Aż połowa Polaków waży za dużo. Według badań przeprowadzonych przez CBOS w 2014 r. 34 proc. naszych rodaków cierpi na nadwagę (BMI – wskaźnik masy ciała – równe lub większe od 25 do 30), a 17 proc. jest otyłych (BMI równe lub większe od 30). Wagę prawidłową ma 46 proc. badanych, a tylko 3 proc. – niedowagę.
Nie wolno lekceważyć otyłości. To nie jest problem kosmetyczny, choć część społeczeństwa nadal tak ją traktuje. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała ją za chorobę – przewlekłą, która sama nie ustąpi. WHO podkreśla, że zespół objawów, który prowadzi do wystąpienia otyłości, jest przede wszystkim uwarunkowany czynnikami zewnętrznymi. Powoduje ją głownie zły sposób odżywiania i brak ruchu. A lekarstwem na tę chorobę może być również pożywienie, a ściślej właściwy sposób odżywiania i podejścia do jedzenia.
To nie geny
Wpływ czynników wewnętrznych, jak np. skłonności genetyczne, jest podawany w wątpliwość. Kilkanaście lat temu mówiło się o 40 genach mogących uczestniczyć w rozwoju otyłości. Dzisiaj jest ich ponad 400. Co to oznacza? Że lista podejrzanych rośnie, a winy nikomu nie udowodniono. Opisano niewiele ponad setkę mutacji genetycznych prowadzących do otyłości. Problem genetyki otyłości wydaje się szukaniem kozła ofiarnego, na który można by zrzucić winę za nasz chorobliwy nadmiar kilogramów i w konsekwencji pogarszający się stan całego organizmu.
Nie chodzi tylko o to, że jemy za dużo i zbyt mało się ruszamy. Pułapka współczesnego sposobu odżywiania polega także na tym, że produkty dostępne w sklepach to w dużej mierze żywność wysokoprzetworzona, która w każdym gramie niesie bardzo wysoki ładunek energetyczny. Bywa, że współczesny człowiek nie je dużo, ale za tą „skromną” – wydawałoby się – porcją idzie bardzo wysoka liczba kilokalorii i energii, dostarczanej organizmowi.
Jest wiele czynników, które sterują naszym apetytem – zapach, smak. Człowiek je także oczami. I jeśli widzi na talerzu niewiele, to nie dociera do niego, że faktycznie pochłonął dużo energii. Stopień nasycenia, jaki odczuwamy po posiłku, nie zależy wyłącznie od impulsu nerwowego, który powiadamia nasz ośrodek głodu w mózgu: „jesteś syty”. Tyciu sprzyja również coraz większa dostępność produktów i porcji XXL.
Samemu schudnąć trudno
Światowe Towarzystwo Badań nad Otyłością od niedawna zalicza otyłość, obok anoreksji i bulimii, do tzw. eating disorders, czyli zaburzeń odżywiania uwarunkowanych psychologicznie. Nic dziwnego więc, że specjaliści podkreślają, że odchudzanie, tak jak wszystko inne, zaczyna się w głowie.
– Dieta i treningi to za mało. Ci, którzy osiągnęli sukces, wiedzą, że wszystko zależy od naszego sposobu myślenia – mówi psycholog Sylwia Prawdzik, ekspert ds. leczenia nadwagi i otyłości, specjalista ds. żywienia, terapeuta i diet coach. - Żebyśmy mogli cokolwiek zmienić, trzeba zmodyfikować myślenie i nauczyć się odpowiednich umiejętności, które pomogą nam zamienić złe nawyki na korzystne. Nie jest to łatwe i trudno zrobić to samodzielnie, ale to jest klucz do sukcesu w odchudzaniu.
Z pomocą przychodzi psychologia poznawczo-behawioralna, która do tej pory pomagała pacjentom z lękiem czy depresją. Okazało się jednak, że to podejście jest skuteczne również w przypadku odchudzania. Polega ono głównie na nauce radzenia sobie z trudnościami, które pojawiają się w trakcie odchudzania. Na przykład zmianie takich nawyków jak zajadanie stresów czy jedzenie dużych porcji podczas spotkań towarzyskich.
– Największe grzechy, które prowadzą do nadmiaru kilogramów, to: zbyt mało warzyw w diecie, funkcjonowanie wbrew naturalnemu rytmowi biologicznemu, czyli zjadanie największego posiłku wieczorem – wymienia Sylwia Prawdzik. Tymczasem najwięcej energii organizm potrzebuje rano i w ciągu dnia.
