Skąd pomysł, by odkurzyć tzw. ustawę Dzierżawskiego?
Na początku kadencji premier Szydło zapowiedziała, że chce, byśmy zbliżali się z wynagrodzeniami do krajów Europy Zachodniej. Potwierdzał to też wicepremier Morawiecki, który mówił o uproszczeniu systemu podatkowego i podnoszeniu płac Polaków. Owszem, podnieśliśmy już dwukrotnie najniższe wynagrodzenie, ale ten instrument daje podwyżki najmniej wykwalifikowanym pracownikom, a nam zależy, żeby dostali je wszyscy. Stąd też daliśmy rządowi instrument w postaci takich założeń do ustawy, który te cele realizuje.
Koniec z kilkoma składkami, jeden podatek i wzrost wynagrodzeń. A jak to spiąć i wyrównać wpływy do budżetu?
Przygotowując nasze prognozy, pamiętaliśmy o tym, by było to możliwe do przełknięcia dla polityków. Chcemy zmiany filozofii podatku dochodowego, który stanie się przychodowym. Dalejbędziemy bazować na tym, co już w Polsce mamy, ale inaczej rozłożymy ciężary. Chcemy przenieść ciężar z opodatkowania pracy na kapitał. Teraz mamy do czynienia z sytuacją, gdy obroty firm rosną, a wpływy z podatku CIT nie. Budżet w tej części jest zasilany przez małe i średnie firmy, bo korporacje potrafią podatku dochodowego unikać. Podatek przychodowy, który proponujemy, sprawi, że wszyscy będą musieli go płacić. Byłoby to 1,49 proc. od osób prawnych i podatek od dywidendy – 27 proc. To już zwiększy wpływy, a dojdzie do tego wzrost wpływów z PIT, choć na razie nie możemy podać dokładnych stawek. Ale byłyby one równe lub niższe dzisiejszemu ryczałtowi ewidencjonowanemu z wyłączeniem handlu, dla którego stawka w PIT musi być równa CIT.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.