Reforma edukacji stała się faktem. Właśnie rozpoczyna się nauka w nowopowstałych klasach siódmych, a w likwidowanych gimnazjach nie ma już pierwszoklasistów. Przeciwnicy tych zmian twierdzą, że niszczy pani polską szkołę.
Im bliżej do rozpoczęcia roku szkolnego, tym mniej było takich głosów. Sondaże pokazują, że reforma ma zdecydowanie więcej zwolenników niż przeciwników. Wprowadzając zmiany, dotrzymałam wszystkich obietnic i nie uchybiłam żadnemu terminowi.
Tu raczej chodzi o to, że nowy system skraca o rok jednolity dla wszystkich cykl kształcenia ogólnego. Dziewięć lat, na co składało się sześć szkoły podstawowej i trzy gimnazjum, przekształcono w ośmioletnią podstawówkę.
To nie jest prawda. Od września 2016 r. do obowiązkowej – dla wszystkich sześciolatków – zerówki wprowadziłam elementy edukacyjne, które wcześniej były realizowane w pierwszej klasie. Mam tu na myśli np. naukę czytania czy podstawy matematyki. Zatem rok zerówki plus osiem lat szkoły podstawowej daje nam dziewięcioletni cykl kształcenia ogólnego. To nie jest tylko zmiana programowa. Od 2016 r. sześciolatek w zerówce jest traktowany jak uczeń, również przez system finansowania oświaty. Przysługuje na niego subwencja, taka sama jak na ucznia szkoły podstawowej, liceum ogólnokształcącego czy technikum. Wcześniej finansowana była edukacja tylko tych sześciolatków, którzy zasiadali w szkolnych ławkach. Te dzieci, które rodzice zdecydowali się pozostawić w zerówce, nie były wliczane do subwencji oświatowej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.