Wzorcowo cywilizowana Europa wywołała w XX wieku wręcz modelowe katastrofy
Wszkołach zaczyna się zajęcia od modlitwy, a religia jest wszechobecna. Obrońcy kreacjonizmu rosną w siłę, a w wielu szkołach nie pozwalają uczyć darwinizmu. W publicznej debacie homoseksualistów nazywa się zboczeńcami i chce ich leczyć. Bardzo silni są przeciwnicy aborcji, a czasem dochodzi do zabójstw lekarzy aborcję wykonujących. Kara śmierci jest uważana za dobrodziejstwo dla społeczeństwa, a system karny ma głównie służyć odstraszaniu przestępców, a nie ich resocjalizacji. Można by jeszcze długo wyliczać mankamenty tego kraju, uosobienia ciemnogrodu. Nie miałby on najmniejszych szans spełnić kryteriów hiperpostępowej Rady Europy (vide: „Rada postępu"). A do Unii Europejskiej nie wszedłby wcale albo długo po Turcji i Albanii. A jednocześnie ten kraj, Stany Zjednoczone, jest uważany za jedną z najdojrzalszych i najlepiej funkcjonujących demokracji świata. Za kraj, w którym wolność ma się tak dobrze jak nigdzie indziej. W którym powstają najnowsze technologie i rodzą się najważniejsze idee (vide: „Mózg świata”).
Przykład USA dowodzi, że kastrowanie debaty publicznej i sprowadzanie wszystkiego do jednego, poprawnego politycznie modelu (dziwnym trafem lewicowo-liberalnego) jest absurdem. W Europie ten absurd jest uważany za szczyt cywilizacyjnego rozwoju. Tu nie ma gry i rywalizacji wartości (nawet antywartości), lecz przymus wyznawania jednych wartości (wszystko inne to wykluczenie, napiętnowanie, dyskryminacja itp.). Bo inaczej byłaby katastrofa. I nie pamięta się, że ta wzorcowo cywilizowana Europa wywołała w XX wieku wręcz modelowe katastrofy, na przykład dwie wojny światowe, wymyśliła i praktykowała ludobójstwo, czystki etniczne czy zbrodniczy komunizm. A amerykański ciemnogród wszystkich tych plag uniknął i jeszcze wielce cywilizowanej Europie przychodził z odsieczą, bo wielokrotnie sama nie potrafiła sobie radzić.
Kiedy Polska sprzeciwia się różnym europejskim rozwiązaniom, słusznie wytykając ich absurdalność czy niedemokratyczność, też jest nazywana ciemnogrodem. Światli Europejczycy z lubością powtarzają, że Polska zawsze sprawiała kłopoty. To kosmiczna bzdura. Chyba że za sprawianie kłopotów uznać trzy rozbiory, bolszewicką agresję w początkach II RP, napaść Hitlera i Stalina w 1939 r., ustanowienie komunistycznej dyktatury przy milczącej akceptacji Zachodu czy podobne usankcjonowanie stanu wojennego przez dużą część tegoż Zachodu. Polska korzystająca z praw, które daje nam europejskie ustawodawstwo (bo pozwala ono na wetowanie czy stawianie na porządku dziennym sposobu głosowania w Radzie Europejskiej), jest uważana za mąciciela i zakałę (vide: „Niemiecka macocha"). Można by zrozumieć postępową Europę, która nam to wytyka, bo broni własnych interesów naszym kosztem, ale nie sposób zrozumieć Polaków, którzy czasem wręcz się ścigają w wynajdowaniu we własnym kraju wydumanych potworności (vide: „Jaś Fasola III RP”). Jak już własnej ojczyźnie przywalą, czują się spełnieni, a nawet dumni. Tym bardziej że postępowa Europa potrafi to docenić, także materialnie.
