EWA WANAT
Mira jest całkiem zwyczajną dziewczyną koło trzydziestki, po mieście zasuwa zdezelowanym rowerem z dużą skrzynką na zakupy przywiązaną drutem do bagażnika. Chodzi w kaloszach przypominających oficerki i w trenczu z pchlego targu. Długie włosy bez śladu farby nosi upięte w koński ogon, zero makijażu – taki berliński styl. Skończyła dobry uniwersytet. Interesuje się polityką, aktywnie w niej uczestniczy, współorganizując feministyczne demonstracje. Jest feministką walczącą o prawa kobiet. Zwłaszcza koleżanek po fachu. – Jak o sobie mówisz? Jak mam Cię przedstawić czytelnikom? – Jestem k... – Nie „prostytutką”? – Nie, k... – „die Hure”. Tak wpisałam w rubryce „zawód” w deklaracji podatkowej. Mira jest jedną z kilku tysięcy prostytutek pracujących w Berlinie, o którym mówi się „Burdel Europa”. Oferta seksbiznesu jest tu rzeczywiście przebogata. Nie tylko legalna – jak w całych Niemczech – prostytucja, ale i wiele klubów dla homo-, bi-, trans-i heteroseksualnych miłośników wszelkiej perwersji, fetyszy, wyuzdanych zabaw. Pornografia i prostytucja to są, być może, jedyne rzeczy, które łączą prawicę z lewicą.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.