Polskie obozy koncentracyjne to jest określenie, które prowadzi autora wprost na salę sądową.
Mam nadzieję, że nie będzie to zrozumiane w ten sposób, że rzekomo antypolski kontekst w okresie rządów PiS jest bardzo lukratywnym posunięciem. Zacząłem nad tematem pracować w czasie, gdy PO trzymała się mocno. To było w parku w Jaworznie, gdzie moją uwagę przykuł pomnik z napisami po niemiecku. Gdy się zastanawiałem, o co chodzi, jeden z przechodniów powiedział mi, że jeżdżę na rowerze po ciałach 6 tys. zamęczonych po wojnie w polskich obozach niemieckich cywilów, których nigdy nie ekshumowano. Często potem słyszałem, że nie można formułować takiego tytułu, bo w tych obozach nie panowały takie warunki jak w obozach niemieckich czy sowieckich. Ale właśnie panowały. W Świętochłowicach umierało w pewnym okresie więcej ludzi niż w łagrach sowieckich. Okazuje się jednak, że u nas ciągle pokutuje takie myślenie, że stalinowcy mogą być źli, jak mordują żołnierzy wyklętych, ale jednak nie aż tak źli, żeby przejmować hitlerowskie obozy koncentracyjne i męczyć w nich Ślązaków czy niemieckich cywilów.
Powojenne losy Niemców to w Polsce drażliwy temat.
Tak, wiem, to śmierdzi ukrytą opcją niemiecką, Eriką Steinbach, ziomkostwami, związkami wypędzonych i całą tą skrajną prawicą niemiecką, której nie jest po drodze z ekspiacyjną polityką państwa niemieckiego. Tylko że to są historyczne fakty. Komuniści w Polsce przejęli całą nienaruszoną infrastrukturę obozową, jaką Niemcy stworzyli w czasie okupacji, i wykorzystali ją cynicznie i bezwzględnie do swoich celów. Nie rozumiem zatem, dlaczego historycy, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że określenie „polskie obozy koncentracyjne” jest niedopuszczalne. Ówczesne władze same je tak nazywały, np. Czesław Gęborski, komendant obozu w Łambinowicach. Historyczna wykładnia jest pokrętna, bo próbuje się pokazać, że jak władza została narzucona siłą, to jej wykonawcami nie byli Polacy. Zastąpili ich mityczni komuniści, tak jak Niemców zastąpili pozbawieni tożsamości narodowej naziści.
Znaleźlibyśmy wielu takich, którzy by powiedzieli, że Salomon Morel, krwawy komendant obozu w Świętochłowicach, z Polską nie miał wiele wspólnego.
Oczywiście, jego żydowskie pochodzenie, fakt, że przeżył Holocaust, miały wielki wpływ na jego osobiste, indywidualne decyzje i na jego furię. Ale gdyby ta furia nie była zaprzęgnięta w cały zorganizowany aparat, to znaczyłaby tyle, ile znaczyła w czasie przypadkowych aktów zemsty, do których przecież dochodziło po wojnie. Być może Morel zabiłby jakiegoś Niemca na ulicy, może nawet zamordowałby jego żonę, ale przecież zaraz pojawiliby się jacyś ludzie, odciągnęli go, może nawet przyszedłby jakiś milicjant i sprawa by się rozeszła po kościach. Ale to polscy komuniści dali mu narzędzia do prowadzenia systematycznej eksterminacji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.