Jak to wszystko tłumaczyć? Chyba tak, że komunizm nie zniknął wraz z upadkiem ZSRR i wyzwoleniem jego satelitów. Komunizm był w postępowej Europie zawsze traktowany przychylnie, bo właśnie z niego postępowość Europy w prostej linii się wywodzi. Wystarczy wspomnieć o zastąpieniu walki klas walką wykluczonych, proletariatu przez lesbijki, gejów, zielonych itp. czy marksistowskiej ideologii przez ideologię Chomskych, Moore’ów, Stiglitzów, Žižków i innych Ostów. A twarde jądro, czyli walka z amerykańskim imperializmem, wolnym rynkiem i kapitałem, pozostało. Kiedy więc spotykamy się ze zmasowaną propagandą postępu, warto się czasem zastanowić, czy nie wciska się nam nowej wersji komunizmu.
Przykład USA dowodzi, że kastrowanie debaty publicznej i sprowadzanie wszystkiego do jednego, poprawnego politycznie modelu (dziwnym trafem lewicowo-liberalnego) jest absurdem. W Europie ten absurd jest uważany za szczyt cywilizacyjnego rozwoju. Tu nie ma gry i rywalizacji wartości (nawet antywartości), lecz przymus wyznawania jednych wartości (wszystko inne to wykluczenie, napiętnowanie, dyskryminacja itp.). Bo inaczej byłaby katastrofa. I nie pamięta się, że ta wzorcowo cywilizowana Europa wywołała w XX wieku wręcz modelowe katastrofy, na przykład dwie wojny światowe, wymyśliła i praktykowała ludobójstwo, czystki etniczne czy zbrodniczy komunizm. A amerykański ciemnogród wszystkich tych plag uniknął i jeszcze wielce cywilizowanej Europie przychodził z odsieczą, bo wielokrotnie sama nie potrafiła sobie radzić.
Kiedy Polska sprzeciwia się różnym europejskim rozwiązaniom, słusznie wytykając ich absurdalność czy niedemokratyczność, też jest nazywana ciemnogrodem. Światli Europejczycy z lubością powtarzają, że Polska zawsze sprawiała kłopoty. To kosmiczna bzdura. Chyba że za sprawianie kłopotów uznać trzy rozbiory, bolszewicką agresję w początkach II RP, napaść Hitlera i Stalina w 1939 r., ustanowienie komunistycznej dyktatury przy milczącej akceptacji Zachodu czy podobne usankcjonowanie stanu wojennego przez dużą część tegoż Zachodu. Polska korzystająca z praw, które daje nam europejskie ustawodawstwo (bo pozwala ono na wetowanie czy stawianie na porządku dziennym sposobu głosowania w Radzie Europejskiej), jest uważana za mąciciela i zakałę (vide: „Niemiecka macocha"). Można by zrozumieć postępową Europę, która nam to wytyka, bo broni własnych interesów naszym kosztem, ale nie sposób zrozumieć Polaków, którzy czasem wręcz się ścigają w wynajdowaniu we własnym kraju wydumanych potworności (vide: „Jaś Fasola III RP”). Jak już własnej ojczyźnie przywalą, czują się spełnieni, a nawet dumni. Tym bardziej że postępowa Europa potrafi to docenić, także materialnie.
Jak to wszystko tłumaczyć? Chyba tak, że komunizm nie zniknął wraz z upadkiem ZSRR i wyzwoleniem jego satelitów. Komunizm był w postępowej Europie zawsze traktowany przychylnie, bo właśnie z niego postępowość Europy w prostej linii się wywodzi. Wystarczy wspomnieć o zastąpieniu walki klas walką wykluczonych, proletariatu przez lesbijki, gejów, zielonych itp. czy marksistowskiej ideologii przez ideologię Chomskych, Moore’ów, Stiglitzów, Žižków i innych Ostów. A twarde jądro, czyli walka z amerykańskim imperializmem, wolnym rynkiem i kapitałem, pozostało. Kiedy więc spotykamy się ze zmasowaną propagandą postępu, warto się czasem zastanowić, czy nie wciska się nam nowej wersji komunizmu.
Więcej możesz przeczytać w 26/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.