Jeszcze rok temu niewielu fanów siatkówki było w stanie wyobrazić sobie polską kadrę na igrzyska olimpijskie bez mistrzów świata z 2014 r. – Marcina Możdżonka i Andrzeja Wrony. Ale w dużej mierze właśnie za sprawą utalentowanego giganta ze Śląska dwie gwiazdy naszej siatkówki brazylijski turniej obejrzą w telewizorze. To właśnie w Bieńku, murowanym kandydacie do gry w podstawowej szóstce Biało-Czerwonych, nadzieję pokłada selekcjoner reprezentacji, Francuz Stéphane Antiga.
Siatkarz z przypadku
Paradoksem jest, że wychowanek Norwida Częstochowa nigdy nie marzył o siatkówce. Chciał być jak Cristiano Ronaldo. Pokój nastolatka zdobiły plakaty z podobizną ówczesnego gwiazdora Manchesteru United i reprezentacji Portugalii. To on był jego idolem, choć sam Bieniek w futbolu próbował sił w defensywie. Przez cztery lata szkolił się najpierw jako bramkarz, a później obrońca, w balansującej między A-klasą i ligą okręgową Pogoni Blachownia. Po jakimś czasie zieloną murawę zamienił na pięściarski ring. Stoczył nawet dwie walki amatorskie. – Boks trenowałem przez kilka miesięcy, jednak strasznie wkurzało mnie, gdy koledzy podbijali mi oko. Lubiłem ten sport, ale irytowały mnie porażki – wspomina dziś siatkarz.
Sprawy w swoje ręce wziął w końcu nauczyciel wychowania fizycznego z gimnazjum w Blachowni (22-latek pochodzi z pobliskiego Konradowa), który zaczął natarczywie słać listy do państwa Bieńków. Skarżył się w nich, że chłopak, choć ma znakomite warunki fizyczne (mierzył prawie dwa metry!), nie chce brać udziału w zawodach siatkarskich. – Byłem wysoki, więc chcieli, żebym grał. Mnie się nie spieszyło, ale rodzice naciskali i dla świętego spokoju poszedłem na trening – wspomina dziś Mateusz. Na zajęcia zaprowadził go ojciec, sam siatkarz amator. Bieniek miał wtedy 16 lat. I mimo że do siatkarskiej rodziny wstąpił szalenie późno, rozwijał się w tempie piorunującym.
Atomowy miał także debiut w pierwszej reprezentacji. W 2015 r. zagrał przeciwko utytułowanym Rosjanom. I to z takim rozmachem, że wybrano go na najlepszego zawodnika meczu. – W to majowe popołudnie historia zatoczyła koło, bo chłopak, który jako dziecko oglądał szalony bój Polski z Rosją na MŚ w Japonii, dekadę później naszych wschodnich sąsiadów ograł niemal w pojedynkę. Tak oto odwdzięczył się trenerowi Antidze za powołanie, które otrzymał jako prezent urodzinowy – mówi Wojciech Drzyzga, trzykrotny wicemistrz Europy, uczestnik igrzysk olimpijskich w Moskwie.
Dodany do ulubionych
Nowy talent zauważyli ostatnio działacze mistrza Polski, ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, i ogłosili, że Bieniek dołączył do ich zespołu. Wśród młodych i uzdolnionych – jak Bartosz Bednorz, Artur Szalpuk czy Aleksander Śliwka – to Bieniek jest największą gwiazdą. W ciągu roku pokochała go cała Polska. Uznano go za najlepszego sportowca woj. świętokrzyskiego. Podczas ostatniego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Berlinie został wybrany do szóstki gwiazd całej imprezy. Jako jedyny Polak. Był także najlepszym zagrywającym Memoriału Huberta Wagnera. Jeden ze sponsorów Effectora Kielce sprezentował nawet chłopakowi skodę octavię z napisem „Kochamy cię, Bieniu”. Nieźle, jak na 22-latka, który wolał być piłkarzem.
– A to dopiero początek. Jego stać na znacznie więcej. Teraz będzie chciał to udowodnić w Rio. Może zostać jedną z największych gwiazd turnieju – przekonuje Łukasz Kadziewicz, wicemistrz świata z 2006 r. To właśnie jego grę 12-letni Mateusz oglądał z zapartym tchem. Teraz czas na zamianę ról. Oby na taką wartą złotego medalu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.