Słowa Alfreda Hitchcocka o dobrym filmie znajdują właśnie zastosowanie do rynków finansowych, które rozpoczęły rok 2016 krachem. Rzeczywistość polityczna i ekonomiczna na świecie nie napawa optymizmem. Ostatni rok prezydentury Obamy stwarza ostatnią szansę podważenia pozycji USA przez Rosję, Chiny, terrorystów islamskich i wszelkich przeciwników Pax Americana. USA dawno nie miały tak słabego prezydenta – rozbroił nuklearnie co najwyżej Amerykę i Europę, pośpiesznie wycofał wojska z Iraku i Afganistanu oraz fatalnie ocenił sytuację w Syrii, co stworzyło przestrzeń dla terrorystów islamskich. W konflikt w Syrii wciągnęła się Turcja, która sama nie jest oazą stabilności, a ma kluczowe znaczenie dla NATO. Porozumienie z Iranem, które miało wieńczyć prezydenturę Obamy, prowadzi do wojny Iranu z Arabią Saudyjską wspieraną przez Izrael. Coraz niższe ceny ropy naftowej i gazu potęgują panikę w krajach-eksporterach, gdzie ład społeczny oparty jest na transferach z budżetów zasilanych petrodolarami.
Rosja pod wodzą Putina umiejętnie wykorzystuje braki w przywództwie globalnym USA i metodą faktów dokonanych tworzy wokół siebie separatystyczne państewka. Zabezpieczają one rosyjskie wpływy i mają zdolność szybkiej destabilizacji sąsiadujących krajów, którym przyszedłby do głowy pomysł zbliżenia z USA. Podobnie czynią Chiny, zajmując wyspy na Morzu Południowochińskim, budując na nich bazy wojskowe i kwestionując zobowiązania sojusznicze USA. I Rosja, i Chiny wykorzystują politykę zewnętrzną dla ukrycia ekonomicznych słabości. Nie dziwi, że w tych warunkach rosną wydatki zbrojeniowe Rosji, Chin, państw arabskich, azjatyckich, ale nie europejskich czy nawet USA. Owszem, wydatki USA są wciąż cztery razy większe niż Chin i osiem razy większe niż Rosji, ale są też bardziej regionalnie i militarnie rozproszone. Koordynacja zakupów militarnych w ramach NATO rozbija się o partykularne interesy krajów i lobbing firm zbrojeniowych. Zdolności europejskich sojuszników USA do prowadzenia konfliktów zbrojnych pokazała wojna w Libii, gdzie deficytowe bomby lotnicze zastępowano blokami betonu. W efekcie sytuacja w Libii jest analogiczna do tej w Afganistanie i Syrii. Armia europejskich urzędników nie umie ochronić zewnętrznych granic, łamiąc własne postanowienia i prawa. Fala imigrantów ekonomicznych nie przyniesie Europie korzyści gospodarczych mimo zapewnień niemieckich polityków. Władze niemieckich landów właśnie podały, że w 2016 r. planują wydać 17 mld euro na 800 tys. imigrantów, czyli na osobę 21 250 euro rocznie. To kwota zbliżona do średniego rocznego wynagrodzenia netto w niemieckim przemyśle. Przy słabych kwalifikacjach zawodowych większości imigrantów mało prawdopodobne, aby wypracowali wartość dodaną na tak wysokim poziomie. Szacunki te wezmą w łeb, gdy do Europy ruszy kolejna fala imigrantów. A ekonomiczny koszt powtórnego wprowadzenia kontroli granicznych w UE to kilka miliardów euro rocznie. O wyższych wydatkach na bezpieczeństwo wewnętrzne mało kto wspomni, bo to niepoprawne politycznie. Europejskie społeczeństwa w 2016 r. zrozumieją tę arytmetykę i wypowiedzą się przy urnach, począwszy od Brytyjczyków w kwestii członkostwa w UE.
Rynki finansowe często trafnie przewidują trend zdarzeń, a ten jest niekorzystny. Praktycznie brak regionów świata, z których dochodziłyby pozytywne informacje. Także w Afryce rozlewa się terroryzm, a w Ameryce Południowej albo trwają wojny z kartelami narkotykowymi, albo zaczynają się problemy ekonomiczne powodowane spadkami cen surowców i towarów rolno-spożywczych. Cieszyć tylko może zapał, z jakim elity w Polsce zajmują się politycznymi wojenkami, a media zapowiadają utrzymanie dynamiki wzrostu na ubiegłorocznym poziomie, ale czy naprawdę ktoś w to jeszcze wierzy? �
* Członek zarządu Deloitte Consulting
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.