Tarcza antyrakietowa to pierwszy krok do budowy na orbicie systemów wojskowych - radarów i wyrzutni rakietowych
Do wojny w kosmosie i na ekranach komputerów dojdzie wcześniej, niż się wydawało. Prowadzone są testy strącania satelitów za pomocą pocisków wystrzeliwanych z ziemi, wystrzeliwania z pokładów samolotów pocisków w kierunku satelitów oraz prace nad laserami ogromnej mocy służącymi do "oślepiania" satelitów wroga. Gdy wrogi cel zostanie zlokalizowany, z dowolnego miejsca na ziemi zostanie wystrzelona rakieta, która uderzy w niego z dokładnością do 0,5 m. W 2007 r. na zbrojenia w kosmosie Pentagon chce wydać 1 mld dolarów.
Do niedawna wywiad dostarczał informacje o lokalizacji celu i przekazywał ją lotnictwu. Teraz wywiad namierza cel i przesyła dane do komputera na pokładzie rakiety, który w czasie jej lotu nieustannie konsultuje się z satelitami na orbicie. Dzięki porównaniu informacji: "gdzie jestem" i "gdzie powinienem być", rakieta wie, gdzie ma lecieć. Jeżeli cel, na przykład samochód wroga, zostanie wyposażony w nadajnik GPS, rakieta trafi w niego, nawet jeśli ucieka on wąskimi uliczkami miasta. Ten system naprowadzania zastosowano 7 czerwca tego roku, gdy z pokładu myśliwca F-16C wystrzelono w kierunku punktu o współrzędnych 33°48'02,83"N, 44°30'48,58"E pocisk GBU-38. Bomba wyprodukowana przez Boeinga, mierząca prawie 4 m i ważąca niecałe 230 kg, zniszczyła położony na pustkowiu, około 50 km na północny zachód od Bagdadu dom, w którym - jak doniósł wywiad - przebywał al-Zarkawi.
Wyrzutnie orbitalne
Orbitalne wyrzutnie rakietowe istnieją dzisiaj jedynie w głowach inżynierów pracujących dla wojska, ale wkrótce przynajmniej niektóre ich elementy będą testowane. Kłopot w tym, że broń w kosmosie powinna być umieszczona stosunkowo nisko nad ziemią, by czas od "odpalenia" do zniszczenia celu był jak najkrótszy. Niestety, obiekty zawieszone na niskiej orbicie okołoziemskiej poruszają się bardzo szybko w stosunku do powierzchni ziemi. To oznacza, że wyrzutni rakiet w kosmosie musiałoby być sporo, ponieważ w innym wypadku nie można być pewnym, że w konkretnym czasie i nad konkretnym miejscem znajdzie się gotowy do odpalenia pocisku satelita.
W późnych latach 50. XX wieku zarówno ZSRR, jak i USA prowadziły próby wystrzeliwanych z samolotów rakiet służących do niszczenia satelitów na niskich orbitach. Pod koniec lat 70. amerykańskie wojsko dysponowało pociskiem wystrzeliwanym przez samoloty F-15 Eagle w czasie pionowego wznoszenia się. Pociski te składały się z trzech modułów, z których jeden był taranem MHV (miniature homing vehicle). Od początku prac nad tego typu bronią uznano, że najlepszym sposobem na niszczenie satelitów jest eksplozja jądrowa. Obliczano, że średniej wielkości ładunek jądrowy niszczy satelity w promieniu 1000 km. Gdy w 1958 r. Amerykanie zdetonowali bombę atomową na wysokości 400 km n.p.m., zniszczyli trzy znajdujące się na orbicie satelity i pozbawili komunikacji cały rejon Pacyfiku. W 1967 r. podpisano traktat o przestrzeni kosmicznej (Outer Space Treaty), zakazujący prób jądrowych w przestrzeni kosmicznej.
