanął Mahmud. Zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na ucieczkę. Wkrótce potem kierujący akcją porucznik Christopher Mirris zameldował: "Mamy go".
Nie był to jednak Saddam Husajn, którego komandosi spodziewali się złapać. Początkowo nie wiedzieli nawet, kogo zatrzymali. Dopiero w bazie w Bagdadzie okazało się, że aresztowany to Abid Hamid Mahmud al-Tikriti, na liście najbardziej poszukiwanych w Iraku zajmujący czwarte miejsce, zaraz po Saddamie i jego synach, w słynnej "talii kart" reżimu nazywany asem karo. Jak udało się go namierzyć?
- Zdobyliśmy informacje od jednego z sąsiadów, że w tym domu zatrzymał się ktoś ważny - wyjaśnia major Brian Reed.
Mahmud podobno współpracuje z Amerykanami, ale na razie jego informacje o miejscu pobytu Saddama były mało przydatne. Początkowo twierdził, że iracki dyktator ucieka w stronę Syrii. Gdy zbombardowano konwój limuzyn zmierzający w tym kierunku, okazało się, że byli tam urzędnicy średniego szczebla. Później utrzymywał, że były dyktator ukrywa się w Tikricie. Wkrótce rozpoczęto przeszukiwanie miasta. Kilka tysięcy żołnierzy patrolowało ulice pieszo, w samochodach i z powietrza. Jeszcze dwa tygodnie temu można tam było spotkać więcej wojskowych niż mieszkańców miasta.
Saddam City
- Mahmud wpadł, bo szukał schronienia w złym miejscu, na przedmieściach Tikritu. Gdyby schował się w Saddam City, nikt by go nie wydał i siedziałby tam do dziś bezpiecznie - mówi mi właściciel niewielkiego sklepu. Długo namawiałam go do rozmowy. Mężczyzna uprzedził mnie, bym nie próbowała rozmawiać z mieszkającymi w Saddam City. - Nawet jeśli ktoś zechce zamienić z tobą kilka słów, narazisz go na niebezpieczeństwo. Za kontakty z okupantem albo dziennikarzami grozi tam kula w łeb.
Sklepikarz bez wahania odpowiedział, że udzieliłby schronienia Saddamowi lub jego synom. Czy postąpiłby tak każdy mieszkaniec Tikritu? - Każdy Irakijczyk i każdy Arab by to zrobił! - przekonuje sklepikarz.
Nie jest to oczywiście prawda. Wielu ludzi, z którymi wcześniej rozmawiałam, zwłaszcza w Kurdystanie i na szyickim południu, mówiło, że chętnie gołymi rękami rozszarpałoby Saddama. Tu jednak, w cieszącym się przez lata względami prezydenta sunnickim Tikricie, o nastrojach najlepiej świadczą graffiti na murach: "Narodzie iracki, wyrżnij Amerykanów", "Nie kupicie nas za wasze dolary", "Saddam wciąż żyje". - My tutaj wiemy, że historia osądzi naszego prezydenta sprawiedliwie, jak bohatera i obrońcę ojczyzny - rzucił mi na odchodne sklepikarz.
Do Saddam City, miasta w mieście, odgrodzonego od reszty Tikritu siatką, większość Irakijczyków nie miała wstępu. Mieściły się tu rezydencje najwyższych rangą urzędników państwowych. Zadbane uliczki między ekskluzywnymi willami są dziś równie opustoszałe jak reszta miasta. Tylko śmieci palące się w blaszanych koszach przy bramach dowodzą, że ktoś tu mieszka. Tuż za Saddam City przez wiele kilometrów ciągnie się wysoki na trzy metry mur zwieńczony drutem kolczastym. Po drugiej stronie była rezydencja prezydenta. Bramy są zamknięte, ale niedaleko jednej z nich znajduje się wielka wyrwa - zapewne tędy wjechały czołgi koalicji, gdy w kwietniu zdobywano miasto.
To, co znajduje się za murem, zapiera dech. Alejki między drzewami uginającymi się od owoców prowadzą do willi. Wejście jednej z nich zdobi fontanna z mozaiką w błękitno-białe kwiaty. Inny budynek wkomponowano w skalistą ścianę - niemal go nie widać. Zdradzają go kable wyrwane ze ścian - ślad po szabrownikach. Posiadłość położona jest nad liczącą dziesiątki hektarów sztucznie nawodnioną doliną.
Wiecznie żywy i groźny
Trudno się spodziewać, że były prezydent zdoła ponownie sięgnąć po władzę - nawet gdyby podjął walkę, nie uda mu się zmobilizować wystarczających sił, by zmusić wojska koalicji do wycofania się. Może jednak poważnie skomplikować sytuację w Iraku. - Dla każdego rozsądnie myślącego człowieka jest oczywiste, że Saddam jest skończony. Tyle że on i wierni mu ludzie dalecy są od rozsądku. Trzeba to zakładać przy wszelkich kalkulacjach i to właśnie sprawia, że nasz były prezydent jest niesłychanie trudnym przeciwnikiem - uważa Ghassar al-Saad z Centrum Studiów Międzynarodowych w Bagdadzie. Jej zdaniem, Saddam jest dziś zdolny jedynie do nakłaniania ludzi, by podjęli walkę partyzancką. - Część zdesperowanych i nie mających nic do stracenia przestępców może posłuchać tych apeli. Z tym jednak międzynarodowa koalicja wcześniej czy później sobie poradzi. O wiele poważniejsze są długofalowe skutki braku informacji o tym, gdzie jest i co knuje Saddam - uważa profesor Ghassar al-Saad.
Wedle jej opinii, znacznie bardziej niebezpieczny od walki partyzanckiej jest psychologiczny wpływ przemówień dyktatora. W ubiegłym tygodniu wyemitowała je telewizja Al-Dżazira. CIA potwierdziła, że na taśmie jest nagrany głos byłego prezydenta. Wzywa on do "przeciwstawienia się amerykańskiej i brytyjskiej okupacji". - Zwykli ludzie, którzy nigdy nie popierali Saddama, teraz nie będą chcieli współpracować z międzynarodową koalicją - mówi Ghassar al-Saad. Powodem nie będzie zmiana nastrojów, lecz strach, że Saddam wróci: - Większość moich znajomych uważa, że nikt nam nie może dać gwarancji, że Amerykanie tu zostaną, gdy zacznie się trwająca latami wojna partyzancka. Jeśli się wycofają i Saddam znów przejmie władzę, ukarze tych, którzy współpracowali z okupantem. Takie postawy mogą spowolnić odbudowę kraju. To z kolei pogłębi frustrację Irakijczyków i ich wrogość wobec obcych wojsk i administracji.
- Saddam zawsze był świetnym strategiem i mistrzem przetrwania - uważa kapitan Marc Blair z jednostki w Tikricie. - Jeśli jego plan polega na rozpoczęciu długiej wojny partyzanckiej i zastraszeniu ludzi, to trzeba przyznać, że zaczął nieźle.
Więcej możesz przeczytać w 29/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.