Tym samym Polka zapisała się w historii dyscypliny jako pierwsza kobieta, która przekroczyła granicę 80 m. Dla rawiczanki ustanowienie najlepszego wyniku na świecie nie było jednak żadnym novum. Po raz pierwszy taki rekord pobiła już w 2009 r. w Berlinie. Miała wtedy 24 lata. Od tego czasu na rekordowe odległości rzucała trzykrotnie – w Bydgoszczy, znów w Berlinie i właśnie we Władysławowie. Piąty raz Polka chce to uczynić na igrzyskach w Rio.
Rękawica z napisem
W 2000 r. na igrzyskach w Sydney złoty medal sensacyjnie wywalczyła zaledwie 17-letnia młociarka Kamila Skolimowska. Włodarczyk wówczas nawet nie wiedziała, ile waży młot. Dziewięć lat późniejSkolimowska z powodu nierozpoznanej zakrzepicy doznała zatoru tętnicy płucnej i zmarła na zgrupowaniu w Portugalii. Anita była wówczas na innym obozie, w Chorwacji. Nagle została następczynią Mistrzyni. Robert Skolimowski, ojciec Kamili, dał jej w prezencie rękawiczkę z napisem „Kama”. Włodarczyk pierwszy raz miała ją w Cottbus. I pobiła rekord Polski. Potem przyszły mistrzostwa świata w Berlinie i igrzyska olimpijskie w Londynie. A wraz z nimi worek medali.
Młoda Anita mieszkała w czteropiętrowym bloku na obrzeżach Rawicza i na placu przed budynkiem grała z chłopcami w piłkę nożną, palanta, biegała, trenowała też czwórbój lekkoatletyczny i jeździła na rowerze. Speedrowerze, czyli czymś trochę przypominającym żużel na torze kolarskim. Wciągnęli ją do tego ojciec Andrzej, były piłkarz, a później propagator tego sportu, oraz brat Adam, z którymi jako kibic chętnie jeździła na mecze żużlowej Unii Leszno. W speedrowerze długo była jedyną Polką. Odnosiła nawet sukcesy – w 1998 r. razem z mężczyznami zdobyła mistrzostwo Europy juniorów.
W szkole młociarka uwielbiała WF, choć dobre oceny miała także z biologii, geografii i historii (uwielbia średniowiecze). Świetnie pisała też dyktanda, wygrywała konkursy z ortografii. Namiętnie oglądała programy profesorów Jana Miodka i Jerzego Bralczyka. Gdy dorosła, pokochała taniec, piwo i rock’n’roll!
Pod mostem
Zanim w 2002 r. zabrała się do młota, przez kilka miesięcy pchała kulę, a później rzucała dyskiem. Następnie wylądowała pod mostem. I to dosłownie. Bo właśnie pod mostem Świętego Rocha w Poznaniu jako młoda studentka AWF uwielbiała trenować.
– Chodziło o oszczędność czasu. Musiałabym dojeżdżać tramwajami na stadion Olimpii z młotami w torbie. Wygodniej było jechać pod most – śmieje się dziś. Ten trening wymyślił trener Czesław Cybulski, z którym rozstała się w nerwowych okolicznościach w 2009 r. po zgrupowaniu w Cetniewie. Chwilę później na mistrzostwach w Berlinie wygrała, bijąc rekord globu.
Właśnie w stolicy Niemiec doszło do jednego z najbardziej emocjonujących pojedynków w karierze Włodarczyk. Stadion kibicował jej rywalce, Niemce Betty Heidler. Po rzucie na odległość 77,96 m Polka pognała w stronę naszych kibiców i zwichnęła lewą kostkę. Następnie odpuściła trzy kolejne próby. Heidler robiła, co mogła, aby dogonić Włodarczyk. W ostatniej próbie rzuciła 77,12 m. Za mało. Dzięki temu Polka mogła słuchać w Berlinie „Mazurka Dąbrowskiego”.
Włodarczyk ma także na koncie mistrzostwo świata z Pekinu (2015), czempionat Europy z Helsinek (2012), Zurychu (2014) i Amsterdamu (2016) oraz kilkanaście innych wygranych międzynarodowych imprez. Wciąż nie ma natomiast olimpijskiego złota. Włodarczyk przyznała kiedyś, że przed ważnymi zawodami często patrzy w niebo i prosi Skolimowską, aby jej pomogła. I ta pomaga. Teraz przed obiema paniami jeszcze jedna, najważniejsza dotąd próba. W Rio. g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.