Konstruowanie broni do strącania obcych satelitów jest jednym z głównych kierunków badań inżynierów wojskowych. Satelity taranujące i systemy zdolne do oślepiania satelitów promieniem lasera co prawda już istnieją, ale teraz będą nabierać coraz większego znaczenia. Dotychczas satelity były najbardziej bezbronną częścią każdego systemu wojskowego, ale niedługo będą uzbrajane. Nie tylko po to, by móc wystrzeliwać rakiety w kierunku Ziemi, ale przede wszystkim po to, by móc się bronić. Już kilka lat temu sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld powiedział, że jeżeli Ameryka chce uniknąć kosmicznego Pearl Harbor, powinna się przyjrzeć systemom obronnym swoich satelitów. Następnym krokiem będzie umieszczanie na orbicie satelitów, które będą wyrzutniami rakiet w kosmosie. Wprawdzie w jednym z pierwszych zdań traktatu o przestrzeni kosmicznej zabrania się wynoszenia na orbitę broni atomowej, chemicznej i biologicznej, ale o innych rodzajach broni już się nie wspomina. Uzbrajanie przestrzeni kosmicznej w broń konwencjonalną nie wydaje się więc łamaniem uregulowań międzynarodowych. Na wszelki wypadek w podpisanym ostatnio dokumencie o przestrzeni kosmicznej prezydent George Bush odrzucił wszelkie przyszłe traktaty rozbrojeniowe.
Nowy wyścig zbrojeń
Specjaliści z Henry L. Stimson Center w Waszyngtonie napisali raport, w którym zauważali, że przy dzisiejszej technologii satelity można strącać z powierzchni ziemi, a więc monopolizowanie przestrzeni kosmicznej nie ma sensu. Jeżeli ktoś zechce zniszczyć amerykańskiego satelitę, zrobi to i bez rozwiniętego programu kosmicznego. Michael Krepon, główny autor raportu, ostrzega, że to prowadzi do nowego wyścigu zbrojeń. Poza tym ziemskie orbity już są zatłoczone różnego rodzaju systemami wspomagającymi walkę na ziemi. Są tam satelity rozpoznawcze, wczesnego i późnego ostrzegania, satelity nawigacyjne i systemy łączności. Wojsko korzysta także z satelitów meteorologicznych i geodezyjnych. Tymczasem ma być jeszcze realizowany amerykański program budowy superlekkich satelitów XSS. Znajdując się na orbicie, mogą one same dolecieć do wrogiego satelity i go zniszczyć. Następnym krokiem ma być stworzenie na orbicie kompletnych systemów wojskowych - zintegrowanego systemu satelitów, radarów i wyrzutni rakietowych. Jak to wytrzyma kosmos?
Do niedawna wywiad dostarczał informacje o lokalizacji celu i przekazywał ją lotnictwu. Teraz wywiad namierza cel i przesyła dane do komputera na pokładzie rakiety, który w czasie jej lotu nieustannie konsultuje się z satelitami na orbicie. Dzięki porównaniu informacji: "gdzie jestem" i "gdzie powinienem być", rakieta wie, gdzie ma lecieć. Jeżeli cel, na przykład samochód wroga, zostanie wyposażony w nadajnik GPS, rakieta trafi w niego, nawet jeśli ucieka on wąskimi uliczkami miasta. Ten system naprowadzania zastosowano 7 czerwca tego roku, gdy z pokładu myśliwca F-16C wystrzelono w kierunku punktu o współrzędnych 33°48'02,83"N, 44°30'48,58"E pocisk GBU-38. Bomba wyprodukowana przez Boeinga, mierząca prawie 4 m i ważąca niecałe 230 kg, zniszczyła położony na pustkowiu, około 50 km na północny zachód od Bagdadu dom, w którym - jak doniósł wywiad - przebywał al-Zarkawi.
Wyrzutnie orbitalne
Orbitalne wyrzutnie rakietowe istnieją dzisiaj jedynie w głowach inżynierów pracujących dla wojska, ale wkrótce przynajmniej niektóre ich elementy będą testowane. Kłopot w tym, że broń w kosmosie powinna być umieszczona stosunkowo nisko nad ziemią, by czas od "odpalenia" do zniszczenia celu był jak najkrótszy. Niestety, obiekty zawieszone na niskiej orbicie okołoziemskiej poruszają się bardzo szybko w stosunku do powierzchni ziemi. To oznacza, że wyrzutni rakiet w kosmosie musiałoby być sporo, ponieważ w innym wypadku nie można być pewnym, że w konkretnym czasie i nad konkretnym miejscem znajdzie się gotowy do odpalenia pocisku satelita.