Oczywiście, nie jest tak, że sama zmiana nawyków błyskawicznie sprawi, że zbędne kilogramy znikną, ale w połączeniu z dietą i ćwiczeniami pozwoli utrzymać trwale szczupłą sylwetkę. Bo wiele osób nie ma problemów z samym schudnięciem, ale z tym, aby kilogramy nie wróciły.
– Jeśli mamy gotowy jadłospis i rozpisane ćwiczenia, to chudniemy. Ale dzieje się tak tylko wówczas, kiedy się do tych wskazówek stosujemy. Potem, gdy wracamy do swoich ulubionych dań i napojów, wracają też kilogramy. To błędne koło chudnięcia i tycia może trwać latami, jeśli nie zmienimy nawyków – tłumaczy Sylwia Prawdzik. Zmiana wymaga czasu. Wiele zależy od tego, jakie złe nawyki chcemy zmieniać. Zwykle potrzebne jest od sześciu do dziewięciu miesięcy. I nie chodzi tutaj tylko o odmawianie sobie przekąsek, radzenie sobie z ochotą na słodycze, ale przede wszystkim z wprowadzaniem takiej organizacji dnia, dzięki której znajdziemy czas na zdrowy posiłek, trening, a także ćwiczenia, nawet jeśli codziennie mamy wiele obowiązków. Kluczowe w osiągnięciu trwałych efektów w odchudzaniu jest odkrycie w sobie motywacji do zmiany oraz nauczenie się umiejętności, które są potrzebne do wprowadzenia zdrowych nawyków w życie. Dzięki nim możemy nie tylko wejść na drogę zdrowego stylu życia, ale też pozostać na niej na zawsze.
Bariatria refundowana
Od stycznia 2017 r. chirurgiczne leczenie otyłości będzie teraz funkcjonować jako nowa grupa świadczeń refundowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. To przełom w leczeniu chorych na otyłość.
Do tej pory NFZ miał w swoim taryfikatorze wpisany jeden zabieg chirurgii bariatrycznej: założenie opaski żołądkowej. Dwa inne zabiegi – rękawowa resekcja żołądka (tzw. sleeve) i bypass żołądkowy (gastric bypass) – traktowane były jako ogólne „zabiegi chirurgiczne na układzie pokarmowym”. W efekcie wiele szpitali z nich zupełnie rezygnowało, bo, jak alarmowała Fundacja Od-Waga, podczas finansowych kontroli NFZ często kwestionował zasadność wykonania takich operacji u pacjentów chorych na otyłość.
Pod koniec czerwca Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT) podjęła kluczową dla pacjentów decyzję oddzielenia chirurgii bariatrycznej od ogólnej i utworzyła nową grupę świadczeń gwarantowanych pod nazwą „chirurgiczne leczenie otyłości”. Zdaniem specjalistów ta decyzja zmieni również postrzeganie otyłości. – Wreszcie zauważa się, że to nie zaniedbanie, czyjś problem, ale naprawdę poważna choroba, którą trzeba leczyć – mówi prof. Mariusz Wyleżoł z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, przewodniczący Sekcji Chirurgii Metabolicznej i Bariatrycznej Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością. – To wielka szansa dla tej grupy chorych, to możliwość uratowania wielu ludzkich istnień. Każdego dnia spotykam pacjentów, którym wmawia się, że otyłość można pokonać siłą woli, zamiast skierować ich na leczenie, ponieważ wobec niektórych postaci tej choroby człowiek jest bezradny. Zmiany przełożą się także na oszczędności. Wydajemy przecież ogromne pieniądze na leczenie powikłań otyłości, chociażby cukrzycy.
Szacuje się, że w Polsce na otyłość olbrzymią (wskaźnik BMI 40+) cierpi ponad pół miliona osób. Wśród nich są także pacjenci z otyłością skrajnie olbrzymią (BMI 50+). Dla większości z nich operacja bariatryczna jest jedynym ratunkiem – tradycyjne metody leczenia otyłości, czyli dieta, leki i aktywność fizyczna, nie dadzą pożądanych rezultatów. Nowy system refundacji będzie dotyczyć chorych na otyłość z BMI 40+.
Sylwia Prawdzik
Ekspert ds. leczenia nadwagi i otyłości. Z wykształcenia psycholog, specjalista ds. żywienia, terapeuta, diet coach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.