W późnych latach 50. XX wieku zarówno ZSRR, jak i USA prowadziły próby wystrzeliwanych z samolotów rakiet służących do niszczenia satelitów na niskich orbitach. Pod koniec lat 70. amerykańskie wojsko dysponowało pociskiem wystrzeliwanym przez samoloty F-15 Eagle w czasie pionowego wznoszenia się. Pociski te składały się z trzech modułów, z których jeden był taranem MHV (miniature homing vehicle). Od początku prac nad tego typu bronią uznano, że najlepszym sposobem na niszczenie satelitów jest eksplozja jądrowa. Obliczano, że średniej wielkości ładunek jądrowy niszczy satelity w promieniu 1000 km. Gdy w 1958 r. Amerykanie zdetonowali bombę atomową na wysokości 400 km n.p.m., zniszczyli trzy znajdujące się na orbicie satelity i pozbawili komunikacji cały rejon Pacyfiku. W 1967 r. podpisano traktat o przestrzeni kosmicznej (Outer Space Treaty), zakazujący prób jądrowych w przestrzeni kosmicznej.
Konstruowanie broni do strącania obcych satelitów jest jednym z głównych kierunków badań inżynierów wojskowych. Satelity taranujące i systemy zdolne do oślepiania satelitów promieniem lasera co prawda już istnieją, ale teraz będą nabierać coraz większego znaczenia. Dotychczas satelity były najbardziej bezbronną częścią każdego systemu wojskowego, ale niedługo będą uzbrajane. Nie tylko po to, by móc wystrzeliwać rakiety w kierunku Ziemi, ale przede wszystkim po to, by móc się bronić. Już kilka lat temu sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld powiedział, że jeżeli Ameryka chce uniknąć kosmicznego Pearl Harbor, powinna się przyjrzeć systemom obronnym swoich satelitów. Następnym krokiem będzie umieszczanie na orbicie satelitów, które będą wyrzutniami rakiet w kosmosie. Wprawdzie w jednym z pierwszych zdań traktatu o przestrzeni kosmicznej zabrania się wynoszenia na orbitę broni atomowej, chemicznej i biologicznej, ale o innych rodzajach broni już się nie wspomina. Uzbrajanie przestrzeni kosmicznej w broń konwencjonalną nie wydaje się więc łamaniem uregulowań międzynarodowych. Na wszelki wypadek w podpisanym ostatnio dokumencie o przestrzeni kosmicznej prezydent George Bush odrzucił wszelkie przyszłe traktaty rozbrojeniowe.
Nowy wyścig zbrojeń
Specjaliści z Henry L. Stimson Center w Waszyngtonie napisali raport, w którym zauważali, że przy dzisiejszej technologii satelity można strącać z powierzchni ziemi, a więc monopolizowanie przestrzeni kosmicznej nie ma sensu. Jeżeli ktoś zechce zniszczyć amerykańskiego satelitę, zrobi to i bez rozwiniętego programu kosmicznego. Michael Krepon, główny autor raportu, ostrzega, że to prowadzi do nowego wyścigu zbrojeń. Poza tym ziemskie orbity już są zatłoczone różnego rodzaju systemami wspomagającymi walkę na ziemi. Są tam satelity rozpoznawcze, wczesnego i późnego ostrzegania, satelity nawigacyjne i systemy łączności. Wojsko korzysta także z satelitów meteorologicznych i geodezyjnych. Tymczasem ma być jeszcze realizowany amerykański program budowy superlekkich satelitów XSS. Znajdując się na orbicie, mogą one same dolecieć do wrogiego satelity i go zniszczyć. Następnym krokiem ma być stworzenie na orbicie kompletnych systemów wojskowych - zintegrowanego systemu satelitów, radarów i wyrzutni rakietowych. Jak to wytrzyma kosmos?
SZPIEG NA ORBICIE |
---|
W przestrzeni kosmicznej znajdują się setki wojskowych satelitów szpiegowskich. Najpierw ZSRR, a teraz Rosja od początku lat 60. wysłała w kosmos około tysiąca satelitów rozpoznawczych. Jeszcze więcej satelitów tego typu mają Amerykanie. Dla US Army pracują trzy niezależne systemy komunikacji satelitarnej. Dotychczas amerykańska przewaga w kosmosie była niezagrożona. Na scenie pojawił się jednak dosyć niespodziewanie konkurent - Chińczycy wystrzeliwują na orbitę coraz więcej rakiet. Obronie amerykańskich interesów ma służyć narodowa polityka kosmiczna. Jej postanowienia można streścić w jednym zdaniu: "Wszyscy są równi, ale my równiejsi". USA nie mają nic przeciwko działalności innych w przestrzeni kosmicznej, dopóki nie zagraża to interesom Ameryki. Gdy zaczyna zagrażać, zastrzegają sobie prawo do ograniczenia konkurencji dostępu do przestrzeni kosmicznej. |
Więcej możesz przeczytać w 47/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.